TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Ten reportaż mogłem zrealizować dzięki patronom. Bardzo serdecznie wszystkim dziękuję. A oto mecenasi układu otwartego. Firma DevTalents, budująca zespoły programistyczne dla klientów z branży finansowej i cyberbezpieczeństwa. OnGeo. pl, geoportal dostarczający raport o terenie z diagnozą dowolnej działki dla właścicieli, sprzedających lub kupujących. MW Kancelaria Doradztwa Restrukturyzacyjnego, która zajmuje się pomocą dla firm w trudnej sytuacji finansowej. Kto z Państwa chciałby wesprzeć układ otwarty, zapraszam na mój profil w serwisie Patronite. pl. Szczególnie chciałem podziękować Damianowi Mejzelowi, który bardzo mi pomógł w montażu tego odcinka. Polecam jego pracę. Dzień dobry Państwu, to jest układ otwarty z Izraela. Przyleciałem tu kilka dni temu, teraz jestem w Jerozolimie. Za mną widzicie to historyczne, niezwykłe miasto.
Tam tuż za moim plecami jest dzielnica Mea Sharim, to dzielnica ortodoksyjnych Żydów. Taka z XVIII wieku, ludzie tam żyją jakby w innej cywilizacji. A godzinę drogi stąd, a sam szybkim pociągiem pół godziny jest ultronowoczesny Tel Aviv. Takie tutaj niezwykłe kontrasty. W czasie kiedy jestem, jest gorąco w Izraelu i nie mam na myśli tylko temperatury. Jest całkiem przyjemnie i ciepło, ale politycznie tu jest gorąco. Nowy rząd wprowadza reformy, które wywołują ogromne kontrowersje. Każdą sobotę 100 tysięcy ludzi wychodzi na ulice Tel Avivu, żeby protestować przeciwko działaniom Benyamina Nataniachu i jego ekipy. W czasie kiedy byłem, wojska izraelskie zaatakowały wioskę Dżenin na zachodnim brzegu, w którym mieszkają uchodźcy palestyńscy. Zginęło kilkanaście osób.
Palestyńczycy odpowiedzieli krótkim atakiem rakietowym z gazy. NATO Izrael odpowiedział swoimi rakietami na gazę. Były to krótkie ataki, tak mówią to ludzie, dzień jak codzień. To jest normalność. Tak, tu wszyscy żyją, są do tego przyzwyczajeni, ale żyją w strachu, w obawie o swoje życie, w obawie o to czy Iran nie dokończy produkcji bomby atomowej i nie zaatakuje kiedyś Izraela. Dzieje się tu bardzo dużo. O tym wszystkim postaram się państwu opowiedzieć. Odbyłem tutaj kilkanaście, czy kilkadziesiąt chyba, różnych rozmów. Byłem w wielu miejscach. Usłyszycie państwo to za chwilę. Bardzo dziękuję mojej patronce, jednej z patronek, która mnie zainspirowała do tego wyjazdu, bo zapytała mnie czy mógłbym zrobić rozmowę na temat Izraela w Układzie Otwartym.
A ja pomyślałem, że zrobię coś więcej, pojadę na miejsce. A teraz zapraszam na opowieść o Izraelu. W każdą sobotę wieczorem na ulicy Kaplana w Tel Avivie zbiera się około 100 tysięcy ludzi. Protestują przeciwko zmianom wprowadzanym przez nowy rząd. Prawicowa koalicja, do której po raz pierwszy w historii weszły radykalne partie religijne, wywołuje ogromne emocje. Najważniejsza zmiana dotyczy Sądu Najwyższego. Prawica chce ograniczyć jego kompetencje. Przeciwnicy tego rozwiązania mówią o końcu demokracji. Zwolennicy o konieczności wprowadzenia balansu politycznego w sytuacji, w której zdominowany przez liberalnych sędziów sąd coraz częściej ingeruje w politykę. Nie tylko to dzieli dzisiaj Izrael. Państwo chyba najbardziej różnorodne i wielobarwne na świecie ciągle się zmienia. Targane jest wieloma konfliktami wewnętrznymi i zagrożeniami z zewnątrz.
Izrael wrze i przechodzi wielką zmianę, która nie wiadomo jeszcze dokąd zaprowadzi. Mitchell Barak, założyciel Kivon Research Strategy and Communications mieszka w pobliżu nowej ambasady amerykańskiej w Jerozolimie. Tłumaczy mi, co dzieje się dziś ze społeczeństwem Izraela. Martwimy się, że mamy tu poważne problemy. Przeszliśmy przez pięć kolejnych wyborów i ludzie są bardzo podzieleni w Izraelu. Powiedziałbym, że tym, co dzieli najbardziej jest to, jak ludzie sami się identyfikują. 55% obywateli Izraela identyfikuje się jako Żydzi, około 40% jako Izraelczycy. Tak to jest w populacji żydowskiej. To wpływa na to, jak oni postrzegają świat, jak postrzegają swój kraj. Ci, którzy identyfikują się jako Żydzi, są bardziej religijni, są bardziej prawicowi.
Oni widzą Izrael jako religijne przedsięwzięcie, jako tradycyjną organizację, w której judaizm pełni kluczową rolę. Oni też patrzą na Izrael z perspektywy bezpieczeństwa. Oni nie są tak bardzo zainteresowani pokojem jak bezpieczeństwem. Są zainteresowani obroną państwa Izrael. Są zainteresowani rozmową o holokaście, o zagrożeniach, które spotykają Żydów, żydowski naród i państwo Izrael. Ci, którzy identyfikują się jako Izraelczycy, czuliby się dobrze żyjąc w Europie, będąc członkami Unii Europejskiej, partnerami Polski czy działając razem z Polską. Oni myślą raczej o pokoju, o tym jak możemy żyć w pokoju z naszymi sąsiadami i mówić o bardziej pozytywnych sprawach. Kim są więc ci ludzie, którzy wychodzą protestować na ulicach Tel Avivu? Tel Aviv to miejsce ludzi, którzy identyfikują się jako Izraelczycy.
