TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Dzień dobry Państwu. Dziś krótki wykład, taki świąteczny dla tych z Państwa, którzy chcą nic nie robić, a mimo to żyć na bogato. W sumie jest to wykład dla każdego z nas, bo każdy z nas marzy o tym, żeby mieć te atrybuty bogactwa, kas, władzy i seks. Różne portale doradzają nam jak tego dokonać. Mądrzą się chociaż uczciwie mówiąc, gdyby wiedziały jak stać się bogatym, to by już dawno to zrobiły. Różni doradcy finansowiczy, giełdowi też chcą żyć z tych naszych datków, a przecież gdyby wiedzieli cokolwiek więcej niż przeciętny zjadać chleba, to by już dawno to wykorzystali, żeby się wzbogacić.
Prawdziwe wielkie interesy robi się w cichości, a doradzaniem i robieniem show zajmują się zazwyczaj nieudacznicy. Publikują różnego rodzaju poradniki, bo sami nie znaleźli innej recepty na bogactwo. Mówią, kupcie nasz poradnik, pokażemy wam jak stać się bogatymi. Ale sami są zazwyczaj biedni jak mysz kościelna i liczą na naszą naiwność. Inna sprawa, że wielu spośród nas, spośród państwa kupuje takie mądre rady. A ci doradcy dzięki naszej naiwności rzeczywiście sami robią się bogaci. Pomyślmy zatem, co zrobić, żeby być bogatym. Warto zauważyć, że każda informacja, jaka do nas dociera jest towarem. Informacja każda jest towarem i warto traktować to określenie towar dosłownie. Informacja nie ma nas informować, informacja ma nas ukształtować.
Przykładowo wiadomości w telewizorni mają nas ukształtować w kierunku właściwego oddania głosów w nadchodzących wyborach. Każde medium jest zależne od sponsora. Żadne nie podaje nam gołej informacji. Każde medium wartościuje informacje. Często ubiera je w komentarze. No po co? Żebyśmy wiedzieli co jest dobre, a co jest złe. Dostajemy taką papkę, którą mamy łatwo strawić. Jesteśmy według mediów zbyt głupi, żeby samemu to rozstrzygać, żeby analizować, żeby dociekać. Trzeba nam wyjaśnić jak rozumieć każdy przekaz. Trzeba nam to wyjaśnić jak krowie na ugorze. Jak w nauce religii. To jest dobre, bo i tu następuje uzasadnienie, a to jest złe, bo i tu także następuje uzasadnienie.
Media informują nas jak poprawnie należy rozumieć świat. Żebyśmy wiedzieli jak głosować zgodnie z interesem medialnych sponsorów. Takie małe burze w szklance wody. Jakąkolwiek partię byśmy nie wybrali, no to przepraszam, ale i tak zagłosujemy na ludzi, którzy mają cele korporacyjne. Cele tych, którzy dysponują kapitałem. Aby dowiedzieć się kto naprawdę tobą rządzi. Sprawdź po prostu kogo nie wolno ci krytykować. To powiedział Wolter. Słowa proste, prawda? Jeżeli chcesz znać prawdę, to obserwuj telewizornie i wszystko będziesz wiedział. Jestem osobą życzliwą Żydom. Zrobiłem o nich kilka wykładów, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że każda najmniejsza, nawet krytyka ich poczynań grozi w Polsce wręcz medialnym linczem.
Popatrzmy na ostatnie zgaszenie świec hanałkowych przez posła Grzegorza Brauna w polskim Sejmie. Kto nami rządzi? Proszę się zastanowić. Aby dowiedzieć się kto naprawdę tobą rządzi, sprawdź po prostu kogo nie wolno ci krytykować. Państwo macie swój rozum. Tak jest za każdym razem. Takie komentarze telewizyjne. Telewizornia wmawia nam oburzenie całego świata na nas. Z tego powodu incydentu Brauna. Po prostu śmiechu warte. Telewizornia to nie tylko modelowanie wyborców, to także modelowanie konsumentów. Mamy kupować to i to i media podają bardzo wymyślne argumenty wspierające nasze wybory. Tyle, że te nasze wybory i tak nie mają najmniejszego znaczenia. Borynek, co do zasady podzielony jest między wielkich graczy.
