TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Znamy magazyn ekspresu reporterów. Telefony odbierać od Państwa będzie Faustyna Szebesta-Kowalska, ale w drugiej części naszego programu dołączy do niej Paweł Kaźmierczak, którego reportaż obejrzą Państwo dziś na początku magazynu. Paweł, to było mniej więcej pół roku temu, kiedy dotarł do naszej redakcji mail adresowany na Twoje nazwisko. Dokładnie w kwietniu. Nie chciałeś wierzyć w to, co czytamy? Znaczy, to była nieprawdopodobna historia. Autor maila opisał w kilku zdaniach gechenne przedsiębiorcę, którego doprowadziła grupa przestępcza do upadku, do bankructwa, chciano porwać mu syna. To było nieprawdopodobne. Ja ruszyłem tropem tej sprawy i udało nam się wychwycić wiele nowych wątków. I mam nadzieję, że jak to zobaczą dzisiaj prokuratorzy, to wreszcie zaczną pracować.
Proszę Państwa, ten reportaż już za moment jest z nami w studiu bohater, pan Jacek Santy, z którym porozmawiamy po obejrzeniu tego reportażu. Tam jest wiele faktów, bardzo dynamiczna akcja. To nie jest film, proszę Państwa. To jest reportaż Pawła Kazimierczaka. Bardzo polecam uważne oglądanie. Zapraszam. Jestem przedsiębiorcą, który padł ofiarą zorganizowanej grupy przestępczej. W jej skład wchodzą prawnicy, bankowcy i pracownicy wymiaru sprawiedliwości. Przestępcy w białych kołnierzykach zarabiają miliony złotych na tym, że łamiąc prawo doprowadzają do bankructwa uczciwie działających przedsiębiorców i zabierają im dorobek całego życia. To fragment maila, który dotarł do naszej redakcji. Jego autor to Jacek Santy, przedsiębiorca z szatku obok Łodzi. Próbowano podpalić mi dom, próbowano mojej córce podpalić dom.
Podpalono mi środki transportu, zniszczono mi turbinę wiatrową i posunięto się nawet do tak dalekich kroków, że przygotowywano uprowadzenie mojego syna. Przygotowuję reportaż od 9 do 10 miesięcy. Zwróćmy z panem na przykład. . . bo ja wiem, że pan miał informacje z tego czasu, w związku z tym, że pan Tomasz Santy ma być próbowany. Wydaje się pan tę sprawę? Ja panem pomocy poproszę. Próbujemy, żeby pan wierzy, ja też czegoś nie powiem. To jest plama na chronorze. To jest plama na chronorze prokuratury. To jest plama na chronorze prokuratury. Także wymiar sprawiedliwości sądownictwa. Jacek Santy prowadził w Szatku świetnie prosperującą firmę, zajmującą się budową elektrowni wiatrowych. Wiosną 2010 roku na drodze przedsiębiorcy pojawia się Artur S. Oficjalnie biznesmen, właściciel kilkudziesięciu spółek.
Artur S. zamawia u Jaceka Santego turbiny wiatrowe. Kontrakt opiewa na kilkanaście milionów złotych. Tuż przed jego finalizacją Jacek Santy orientuje się, że Artur S. na podstawie zpreparowanych dokumentów chce wyłudzić kilka milionów złotych kredytu od jednego z banków. Kontrakt na budowę turbin wiatrowych miał być przykrywką do nielegalnych interesów. Mechanizm działania tej organizacji polega na tym, że jedna osoba ma zarejestrowane kilkadziesiąt spółek handlowych i w oparciu o te spółki dokonuje różnych transakcji, niekoniecznie zgodnych z prawem. Mechanizm, proszę Pana, był bardzo prosty. Zawarliśmy, proszę Pana, umowę handlową i w tej umowie handlowej mimo wcześniejszych uzgodnionych warunków została wpisana inna kwota wartości inwestycji.
Kiedy zwróciłem na to uwagę, osoby, które reprezentowały tę spółkę, zaproponowały, że ta kwota jest poprawnie wpisana, a kwota, która wpłynie na rachunek bankowy po potrąceniu, na mój rachunek bankowy po potrąceniu należnej mi kwoty, ma zostać im zwrócona. Czyli ile to było? Mówimy o wielu milionach złotych. Jacek Santy po odkryciu, że umowa podpisana z jego firmą ma służyć do wyłudzenia wielomilionowego kredytu, natychmiast zrywa kontrakt podpisany z Arturem S. Bardzo ostro zareagowałem na tego typu propozycje i ta transakcja nie doszła do skutku. Ta transakcja absolutnie nie doszła do skutku. I od tego momentu zaczęły się moje bardzo poważne problemy z tą organizacją, którą ja bezłąpiennie nazywam, że jest to organizacja przestępcza. Przedsiębiorca zdobywa coraz więcej informacji wskazujących na to, że jest ofiarą zorganizowanej grupy przestępczej.