Dla nich ważny jest Sąd Najwyższy, zasady prawa, ochrona mniejszości. Ci, którzy identyfikują się jako Żydzi, są bardziej zainteresowani duszą narodzie. To, co ich wyprowadza na ulicę, to przekonanie, że rządy prawa oraz Sąd Najwyższy są zagrożone, że Nataniachu zmienia te zasady. Karen Sokolow spotykam w jednym z kibuców niedaleko Jerozolimy. Pochodzi z Tel Avivu, wychowała się w Ameryce, mieszka teraz na osadniczym osiedlu Efra. Ma siedmioro dzieci i zajmuje się podziałami w izraelskim społeczeństwie. Tych podziałów jest bardzo wiele. Pracuję nad różnymi aspektami podziałów. Jeden z nich dotyczy podziałów między Żydami i Arabami, którzy są obywatelami Izraeli.
Są podziały w samym judaizmie ze względu na pochodzenie imigracyjne i kulturowe między diberałami a konserwatystami, między wierzącymi a niewierzącymi, między prawicą a lewicą. Drugi aspekt dotyczy konfliktu izraelsko-palestyńskiego, jak się go określa w mediach, czyli między Żydami a Arabami, którzy nie mają obywatelstwa izraelskiego. Karen uważa, że sytuacja jest dość naturalna. Dlaczego? Czasem zapominamy, że historia państwa Izrael to dopiero 75 lat. Proces kształtowania się każdego państwa ma trudne momenty. I my jesteśmy jakby nastolatkami. To jest moment, w którym mamy problem z tożsamością, gdy ścierają się różne problemy. Jeśli zajmiemy się tym dobrze, staniemy się prawdziwym demokratycznym państwem żydowskim. Ofer Adaret, dziennikarz lewicowej gazety Haaretz, mieszka w modnej części Tel Avivu i widzi to, co się dzieje, jako poważny problem.
Sytuacja jest bardzo poważna. Świętujemy 75 rocznicę powstania państwa Izrael i pierwszy raz ludzie rozmawiają o podziale narodu na dwa plemiona albo więcej. Lwice, prawice, ortodoksów i Arabów. Mówimy więc o dwóch dużych albo czterech małych plemionach, a nie o jednym narodzie. I to jest bardzo niebezpieczne. Ludzie zaczynają sobie zadawać pytanie o przyszłość tego miejsca. Czy to miejsce może być ciągle uważane za jedno państwo? Czy już nie? W Izraelu przeszliśmy przez wiele egzystencjalnych konfliktów. Przeżyliśmy wojnę o niepodległość, wojnę sześciodniową, wojnę Jom Kippur i wiele ataków terrorystycznych. Ale ta konkretna sytuacja z perspektywy społeczeństwa jest znacznie bardziej przerażająca, zagrażająca naszej egzystencji jako narodu. To raz pierwszy od 75 lat istnienia państwa Izrael.
Ultraortodoksi byli bardzo mniejszościową grupą, ale dzięki temu, że w każdej rodzinie mają po dziesięcioro dzieci, rosną szybko. I mamy Arabów, obywatela Izraela i Arabów palestyńczyków, którzy nie są obywatelami Izraela. Mamy tu lewice i prawice. Mamy tutaj ludzi, którzy są zupełnie laiccy i ludzie, którzy są głęboko religijni. Taka sytuacja była tu zawsze. Ale myślę, że po 57 latach jesteśmy wystarczająco silni, by pokonać wszystkich sąsiadów, Arabów, którzy nam zagrażają bronią. I nagle mamy czas, by rozpocząć największą walkę. W tej największej walkie nie chodzi o czołgi, rakiety czy inną ciężką broń. To jest walka o przetrwanie jako Zjednoczony Naród. Z Eranem Lermanem spotkałem się w bardzo klimatycznej, dawnej stacji kolejowej w Jerozolimie. Doktor Lerman był zastępcą dyrektora ds.
Polityki Zagranicznej i Spraw Międzynarodowych w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego w Kancelarii Premiera Izraela. Przez ponad 20 lat zajmował wysokie stanowisko w wywiadzie wojskowym Izraelskich Sił Zbrojnych. Dziś jest wiceszefem Jerozolimskiego Instytutu Strategii i Bezpieczeństwa. On również uważa, że obecny konflikt wewnętrzny niesie ze sobą ogromne zagrożenia dla Izraela. Toci się bardzo głęboka i poważna polityczna debata, która wyciąga dziesiątki tysięcy, a nawet 100 tysięcy ludzi w każdy weekend na ulicę, bo mają poczucie, że najbliższa przyszłość kraju od tego zależy. Czas jest dramatyczny. Bo stoimy przed wielkimi wyzwaniami. Przede wszystkim przed potencjalną konfrontacją z Iranem w kwestii ich programu nuklearnego. Musimy rozmawiać z Amerykanami, musimy mieć Amerykanów po naszej stronie.