Pokazuje to na przykładzie Stanów Zjednoczonych. I czy my wybierzemy firmę A, czy firmę B, czy firmę C z pakietu należącego do, powiedzmy, Coca-Coli czy do Nestle, to jest tym firmom i tak obojętna. Gra za każdym razem toczy się tylko o pietruszkę, bo i tak cały rynek podzielony jest przez dużych graczy. Kiedyś w Europie duże emocje wzbudzała reklama MediaMarkt, który wydawał się lepszym od Saturna. No póki nie wydało się, że obie firmy mają tego samego właściciela. Takie małe burze w szklance wody i takie podjudzanie nas, takie do zainteresowania tematem. Ale tak naprawdę to gra się już rozegrała. Cokolwiek byśmy nie wybrali, to i tak pieniądze trafią do wiadomej kieszeni.
Przepraszam za ten sceptycyzm, ale tak to naprawdę działa. Na przełomie wieków żył w Stanach Zjednoczonych niejaki Thorsten Weblen. I ten Weblen całe życie szedł pod prąd. Mainstream mówi, że to praca jest jedynym środkiem do samorealizacji i osiągnięcia dostatku. Naprawdę tak państwo myślicie? Myślicie, że praca? Weblen mówił, że wcale tak nie jest. Że pracować muszą tylko nieudacznicy. Tylko ci, którzy nie potrafią mądrze i zadbać o swoje bogactwo. O tym rozmawiamy. Bo bogactwo robi się na naiwności innych, często łamiąc prawo, ale nie przyznając się do tego. Praca jest dla tych, którzy już nic nie potrafią. To mówi Weblen. I trzeba było im stworzyć jakieś teoretyczne podstawy.
Stąd w ekonomii ta praca człowieka tworzy bogactwo. I w filozofii też nadano pracy sens, żeby ci biedni pracownicy mieli się czym dowartościować. Wracając do Weblena, amerykańskie Towarzystwo Ekonomiczne zaoferowało Torstonowi Weblenowi fotel prezesa. Amerykanie fotel prezesa dla Weblena. Ale Weblen odmówił. Nie chciał być żadnym prezesem dla amerykańskich ekonomistów. Bo nie głosił swoich poglądów dla poklasków. Chcecie to poczytajcie Teorie Klasy Próżniaczyj. Praca na pewno nie uszlachetnia. Praca upadła. Prawdziwym powodem do dumy jest nic nie robić. Szczycimy się tym, że nic nie musimy robić. To jest ten powód do dumy. Nic nie robi arystokracja i bankierzy i miliarderzy.
A przynajmniej ci ludzie nie pracują w naszym rozumieniu. Bawią się, oddają się uciechom, korzystają z życia. Trud codziennej pracy zostawiając takim jak my nieudacznikom. Dla zwykłego nieudacznika, zjadacza chleba obowiązuje prawo popytu i podaży. Jeśli produkt jest za drogi, to go nie kupimy. Nie kupimy laptopa za 20 tysięcy złotych, ani nie kupimy Androida, za 15 tysięcy, ani nie kupimy telewizora za 40 tysięcy. To wszystkie są produkty dla nas za drogie. Gdyby te produkty potaniały, to by było nas na nie stać. Tak przynajmniej marzymy. Tak nam się wydaje. Tak mówi prawo, podaży i popytu. A Weblen mówi, że jest dokładnie odwrotnie.
Jeśli potanieją ceny, któregokolwiek z pokazanych tu produktów, to przestaniemy go kupować, bo cena jest jedną z mocnych cech produktu. Jeśli potanieje samochód Mercedes czy samochód Lamborghini, to jak potanieje, to straci te swoje cechy. Bo wcześniej był samochodem ekskluzywnym dla elit, a teraz za 30 czy 50 tysięcy każdy go może mieć. Więc po co komu takie badziebie? Tani Mercedes nie będzie miał zbyt, jest nieużyteczny, straci swoje walery, które miał, kiedy był drogi. A jak wygląda nasza ulubiona whisky? Ja osobiście lubię Gentlemana Jacka za jego taki subtelny, delikatny smak, taki ulotny. Ale obawiam się, że jeśli potanieje, to straci te swoje walory.
Teraz płacę za butelkę i wiem, że wielu nie jest na to stać, ale kiedy potanieje i inni będą mogli go kupić, to ten niepowtarzalny smak zniknie. Gentleman Jack straci te swoje unikalne własności razem z ceną. Tak, prawo, podaże i popytu jest wprawdzie ważne, ale jak mówi Weblen, wiele zakresów jest z niego wyłączonych, a szczególnie dobra luksusowe. Czyli dobra, w których cena jest jedną z właściwości produktu. Co znaczy, że rzecz jest piękna? Weblen mówi, że stoimy czasem przed obrazem i zachwycamy się, jaki on jest piękny. Tu widzimy dwa słoneczniki. Ten z prawej strony może nas nawet zachwycić, jest taki pełny, jest taki wyraźny.
A te kwiatuski z lewej strony, takie, cokolwiek wymieją to szone, jakby niewyraźne. No ale zaraz, zaraz, to po lewej to słoneczniki Van Gogha. Kurczę, warte 87 milionów dolarów. Teraz dopiero widzę ich piękno. Piękno, ach, och, co za wspaniały obraz, niepowtarzalny. Prawda, te słoneczniki Van Gogha wręcz czarują nas, ale dopiero kiedy podaliśmy cenę obu produktów. Weblen mówi, że piękne jest to, co jest drogie i nieużyteczne. Obrazy, co do zasady są nieużyteczne. Z tych dwóch piękny jest ten, który jest drogi. Im droższy, tym piękniejszy. Kiedy postrzegłem cenę, to dopiero wówczas zauważyłem to bijące piękno z tych słoneczników Van Gogha. Wcześniej, wcześniej nie widziałem.
O, tu widać raba na wybiegu. Jego wartość użytkowa jest żadna, bo nie pociągnie żadnego ciężaru i nie można go wykorzystywać w pracy. To nie jest koń do pracy, nie nadaje się, ale za to jest drogi. Jego cena idzie w miliony dolarów. Te dwie cechy. Nieużyteczność i wysoka cena powodują, że Arab wydaje nam się piękny. Prawda? Nieużyteczność i wysoka cena. A tu jeszcze widzimy modelki. Modelki nic nie potrafią nawet uprać, uprasować, posprzątać, ugotować, no nic. I ta ich całkowita nieprzydatność powoduje, że wydają nam się piękne. Prawda? Im bardziej rzecz jest nieprzydatna i droga, tym jest piękniejsza. Piękno jest wyłącznie funkcją nieprzydatności i ceny.
O, tak przynajmniej mówi Weblen. A tu widzimy łucztę. Ale tych potraw na stole jest 10 razy więcej niż goście mogą spożyć. Przecież nie zjedzą tego, bo pękną. Fizycznie nie da się tego spałaszować. A przecież tak jest zawsze na naszych stołach. Zawsze potraw stawiamy o wiele więcej niż goście są w stanie spożyć. Alkoholu jest jeszcze więcej. Często stoi w zapasie. Dlaczego tyle tego jedzenia wystawiamy? No Weblen mówi, że chcemy innym pokazać, stać nas. Robimy to na pokaz. Manifestujemy naszą rozrzutność. Rywalizujemy z innymi w marnotrawstwie. Patrzcie, stać mnie, jedzcie. Resztę można wyrzucić, damy psu. W duchu okazujemy pogardę dla pracy.
Pokazujemy pogardę dla ścibolenia, oszczędzania. Manifestujemy coś z goła innego. A niech widzą na co mnie stać. Tak mówi Weblen. A do zamieszkania? Wystarczy nam prosta chata z wygodami takimi jak łazienka, kuchnia. Czyli w sumie wystarczy nam mieszkanie w bloku. Takie blokowe mieszkanie zaopatrzy nas we wszystkie potrzeby. Ale nasza próżność nie pozwala nam na to, żeby się wsycić byle czym. Budujemy dla siebie okazałe domy, budujemy pałace. Niech inni widzą. Niech zazdroszczą. Mogę marnotrawić zasoby pałacu, bo mnie na to stać. Mieszkam sam w tym pałacu. A niech inni widzą. Nie pracuję, obijam się, wygodnie mieszkam jak król.