To jest bardzo zły czas na dzielenie izraelskiego społeczeństwa w tych sprawach. To jest zły moment, zły czas. Niektórzy mówią, że w Izraelu jest zawsze zły moment, że Izrael jest zawsze zagrożony. Jest zawsze bardzo ważny i krytyczny moment w waszej historii, kiedy nie można zajmować się niczym innym. I mówią, że w końcu musi przyjść czas, by wprowadzić pewne zmiany. Faktem jest, że problem z Iranem jest właśnie teraz i dotyczy nas teraz bezpośrednio. Biorąc pod uwagę to, że irańsko-rosyjskie porozumienie stało się dużo bardziej groźne, stoimy wobec groźby dramatycznych wydarzeń w najbliższej przyszłości. To jest absolutnie zły czas na dzielenie kraju.
Wkładam moje nadzieje w niektórych grupach pod przywództwem prezydenta, który może użyć swojego autorytetu moralnego, bo nie ma innej władzy, ale ma autorytet moralu do tego, żeby doprowadzić obie strony, by zaczęły pracować razem i wypracowywać kompromisy. Wracam do Tel Avivu, to tam jest centrum protestów. Juwal Rotem to wieloletni dyplomata. Pracował w wielu krajach, był m. in. dyrektorem generalnym izraelskiego MSZ za poprzedniego rzędu w Benyaminanu. Spotykamy się w kawiarni przy gwarnej Rothschild Avenue w samym sercu Tel Avivu. Juwal też widzi pozytywy obecnej debaty. Myślę, że ta debata jest bardzo ważna i istotna. Jakim krajem, jakim narodem chcemy być, jaki ma być kierunek rozwoju tego narodu.
Po 75 latach to bardzo zdrowa debata, nawet jeśli nie możemy przywiedzieć, jaki będzie jej rezultat. Wszystkie plemiona Izraela muszą teraz ustalić, jakim narodem chcemy być, jakie państwo chcemy tworzyć. Tu w Izraelu rozmawiam z bardzo różnymi ludźmi i wiele tych rozmów przypomina nasze polskie dyskusje, polskie zarzuty wobec rządzących, obronę przeciwko tym zarzutom. Pokazuje to, że pewne trendy, rzeczy, które dzieją się na świecie są bardzo podobne w różnych miejscach. Tzaj Bazaak mieszka na północy Tel Avivu, w miejscu będącym trochę odpowiednikiem warszawskiego Wilanowa. W przeszłości pracował dla Benjamina Nataniachu i dobrze go znał. Teraz tłumaczy, co dzieje się w izraelskiej polityce. Izrael jest teraz w bardzo uniknym czasie w jego modernnej historii.
Izrael znalazł się w bardzo unikalnym momencie swojej nowoczesnej historii. Po raz pierwszy w historii Izraela mamy prawicowy rząd z ultraortodoksyjnymi partiami. Tylko oni i nikt inny. Ani z centrum, ani z centra lewicy, ani z lewicy. Tak miały zwykle rządy w przeszłości. To jest pierwsza unikalna sytuacja. Druga jest taka, że przez półtora roku mieliśmy inny rząd, który obalił Benjamina Nataniachu jako premiera, którym był wcześniej przez 10 lat. Kiedy przez ten krótki rząd rządziła koalicja od lewa do prawa, partnerzy Nataniachu czuli się jakby byli ograbieni z władzy. Nie spodziewali się tego. Czuli się oszukani. Teraz wrócili z pragnieniem zemsty. To nie jest po prostu prawicowy rząd, który doszedł do władzy.
Oni przyszli z potrzebą zemsty, z poczuciem siły, że mogą zrobić wszystko co chcą. Ekstremistyczne partie z prawicowych rządów, które znalazły się w tej chwili, nigdy wcześniej nie rządziły. Oni byli właściwie wykluczeni. Kiedy ich przedstawicieli byli wybierani do parlamentu, było ich zawsze niewielu i żaden rząd, nawet rządy prawicowe, nie chciały, by oni byli ich partnerami. Teraz są silniejsi, mają wystarczająco dużo siły, by dyktować warunki. Stali się ważnym partnerem partii Likud, partii Nataniachu. Ultraortodoksi uznali, że chcą narzucić swój sposób życia innym, w bardzo radykalny sposób, jak nigdy wcześniej. Prawicowy rząd oświadczył, że chce spełnić życzenia ultraortodoksyjnych partii, co nie będzie przyjemne dla świeckiej części społeczeństwa, czyli dla większości ludzi w Izraelu.
Pamiętajmy, że ultraortodoksi, zgodnie z prawem, nie wysyłają swoich dzieci do wojska, a wszyscy świeccy to robią. Większość podatków jest wpłaconych przez świecki. Ultraortodoksi domagają się teraz wielu dodatkowych wydatków z budżetu. Świeccy mówią, że płacą większość pieniędzy do budżetu, a wy chcecie teraz, ponieważ jesteście u władzy, brać jeszcze więcej pieniędzy dla siebie. Nie robicie tego w skromny sposób, jak kiedyś, ale teraz to jest wasza demonstracja siły. I ludzie są wściekli. Dlatego jest tyle demonstracji. Siedzimy w miłym miejscu w Tel Avivie, gdzie nie mieszkają ludzie o konserwatywnych poglądach.
Czy oni obawiają się, że ta radykalna i religijna część społeczeństwa chce narzucić im i tobie swój styl życia? Oni chcą narzucić to teraz, ale ultraortodoksu jest 10-15% w Izraelu. Niewięcej, trudno to teraz określać. Ale oni robią wielki błąd. Mamy sposób, żeby żyć obok siebie w Izraelu. My pozwolamy im robić, co chcą, żyć jak chcą. Przykazujemy im pewien budżet na ich potrzeby, a oni nie wkraczają w żaden sposób w życie innych części społeczeństwa. Tak było przez lata. To, co robią teraz, jest czymś więcej nawet niż tylko demonstracją siły. Oni czują się ważną częścią tego rządu i to jest prawda. Ten rząd nie mógłby bez nich istnieć.
Oni wiedzą, że na Taniyahu potrzebuje ich i nie może mieć koalicji bez nich. I podejrzewam, że oni zdają sobie sprawę z problemów z prawem, które ma na Taniachu, mogą od niego dostać dużo, tak długo jak będą go wspierać w kwestiach dotyczących sądownictwa. A oni żądają teraz dużo władzy, dużo środków z budżetu, wielu zmian prawnych. Tylko to nie utrzyma się długo. Oni dostaną to na rok, dwa, może trzy. Ale zdecydowana większość społeczeństwa w Izraelu to liberalowie, świeccy, ludzie, którzy nie są ortodoksyjni. Nawet ci, którzy są tradycjonalistami, też nie będą się z tym godzić. Możesz naciskać, ale do pewnego punktu.
Jeśli idziesz do wojska, jeśli obowiązkowo wysyłasz swoje dzieci do obowiązkowej służby wojskowej na trzy lata, powalczymy ciągle o nasze życie, a ludzie, którzy są w rządzie, myślę o ultraortodoksach, nie idą do wojska i nie wysyłają do wojska swoich dzieci, ale dyktują tobie, co masz robić w kwestiach bezpieczeństwa, no to to nie może przejść. A co sądzi o tej sytuacji w plemie Tel-Aviv, czyli liberalni mieszkańcy miasta, którzy chodzą na demonstracje? Pojechałem w okolice Uniwersytetu Tel-Awijskiego, by z nimi porozmawiać. To był dzień egzaminów i wielu z nich było w lekkim stresie, ale dali się namówić na rozmowę. Mam na imię Tom, mam 25 lat i żyję w Tel-Avivie. Byłem na prawie każdej demonstracji.
Myślę, że sytuacja jest dosyć zła. Rząd robi rzeczy, które są niepokojące. Chcą unieważnić każdą decyzję, którą sąd chciałby podjąć. Nie możesz mieć nieograniczonej władzy w demokracji. Wygranie wyborów nie daje ci władzy bez ograniczeń. Osłabianie sądu najwyższego, który jest powołany do tego, by chronić obywateli jest autostradą do dyktatury. Mam na imię Ariel, mam 25 lat i żyję w Tel-Avivie. Jestem przerażona, że zagrożone są nasze podstawowe prawa. Występowanie przeciwko gejom, lesbijkom, wszystkiemu co uważają za inne od tego, w co oni wierzą jest dość straszne dla młodych ludzi, którzy żyją w wolnym i otwartym kraju. Większość z nas po prostu się obawia przyszłości, naszej przyszłości.
Nie wiemy co powinniśmy robić w tej sytuacji. Mamy duży problem. Czuć obawę na ulicach, że może stać się naprawdę coś złego, zwłaszcza dla mniejszości. Nie ma dobrze działającego, demokratycznego kraju bez niezależnych sądów. Religijna prawica chce narzucić religię w publicznym życiu dla każdego. Nacjonalistyczna prawica chce usunąć mniejszości. Nie wszyscy widzą to tak ostro. Wieczorem zjadłem falafela z Adamem Olive'erem. Adam ma 23 lata i jest programistą stron internetowych. Należy do tak zwanego Tech Community, potężnej społeczności w Telawivie. Ale nie ma tak jednoznacznego podejścia do działań rządu. Nie mam jednej opinii. Przez to idę do końca. Nie mam tak jednoznacznego opinii.
Widzę argumenty za i przeciw po obu stronach. Sytuacja jest niedobra na przykład jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Arabowie, przede wszystkim palestyńczycy, wiedzą, że prawo dla nich jest bardzo łagodne. Sąd Najwyższy chroni ich, bo chroni mniejszości. Co jest dobre samo w sobie, ale z tego powodu terroryści nie boją się przeprowadzać ataku. Z drugiej strony widzę niebezpieczeństwo, że rząd chce dziś za dużo władzy. My potrzebujemy zmiany, ale nie mogę ufać temu rządowi, bo jest bardzo fanatyczny i bardzo rasistowcy. Media lewicowe bardzo mocno wspierają protestujących. Wzywają do zgromadzeń i obszernie je relacjonują. Pracujący tam dziennikarze mają też bardzo wyrazisty pogląd w tej sprawie. Ofer Adared z dziennika Haaretz jest jednym z nich.
To jest przerażające i niebezpieczne, ponieważ część społeczeństwa chce zmienić całą strukturę Izraela z demokracji w reżim totalitarny. Oni chcą zniszczyć glebe, z której my jesteśmy zbudowani. Problemy z sąsiadami to nic nowego, ale to co chce robić rząd to oni chcą zniszczyć podstawy, czyli demokrację. A bez demokracji Izrael nie może istnieć, dlatego że jesteśmy różnorodnym społeczeństwem i ponieważ mamy tak wiele różnych mniejszości, które muszą być chronione. Prawy człowieka są tutaj bardzo ważne. Jeśli zniszczysz istotę demokracji, jak chce nowy rząd, zagrażasz temu wszystkiemu co mieliśmy do tej pory. Ten rząd nie reprezentuje większości ludzi. Polityczny system Izraela wymusza powstawanie koalicji. Mamy takie same słowo jak w języku polskim.