Niech widzą na jakie marnotrawstwo mogę sobie pozwolić. Taki jest mój społeczny status, a nie praca. Tak mówi Weblen. Człowiek żyje jak pies wyścigowy. Bez refleksji, bez zastanawienia. Pokazują mu cel i mówią goń. A on się zrywa i goni. Goni, goni, goni do upadłego. Żeby być przed innymi, żeby być pierwszy. Człowiek stale rywalizuje. Rywalizujemy stale o lepszy samochód, o lepszy dom, o lepsze pieniądze. Tylko po to, żebyśmy mogli przed innymi wykazać się lepszym stanem posiadania. Żebyśmy mogli pokazać innym jak wiele możemy marnotrawić. Całe nasze życie polega na marnotrawieniu zasobów. Tak mówi Weblen. Praca tak naprawdę jest w pogardzie. Weblen tak mówi.
Jak te psy gonimy za zawieszonym na tyczce królikiem. A przecież gdybyśmy zatrzymali się, to ten królik po zrobieniu całego okrążenia wokół stadionu wróci do nas. Tyle, że nasza wola rywalizacji jest silniejsza niż rozsądek. W życiu wystarczy raz zainwestować, a potem czekać odpowiedniego momentu na realizację wygramy. Nam brak jest cierpliwości. My stale chcemy gonić. Bez tej gonitwy czujemy się niespełnieni. Stale chcemy inwestować i natychmiast realizować zyski. Stale rywalizujemy. Proszę państwa, robimy to do upadłego. Praca, niby praca ma prowadzić do dobrobytu, ale walczymy o uczczęścia. Gramy w kasynie, a nóż nam się uda, droga na skróty. A nóż to my będziemy tymi szczęśliwcami.
Niby wierzymy w siłę sprawczą pracy, ale jeszcze bardziej w szczęście. Szczęście, na które według nas zasługujemy. Tak przynajmniej mówi o nas Weblen. Tyle, że za każdym razem z bólem straty dochodzimy do siebie. Przegraliśmy. No co wówczas robimy? Znowu hazard ze zdwojoną siłą. Bo przecież kiedyś musimy wygrać. Bo przecież jest jakaś droga na skróty. Będziemy walczyć i biec za królikiem dopóki mamy siły. Do utraty tchu. Do śmierci. Ale kto zauważy, jeśli zdarzy nam się coś ukraść? Przecież nikt nie widzi. Albo jeśli weźmiemy łapówkę, no to kto nas wyda? Temu co nam daje też zależy na dochowaniu tajemnicy. A przecież poza nami dwoma, nikogo tutaj nie ma.
Nikt nas nie wyda. Łapówka się nie wyda. Każdy z nas do mnie ma. No i jeszcze czasami sobie myślimy, warto by jeszcze podłożyć świnie temu, kto z nami rewalizuje. Alby to samo zrobił, gdyby miał okazję. Więc nic złego przez to nie robimy. A może jakiś donosik? A może zapłacić zbirom, żeby pobili tego kogoś? A może mu podrzucić narkotyki? No proszę państwa, stale konfabulujemy jak dokuczyć innym, tym, którzy dla nas wcale życzliwi nie byli. Krzywdzimy czasem zupełnie nieświadomych tego ludzi. Zostawiamy w nich rany. Ale przecież potem tak bardzo żałujemy tego. Tak bardzo żałujemy, że nasz Bóg nam wybaczy to w końcu.
Możemy całe życie używać, łajdaczyć się, grzeszyć, bo mamy takiego Boga, który każdemu z nas wybaczy. Szczególnie na łożu śmierci. Jezus jest łaskawy. Wystarczy, że będziemy mocno żałować. A nowe życie otworzy przed nami na roścież swoje podwoje. Więc póki co rób to co chcesz i grzesz to. A dopiero na starość będziemy się martwić o zbawienie. Jezus nam wszystko wybaczy. Takiego mamy Boga, takiego Boga, żeśmy sobie stworzyli. Tak przynajmniej mówi o nas Weblen. Wiemy już, że możemy robić wszystko. Na wszystko mamy przyzwolenie. Na końcu i tak nam będzie wszystko wybaczone.