Z tego powodu musisz budować koalicję, która składa się z dużych i małych partii. W takim systemie małe partie nagle mogą dostać dużo więcej władzy niż mają realnego poparcia. I to właśnie dzieje się tutaj. Jeśli zapytasz ludzi na ulicy, czy oni popierają zlikwidowanie sądu najwyższego, czy popierają zamknięcie wolnych mediów, czy popierają regulacje przeciwko kobietom, czy przeciwko LGBT, nie jestem pewien czy znalazłbyś poparcie większości. Nie myślę, że ludzie popierają ten rząd jeśli chodzi o istotę tego co robi. Nataniahu ma poparcie jako najsilniejszy polityk, ponieważ nie miał konkurencji ze strony żadnego innego silnego polityka. Ale te wartości, które on obecnie chce przeforsować, nie, zdecydowanie nie. One nie mają takiego poparcia.
Benjamin Nataniahu jest politykiem ciągle potężnym i bardzo docenianym, także przez jego przeciwników. Wielu z nich podkreśla, że przeszedł on dużą przemianę, że kiedyś był inny. Emanuel Navron jest ekspertem od polityki krajowej i międzynarodowej. Kieruje dziś instytucją El Net Israel, która zajmuje się relacjami Izraela z Europą. Nataniahu jest przede wszystkim najdłużej pełniącym funkcję premierem w historii państwa Izrael. Łącznie był przez 15 lat szefem rządu. To jest rekord. Ideologicznie jego pegran jest konserwatywny, głównie przez swojego ojca. Swoje dzieciństwo i młodość spędził w Ameryce. Jest klasycznym liberałem, jeśli chodzi o wolność osobistę, gospodarkę wolnorynkową. I taki Nataniahu doszedł do władzy w 1996 roku. Wrócił w władzę w 1999.
Wrócił 10 lat później, ale już dobrze przygotowany. Za pierwszym razem był otoczony przez naprawdę wrogiemu media. Przed powrotem do władzy założył swoją własną gazetę, ufundowaną przez jego przyjaciela przedsiębiorca, Israel Hojomi. Miał obsesję, by mieć swoje think tanki, swoje media, by mieć swoją konserwatywną agendę i nie być otoczonym tylko przez bardzo liberalne media, liberalny świat nauki. I odniosł w tych działaniach sukces. Powiedziałbym nawet zbyt duży sukces. W tym sensie stał się obsesyjny na punkcie mediów i elit. Z czasem stawał się coraz bardziej autorytarny, podobnie jak Viktor Orwan na Węgrzech.
Przyszedł z typowo klasycznym liberalnym backgroundem i zmienił się w autorytarnego przewódcę, mającego obsesję na punkcie wrogich, mógł lewicowych mediów, świata nauki i w końcu ich zneutralizował, podobnie jak system sądowniczy. A ponieważ został oskarżony o oszustwa i łapownictwo w 2020 roku, teraz ma obsesję walki o wyciągnięcie się z kłopotów. Otwarcie oskarża system sądowniczy i media o to, że próbują zorganizować zamach stanu przeciwko nim. Próbuje zmienić system prawny. I nie jest tak, że on próbuje przywrócić balans, ale on tak naprawdę chce przejąć nad nim kontrolę. Chce kontrolować media, sądownictwo, w tym mieć większy wpływ na świat nauki. Prawicowi dziennikarze widzą to inaczej.
Sara Beck pracuje w jednej ze stacji telewizyjnych uważany za sympatuzującą z rządem. Mieszka w Kibucu pod Jerozolimą. Zajmuje się historią i kulturą Izraela. Współczesną sytuację widzi tak. Jest wielu ludzi, którzy przyzwyczaili się do tego, że przez lata byli w centrum władzy, którzy mieli wpływ na świat kultury, nauki, aparat sprawiedliwości, rząd, którzy są liberalami i oczywiście nie są religijni. Teraz po wyborach czują, jakby ktoś ich wyjął z tego centrum władzy i wpływu. Boją się tego. Nie znają też innych części społeczeństwa. Nie znają ultraortodoksów, nie znają osadników, są dalecy od tego świata. Jest dla nich obcy.
Boją się, że ktoś, kto wyznaje inne wartości będzie teraz decydował o tym, co będzie się działo w kraju. Niektóre szkoły, które chcą demonstrować przeciwko rządowi, zawisiły na bramach transparenty z hasłami, które są dla nich ważne. Demokracja, prawa człowieka, wolność. To są oczywiście bardzo ważne wartości, ale oni nie umieścili na tych transparentach takich haseł jak syjonizm czy judaizm. Umieścili tylko takie wartości, które można dać wszędzie, w szkołach w Polsce, Szwecji czy gdziekolwiek w świecie. Ale to, czego nie umieścili tam, to wartości, które są ważne dla żydowskiego państwa. Oni chyba się obawiają, że ktoś będzie chciał zmienić ich świat, a ja jestem pewna, że to się nie stanie.
Będzie tak, jak było przez 75 lat i zninia żydowskiego państwa. To tłumaczy trochę obawy, jakie ludzie mają przed tym rządem. Oaz Chetzni żyje na historycznych terenach Judei. Inni powiedzieliby, terenach okupowanych przez Izrael. Rozmawiamy w pięknym miejscu Samarii, czyli na zachodnim brzegu, gdzie żyje wielu osadników. Tłumaczy mi swoją perspektywę sytuacji politycznej. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że kluczowe media w Izraelu są w lewicowych rękach. Główne lewicowe kanały zachęcają ludzi, by przychodzili na demonstracje. Nawet nie podają szczegółów. Oni nie mówią o tym, że rząd chce przywrócić sytuację taką, jaka była przed 1992 rokiem, kiedy zaczęła się lewicowa rewolucja prawna. Rząd chce zatrzymać rewolucję, a nie wywołać rewolucję.