Ale właściwie co robić, żeby nic nie robić i zarobić i żyć na bogatu? No i niestety na to pytanie Weblen już nie odpowiada. Od kiedy pieniądz stracił pokrycie w złocie, to jego ilość szybko przerasta. Wystarczy prosty mechanizm 100% żeby powodować przerost pieniądza w gospodarce albo jego ograniczenie podaży pieniądza. Zwykła decyzja, niemal administracyjna, powoduje pomnożenie podaży pieniądza. I stale mamy inflację. Inflację zwyczajną nazywamy celem inflacyjnym. Zazwyczaj ten cel inflacyjny w Polsce wynosi 3%, a w Europie 2%. Te 2-3% złodzień inflacji kradnie z naszej kieszeni. Kradnie co roku. Wystarczy zostawić pieniądze na koncie przez kilka lata, zaoszczędzona górka stopnieje do połowy. Albo jeszcze bardziej.
Pieniądz traci na wartości i współcześnie to tracenie tego złodzieja nazywamy celem inflacyjnym. Ze 100 dolarów jakie odłożyliśmy w styczniu 1913 roku do dziś a właściwie do października 2023 zostało już tylko 3,25 dolarów. A było 100. Tak spadła siła nabywcza dolara. Mówimy tutaj o spadkach tych oficjalnych, podawanych przez amerykańską rezerwę federalną. Przy liczeniu inflacji w ten sposób sankcjonuje się różne sztuczki i obejścia dolar. Oficjalnie stracił ponad 30 razy na wartości. Niektórzy mówią, że nawet sporo więcej, bo przecież złoto w roku 1971 kosztowało 35 dolarów za uncję. A teraz? Teraz kosztuje 2000 dolarów za uncję. Zrost prawie 60-krotny. Więc może warto zainwestować w złoto.
A potem tylko czekać na stosowną chwilę. Zresztą widać, że w złoto inwestuje Narodowy Bank Polski. No chyba dobrze jest zainwestować w złoto, prawda? No tak. Narodowy Bank Polski wykazuje złoto w swoich aktywach, a w pasywach wyemitowaną gotówkę. W ten sposób może pokazywać jako swój majątek amerykańskie papiery wartościowe albo złoto. Kto wie, jak długo będzie silny dolar? Wszyscy się obawiają, że dolar zacznie się sypać. Już w roku 2022 wtopiliśmy na inwestycji w amerykański dług ładnych kilka miliardów złotych. A szykuje się, że w tym roku ta strata NBP-u będzie wynosiła 20 miliardów złotych w amerykańskie papiery wartościowe. Więc NBP często znajduje pokrycie dla polskiego złotego w złocie, bo w czymś musi mieć pokrycie.
Albo złoto, albo amerykańskie obligacje. Najczęściej tak to funkcjonuje. Może to i słusznie. Może to lepiej kupować złoto niż robić stale prezenty dla Amerykanów. W tym roku to jest robiona poprawka do budżetu, gdzie wykazane jest z tego co piszą w prasie 20 miliardów złotych straty. Ogromnie dużo. Po drugie cena 35 dolarów za uncję była sztucznie utrzymywana. Po uwolnieniu ceny w roku 1971 szybko potrzebowała na 200 dolarów za uncję. No i poza tym cena złota już w roku 1980 była wyższa niż dzisiaj, jeśli uwzględnimy inflację. Cena złota od roku 1971 jest rynkowa. To oznacza, że lata chwila może się zmienić. Już kiedyś była wyższa niż dzisiaj. Była wyższa.
Widzimy to na wykresie. To było ponad 40 lat temu. Czy zatem złoto to dobra inwestycja? Czy na złocie zawsze się zarabia? No skoro cena była wyższa to przez te 40 lat żeśmy tylko wtopili kupując wówczas złoto. Więc chyba nie zarabiamy. Tak, na pewno na złocie nie zarobimy, jeżeli tośmy kupili w roku 1980. A srebro. Tu sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Uwzględniając inflację w roku 1980 srebro kosztowało 140 dolarów, a dziś to już tylko 20-kilka dolarów. Gdybyśmy wtedy kupili to dziś by nam tylko przyszło płakać i lizać rany. Wtopilibyśmy kupę szmalu. Dziś tamte rekordowe ceny srebra to przeszłość, która chyba nigdy nie wróci. Ze srebrem tak jak ze złotem.
No po prostu, proszę państwa, trzeba być ostrożnym. Kupując jedno czy drugie mogliśmy dużo wtopić. Dużo wtopić. Złoto nie jest dobrą inwestycją. Można zainwestować w zakup złota, ale ta transakcja srebra czy złota może być opłacalna dopiero za 10, 20, 30 a może więcej lat. A może nigdy. Co ciekawe podobną zmiennością charakteryzują się ceny platyny i palladium. Też można kupić i można te metale zamrozić, bo atrakcyjne do sprzedaży ceny mogą się dopiero pojawić za naszych potomków. Jeśli więc masz środki, które nie wiesz na co przeznaczyć, to możesz zrobić z nich inwestycje dla swoich potomków, dla dzieci albo wnuków.
Kupując złoto, srebro czy inne metale, nieważny jest moment zakupu, ale za to bardzo ważna jest, uwaga, cierpliwość. Bo kiedyś nadejdzie taki czas, że będzie można zrealizować nasze inwestorskie oczekiwania. Inwestor powinien przede wszystkim mieć cierpliwość. Cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość. Inwestor powinien nauczyć się czekać, bo na tym polega inwestowanie. Przyszłość jest wypadkową tak wielu zmiennych czynników, że przewidzieć ją nie sposób. Co do zasady jest zazwyczaj przyszłość nieoczekiwana. Dlatego cierpliwość inwestora jest cechą pożądaną, ale cechą, której brakuje na rynku. Brakuje, brakuje. No tak, ale są jeszcze kryptowaluty oparte na blockchainach. Jeszcze 12-13 lat temu, gdyby zainwestować, to dzisiaj byłby z tego miliony.
W roku 2010 Laszlo Haniecz za dwie pizze zapłacił 10 tysięcy bitcoinów. I był bardzo content tej transakcji. 10 tysięcy bitcoinów to dzisiaj równowartość ponad 1,6 mld zł. Można by dziś za to kupić ze 20 milionów bardzo wypasionych pizze. Niezła przebitka, tyle że kto to wiedział w roku 2010. W 2010 kupił tylko dwie pizze. A bitcoin, on dzisiaj ma cenę około 40 tysięcy dolarów, ale przecież charakteryzuje go ogromna zmienność. Rekordowo kosztował 67 tysięcy dolarów, ale potem jego cena spadła do około 17 tysięcy dolarów, a teraz oscyluje w ok. 40 tysięcy dolarów. No a co będzie jutro? Zdecydowanie roman z bitcoinem może być bardzo bolesny.
Gdyby wygrana w inwestowaniu była sprawą rozumu, to ludzie na swój sposób mądrzy, których przecież trochę by się znalazło, byliby bogaci. A przecież tak nie jest. Jak we wszystkim w życiu trzeba mieć trochę szczęścia, bo nie da się przewidzieć przyszłości. Nie da się. Nikomu się nie udało. Wbrew temu, co mówią ci różni cudacy od magla. Podobna zmienność charakteryzuje inne kryptowaluty, a mamy już ich około 9 tysięcy. I też co róż, a to notują szczyty notowań, a to spadają szczeluście strat. Można by z tego napisać niezłą powieść sensacyjną, no i żyją z tego różne kanały informacyjne.
Tu na slajdzie pokazuje największych wygranych i przegranych kryptowalut z ostatniego miesiąca i z ostatniego roku. W skali miesiąca można było zyskać, państwo widzicie, 914% i 583%, i 285%, i 282% i tak dalej, i tak dalej. Ale można też było stracić 53%, 65% i tak dalej, i tak dalej. Tyle można było zyskać i stracić tylko w skali miesiąca. To jest hardcore. A w skali roku niektórzy zyskali ponad 8 tysięcy procent, albo ponad 2 tysiące procent, a z drugiej strony mamy spadki, 97%, 76% i tak dalej, i tak dalej. Na tym rynku kryptowalut gra się o wszystko. Dużo można zyskać i wszystko można stracić. Dokładnie tak jak na derywatach.
To mniej więcej jest przedsionek tego rynku. Widać to, prawda? Tyle, że w roku 2022 rynek kryptowalut stracił 2 biliony dolarów. Tyle z tego rynku wyparowało. Dla wielu inwestorów to były życiowe tragedie. Wielu liżerany i płacze. Kilka milionów klientów ma zamrożonych wiele miliardów w dolarach, w giełdach kryptowalut. Często są to oszczędności całego życia. Na rynku kryptowalut jest jak na derywatach. Rozstrzygnięcia są zero-jedynkowe. Albo duża wygrana, albo duża przegrana. Nie wiadomo w którą stronę wiatr zawieje. Chociaż wielu tak zwanych inwestorów daje się uwieść narracji komentatorów lepiej wiedzących. No i regularnie zasilają szeregi bankrutów. Dajmy im spokój. Niech bankrutują.