Oni mówią, że rząd chce, by w Izraelu nie było demokracji. A jak było wcześniej przed 1992 rokiem? Nie było wtedy demokracji? Była demokracja. Ale oni robią panikę, bo to jest walka o władzę. Bo to jest po prostu walka o władzę. Progresiści wzięli władzę poprzez przejęcie kontroli nad sądem najwyższym, który stał się super władzą, która dziś stoi ponad rządem i ponad parlamentem. Obecnie rząd chce to skorygować, więc lewej stronie oczywiście to się nie podoba. Sędziowie nie mają kompetencji do tego, by decydować o sprawach dotyczących polityki, bezpieczeństwa czy relacji zagranicznych bez pytania ludzi, którzy zostali wybrani w wyborach. A tak się dzieje. Oni wzmocnili się jeszcze.
Teraz politycy nie mogą wpływać na to, kto zostanie sędzią. Jak w Europie czy w Stanach Zjednoczonych, Lewica chce zalać kraj imigrantami z Afryki i świata arabskiego. Mamy poważny problem z imigrantami z Afryki, głównie z Sudanu i Eritreji, którzy przychodzą do nas przez południową granicę. Sąd najwyższy uniemożliwił państwu Izrael odsyłanie lub deportowanie, nawet kryminalistów, którzy byli złapani na gwałtach, kradzieży i stosowani przemocy. Oni uniemożliwili uchwalenie nowego prawa, które miało to powstrzymać. Emanuel Navront tłumaczy, na czym polega problem z Sądem Najwyższym i tzw. aktywizmem sędziowskim w Izraelu. Aktywizm sędziowski to, mówiąc najprościej, podejmowanie decyzji nie zdeterminowanych przez przepisy prawne, a w oparciu o przekonania sędziów. Izrael nie ma pisanej Konstytucji.
Przez lata mieliśmy tzw. ustawy zasadnicze, które de facto zastępowały Konstytucję, ale te ustawy nigdy jasno nie definiowały rozdziału władzy sądowniczej, ustawodawczej i wykonawczej. W 1992 roku Kneset przegłosował dwie nowe ustawy zasadnicze, które dotyczyły praw człowieka i wolności obywatelskiej. Uwczesny szef Sądu Najwyższego, Aharon Barak, był aktywistą sędziowskim, który jednostronnie zadeklarował, że te ustawy zasadnicze mają status Konstytucji. Sam to nazwał rewolucją konstytucyjną i ogłosił, że Sąd Najwyższy ma od teraz władzę, by obalić ustawy przegłosowane przez Kneset, które uzna za niekonstytucyjne. A co to jest Konstytucja według niego? Wszystkie ustawy zasadnicze przegłosowane przez Kneset. To, że Sąd Najwyższy może zablokować ustawy niezgodne z Konstytucją jest ok.
To jest zaakceptowany model w wielu demokracjach, ale w Izraelu nie było to nigdy publiczne dyskutowane, ani nie zdecydował tym parlament, tylko zostało w sposób jednostronny ogłoszone przez Sąd Najwyższy. I w zasadzie w latach 90-tych Sąd Najwyższy i całe sądownictwo brało sobie coraz więcej władzy bez żadnej publicznej debaty, całkowicie jednostronnie. Na przykład ten sam Aharon Barak rozszerzył podstawy do tego, by każdy mógł wystąpić przeciwko komukolwiek w dowolnej sprawie. Trzeba tylko było być zaniepokojonym jakąś decyzją rządu czy parlamentu, a także decyzjami politycznymi. Kiedyś tylko niezgodny z ustawami zasadniczymi nowe ustawy czy decyzje mogły być zaskarżone. Aharon Barak wprowadził koncept klauzuli racjonalności czy rozsądności decyzji.
Od tego momentu można było wystąpować do sądu i twierdzić, że dana ustawa czy decyzja nie jest rozsądna i sąd ma władzę by daną decyzję zablokować. Mieliśmy więc 20 lat ekstremalnego sądowniczego aktywizmu. Sąd rozszerzył niezwykle swoją władzę. A ponieważ z jednej strony większość sędziów sądu najwyższego jest liberalna albo bardzo liberalna, a z drugiej strony lewica izraelska przez lata upadła politycznie i praktycznie jest niemożliwe, dziś by wróciła do władzy inaczej niż jaką mniejszościowy partner w koalicji. To wszystko stało się problemem lewicowo-prawicowym. Wielu moich rozmówców uważa, że jest właśnie tak jak mówił Boaz Chetzny. To jest debata między prawicą i lewicą, progresiści i konserwatyści. To jest taka gra jak w każdym innym miejscu w zachodnim świecie.
Te same podziały, te same konflikty, te same debaty. Tylko języki się różnią, ale używają tych samych słów. W Jerozolimie spotykam się z Dawidem Hermelinem, politykiem rządzącej partii Likud. Pytam go, co jego zdaniem powoduje, że tysiące ludzi wychodzą protestować przeciwko rządowi. Dlaczego tysiące ludzi wychodzą w drodze przeciwko rządowi, który pan supportuje? Co jest twoim zdaniem? Nie myślę, że te ludzie wychodzą przeciwko rządowi. Nie myślę, że ci ludzie protestują przeciwko rządowi. Moim zdaniem oni protestują przeciwko wynikom wyborów. Oni czują się sfrustrowani. Takie same napięcia są wszędzie w zachodnim świecie, ponieważ prawica, która chciałaby mieć silniejszy parlament, i lewica, która idzie bardziej w lewo aż do radykalnej lewicy, wtedy chce dać większą władzę sądom.
Przynajmniej w tym kraju lewica stopniowo traci władzę i przegrywa kolejne wybory. Z czasem sądy zwykle mają coraz bardziej lewicowe poglądy niż średnia w społeczeństwie. Nie mówię tu o prawach człowieka, bo prawa człowieka są czymś, wokół czego mamy konsensus w Izrael. Ale jest poza władzą sądów, by sądzić bez żadnego oparcia w prawie, w sprawach dotyczących moralności, a nie prawa. A ponieważ lewica jest mniejszości, to lewica ma nadzieję, że sąd najwyższy będzie ich popierał. Będzie popierał ich punkt widzenia, nawet jeśli większość ludzi w kraju będzie miała inne zdanie. Obie strony w tym sporze używają ostrego języka i bardzo mocnych porównań.
To, że sąd najwyższy może się wypowiadać jak ajatolochowie w Iranie, co jest ich zdaniem prawem, ale bez uzasadnienia w istniejącym prawie uchwalony przez demokratyczny parlament jest tyranią. To jest dyktatura, to jest oligarchia filozofów, którzy próbują kontrolować zwykłych ludzi. Ori Ortman jest politologiem. Rozmawiamy w Tel Avivie. Uspokaja, przypominając historię polityczną Izraela. Co zdarzyło się w 1977 roku? Prawicowa partia, Likud, wygrała po raz pierwszy wybory od 1949 roku, kiedy pierwszy raz odbyły się wybory w Izraelu. Od 1949 do 1977 roku w Izraelu rządził cały czas Centro Lewicowy Rząd, partia ma PAI, odpowiednik dzisiejszej Partii Pracy. Więc Centro Lewica cały czas rządziła państwa.
To jest śmieszne, bo za każdym razem, kiedy prawica wygrywa wybory, ludzie z drugiej strony mówią, że to jest koniec demokracji. A powiem bardzo łagodnie, że to nie jest zgodne z prawdą. To jest bardzo marna propaganda. Szefii PAS była przez lata lewicową aktywistką, a teraz bardzo mocno wspiera prawicowy rząd. Dlaczego? No właśnie z powodu tego, co robią w Tel Avivie imigranci z Afryki. Zorientowałam się, że byłam okłamywana. Lewica, polityczna strona, w którą wierzyłam, okłamywała mi. Wcale nie są zainteresowani prawami człowieka, bo nasze prawa człowieka, moje i moich sąsiadów, zostały kompletnie zniszczone. My, Żydzi, w kilku sąsiedztwach w południowym Tel Avivie staliśmy się etniczną mniejszością.
Jesteśmy nienawidzeni i bardzo źle traktowani przez naszych nowych sąsiadów, którzy przyjechali z południowej Afryki. Nie chcemy być mniejszością w naszym domu. Wracam jeszcze do rozmowy z Ori Oortmanem i pytam go, czy ludzie, którzy protestują nie mają uzasadnionych obaw? Czy to, co dzieje się w Izraelu nie zagraża państwu? Izrael ma bardzo silne społeczeństwo, być może najsilniejsze na świecie. Jeśli Izrael jest w niebezpieczeństwie, społeczeństwo wie, jak reagować. Odporność izraelskiego społeczeństwa to najlepsze studium przypadku na świecie. Tak społeczeństwo może być odporne. Nie martwię się tym. Możesz tu protestować. Możesz tu protestować. Możesz tu protestować. Możesz tu protestować, gdy było problem z procesem Netanjahu czy w czasie COVID. Wtedy ludzie protestowali i wszystko było ok.
Była godzina policyjna, ale mogłeś złamać godzinę policyjną, jeśli szedłeś na demonstrację. Mówić, że nie można tu protestować, że jest problem z demokracją to jest bzdura. To jest nawet żałosne o tym mówić. Ale ja mogę zrozumieć, że ludzie mają swoje obawy. To jest uzasadnione. Uzasadnione jest, żeby się trochę bać. Ale nie ma szans, by złamać państwu i demokrację. Izrael konfrontował palestynie z intifada, atakami terrorystycznymi, wojnami przeciwko Izraelowi, zagrożeniem nuklearnym ze strony Iranu. Przejdziemy i to, co dzieje się teraz. Jestem pewien, że izraelskie społeczeństwo jest silne. Mówić o wojnie domowej? Nie. No a może najbardziej radykalni z radykałów mogą o tym myśleć. Społeczeństwo Izraela jest silne, bo przeżyło wiele.
Ale strach jest ciągle kluczowym elementem życia ludzi, życia społeczeństwa i znakomitym narzędziem do uprawiania polityki. Mówi o tym Matanka Chana, liberał patrzący z dużym dystansem na izraelską politykę. Spotykam go w Kibucu pod Jerozolimą, gdzie jest menadżerem zajmującym się zarządzaniem i ruchomościami. Obecnej polityce wygrać z drugą stroną oznacza zlikwidować ją. A my nie chcemy likwidować innych ludzi, innych kultur. Tu jest prawdziwy konflikt. Im głębiej obserwuję ten konflikt, rozumiem, że nie ma tu dobrego rozwiązania. W Izraelu prawa strona używa strachu. Ale powiem Ci coś nowego. Lewa strona też używa strachu. Oni nie mówią Ci, żebyś bał się Iranu czy Iraku, ale mówią Ci, żebyś bał się prawicowych partii.