Niech napychają kieszenie tych, którzy są cierpliwi i którzy ich rozgrywają. Ale ja chciałbym zwrócić uwagę na bardzo proste inwestowanie. Inwestowanie w obligacje skarbowe państwa. Inwestowanie w państwowe obligacje to najpewniejsze źródło zwrotu. Państwa rzadko co do zasady są niewypłacalne, więc inwestowanie w obligacje skarbowe jest wydawałoby się bezpieczne. Zresztą państwo także wiele razy słyszeli to z telewizyjnych reklam. Reklamy trąbią nawet o obligacjach, które zabezpieczają przed inflacją. Inwestowanie w obligacje wręcz mówi się o prostym zakupie obligacji, a nie o inwestowaniu. Inwestowanie takie w obligacje jest proste, jest łatwe, jest bezpieczne. No i widzimy szczęśliwe twarzy na tych telewizornych reklamach. Róbcie to, nie stracicie. Mechanizm 100% na każdy.
Stopy rosną, więc gospodarka maleje. No bo ze wzrostem stóp rośnie cena kredytów, mniej osób zaciąga te kredyty, mniej przez to kupują, maleje zapotrzebowanie na produkcję itd. A w drugą stronę jeśli maleją stopy procentowe, to w konsekwencji maleje oprocentowanie kredytów, więcej jest chętnych na ich zaciągnięcie, kupują za te kredyty dobra konsumpcyjne, które trzeba wcześniej wyprodukować. Fiermy zresztą także biorą kredyty, często są to kredyty inwestycyjne, inwestują, produkcja rośnie. No i koło gospodarki kręci się szybciej. To są te bardzo proste mechanizmy, które ja myślę, że mam nadzieję, że każdy zna. Państwa z zasady mają większe wydatki budżetowe od dochodów.
Większe wydatki oznaczają, że trzeba wziąć kredyty na tę brakującą różnicę między wydatkami a dochodami. I biorą na tę różnicę kredyty, a ściśle finansują tę różnicę z emisji obligacji skarbowych. Proszę Państwa, to takie proste, to bardzo proste. Oprocentowanie obligacji musi być korzystne, żeby inwestorzy zechcieli je kupić. Musi być korzystne. To znaczy, że kiedy stopy procentowe rosną, to no właśnie, no właśnie. Kiedy stopy procentowe rosną, to wtedy ceny obligacji spadają. Dzieje się tak, ponieważ emisja nowych obligacji o wyższym oprocentowaniu powoduje, że istniejące obligacje o niższym oprocentowaniu stają się mniej atrakcyjne. Aby uczynić się bardziej atrakcyjnymi, cena jest obniżana, aby zachęcić inwestorów do ich zakupu. Proste? No proste.
Niby proste, ale według Bank of America, amerykańskie obligacje rządowe od roku 2020 straciły na wartości 25%. Największy spadek w historii. Na rynku międzynarodowym straty były jeszcze większe. Ci, którzy zainwestowali w austriackie obligacje stuletnie mogli stracić nawet 75% zainwestowanego kapitału. Aż 75% straty w obligacjach, państwowych obligacjach. No pomimo, że obligacje są najpewniejszym sposobem na zwrot zainwestowanego kapitału, to przecież pewności nie ma nigdy. Na tym polega inwestowanie. Co za tym robić, żeby żyć na bogato? No proszę państwa, róbmy to, co każdy z nas potrafi i lubi. Żyjmy jak wolni ludzie, a nie te greyhondy, które gonią za kurczakiem na tyczce. Najtrudniejszą umiejętnością inwestora jest zainwestować, ale potem nic nie robić.
Czekać, czekać i czekać, czekać i czekać. Na właściwy moment tego nic nie robienia nie potrafimy zrozumieć. Ja też długie lata tego nie rozumiałem. Inwestowania uczymy się zazwyczaj w późniejszych latach, ale tego nic nie robienia. Życzę państwu, szczególnie w święta. Dziękuję za uwagę. Dzięki za uwagę. .