To jest ciągłe naciskanie guzika ze strachem. Oni politycy chcą, żebyś się bał. Sam jest bardzo liberalny, ale na protesty w Tel Avivie patrzy z dużym dystansem. Tu jest jak w Nowym Jorku. Ludzie, którzy protestują mówią, że władza zabija demokrację, że to koniec świata. Ja ich próbuję zrozumieć, ale oni żyją w bańce. To nie jest Izrael. Wielu ludzi w Izraelu nie lubi prawicowych partii. Ja też. Ale problemem jest to, że oni są tak zszokowani, że przegrali wybory. Jak w USA byli zszokowani, że Hillary Clinton przegrała. Wszyscy celebrycie byli przerażeni, że wygrał Donald Trump. Co Wam robić? Mówili.
Ej ludzie, to jest Wasz kraj, to są Wasi obywatele. Większość ludzi głosowało na niego. To jest Wasz prezydent. Powinniście uszanować ten wynik. Na zakończenie tej opowieści zapraszam do kawiarni w Tel Avivie na rozmowę z Yuvalem Rotemem. Izrael jest państwem imigrantów. Jest wiele rozłamów i podziałów wewnątrz izraelskiego społeczeństwa. W pewnym sensie to jest mocną stroną Izraela. Jest kilka plemion, które dominują. Plemie ultraortodoksyjnych Żydów, plemie arabskich Izraelczyków, plemie socjalistycznych wspólnot mieszkańców kibuców, plemie mieszkańców rozwijających się miast na północy i południu, wreszcie plemie Tel Aviv, pracowników sektora nowych technologii. Siedzimy w centrum Tel Avivu, w modnej kawiarni przy Rothschild Avenue.
Jak byś opisał plemie Tel Aviv? Czy to są ci ludzie, którzy organizują demonstracje? Nie wiem, czy organizują, ale mają w tym mocny głos. Tel Aviv jest specjalnym miejscem, specjalnym miastem. Nie wiem, czy organizują, ale mają w tym mocny głos. Nie wiem, czy organizują, ale mają w tym mocny głos. Tel Aviv jest specjalnym miejscem, specjalnym miastem. Nie tylko dlatego, że jest bardzo drogi. Nie uwierzysz, jak drogie jest tu życie. Ale to jest miasto ludzi pracujących w branży wysokich technologii. Wielu młodych ludzi, świecki, ludzi, którzy służą w armii, którzy płacą podatki i mocno przykładają się do zamożności tego kraju. I są mocnym silnikiem wzrostu tego kraju.
Oni mają mocny głos w sztuce, kulturze, nauce, sporcie, dziennikarstwie. W wielu miejscach na świecie Tel Aviv jest szanowany. Tel Aviv jest w zasadzie marką z własnymi prawami. I słusznie. Czy te podziały rosną w społeczeństwie? Tak. W końcu inne plemiona też chciałyby mieć swój udział w zamożności tego kraju. Inne plemiona chciałyby być częścią tego sukcesu Tel Aviv. Nie jestem ekspertem od spraw społecznych, ale ci ludzie chcą być częścią tej dystrybucji. Oni chcą być dobrze obsługiwani przez rząd, chcą mieć swój głos, chcą mieć wpływ na kształt tego kraju. I to jest też słuszne. Jesteśmy wszyscy obywatelami tego kraju.
I wszyscy mamy powód, żeby wierzyć, że ten kraj powinien iść w kierunku, który nam służy, który służy naszej grupie. Ale musimy też myśleć o wspólnej płaszczyźnie, kompromisie i decyzjach, które pozwalają żyć w jednym społeczeństwie. Słyszymy, że tu wokół nas jest bardzo wiele wieżowców, z których większości nie było tu 10 lat temu. W tym roku, w którym jest w Polsce, jest bardzo szybko rozwija się w ostatnich latach. W roku 2000 Israel był krajem o gospodarce wartej ponad 100 miliardów dolarów. W 2022 ta gospodarka jest warta 550 miliardów dolarów. W ciągu 22 lat gospodarka urosła ponad 4 razy. To pokazuje siłę izraelskiej gospodarki. Kompletnie niezwiązane z kłopotami, które mamy z naszymi sąsiadami.
Israel daje sobie rady głównie dzięki przemysłowi nowych technologii. Daje nam trochę pewności siebie i pokazuje nam jak mamy działać w czasie tak dużej niepewności. Wielu ludzi mówi mi, że Israel jest na krawędzi, że może coś się stać, że demokracja upadnie. Mam 62 lata. Słyszałem te historie o Izraelu będącym na krawędzi wiele razy w moim życiu. Szymon Perez był moim pierwszym szefem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Żydzi nie mają luksusu, by być pesymistami. On miał wspaniałe powiedzenie, które wszyscy powinniśmy pamiętać. Pesymiści i optymiści umierają tak samo, ale żyją inaczej. Jestem bardzo optymistą o przyszłości tego kraju. Bez tego optymizmu i bez tej determinacji, Izrael by nigdy nie powstał, a potem nie przetrwał.
Zapewne i tę, tym razem wewnętrzną burzę, to państwo przetrwa. Ale nie ulega wątpliwości, że to niezwykle podzielone, niezwykle skomplikowane i ciekawe społeczeństwo jest w procesie wstrząsów i dużej przemiany. Cieszę się, że mogłem o tych wstrząsach i o tym, co się tutaj dzieje, opowiedzieć państwu. Wkrótce kolejne materiały z Izraela. Jeśli podoba się wam moja praca, możecie wesprzeć układ oparty w serwisie patronite. pl.