W jej skład wchodzą m. in. prawnicy oraz bankowcy. Mechanizm jej działania niemal zawsze jest identyczny. Polegało to na tym, że zawiera się umowę handlową, która później szybko się rozwiązuje. I w oparciu o sfałszowane dokumenty próbuje się dochodzić tak zwanych roszczeń odszkodowawczych. Ta organizacja specjalizuje się w wyłudzaniu środków finansowych od instytucji bankowych, prywatnych przedsiębiorców, a także wyłudzaniu środków finansowych z budżetu państwa. Jacek Santy informuje o całej sprawie prokuraturę. Wtedy w życie przedsiębiorcy wkraczają bezlitośni bandyci. Na tym filmie widać mężczyznę, który próbuje podpalić dom należący do córki Jacka Santego. Bandyta polewa łatwopalnym płynem drewno kominkowe, zmagazynowane na zewnątrz budynku oraz elewację domu. Przestępca jest tak pewny siebie, że nawet nie próbuje maskować twarzy.
W międzyczasie rozmawia przez telefon komórkowy ze swoimi wspólnikami. To nie koniec. Bandyci na terenie firmy Jacka Santego podpalają należące do niego ciężarówki wraz z naczepami. Przestępcy niszczą też warte dziesiątki tysięcy złotych systemy sterowania w turbinach wiatrowych należących do przedsiębiorcy. W końcu bandyci próbują podpalić dom Jacka Santego. Prokuratura nie jest w stanie ustalić sprawców żadnego z tych przestępstw. Cztery miesiące po próbie podpalenia domu Jacka Santego śledczy umarzają sprawę. Bandyci jednak nie odpuszczają. Tym razem planują porwanie syna przedsiębiorcy. Kilka dni po decyzji prokuratury o umorzeniu postępowania skontaktowało się ze mną trzech funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji, którzy poinformowali mnie, że komuś z mojej rodziny grozi niebezpieczeństwo i że ta osoba zostanie objęta specjalnym programem ochrony. Rozpoczynamy własne dziennikarskie śledztwo.
Chcemy zdobyć jak najwięcej informacji, które doprowadzą nas do ludzi stojących za dramatem, który spotkał Jacka Santego i jego bliskich. Przez wiele tygodni weryfikujemy setki dokumentów związanych ze sprawą. W ten sposób udaje nam się trafić na ślad człowieka, który może mieć bardzo szeroką wiedzę na temat Artura S. i jego przestępczej działalności. Kto Cię ma teraz jest? Nasz informator przebywa obecnie w Katowicach. Mężczyzna przez wiele miesięcy był bardzo blisko związany z jedną ze spółek należących do Artura S. Czekamy na informatora w centrum Katowic. Kiedy Pan będzie u nas? Za 5 minut. Dobra, czekamy. Dziękuję. Dzięki. Opłóżmy na pociąg w internecie występowanego w Warszawie. Jechał na tory trzecie, przybył na mnie drugi pociąg w końcu wiek.
DZIAŁOŚĆ Informator mówi nam wprost, że Artur S. ma bardzo szerokie kontakty. Jest to niezły przekręt. Jest poukładany w świecie prawniczym, prokuratowskim i z barkowcami po prostu robią wały, potężne wały. Naprawdę gruby zawodnik to jest. Kredyty, różne z watem związane wały i tak dalej. Naprawdę. To jest człowiek bardzo mocny, z tego co słyszałem, bardzo, bardzo mocny. Jest niebezpieczny? Bardzo niebezpieczny. To jest nieubliczalny gość. Trzeba na niego uważać. Kto mu wejdzie w drogę, to też jest po prostu bezwzględny. Nasz informator daje nam kontakt do byłego oficera pionu kryminalnego z Komendę Wojewódzkiej Policji w Łodzi, który według niego posiada bardzo szeroką wiedzę na temat przestępczej działalności Artura S.
Jest to były griniarz operacyjny i on ma naprawdę o nim potężną wiedzę. On wie wszystko. No chyba tam razem być może coś te działali. Myślę, że to jest taka prawdziwa skarbuca wiedzy. Dzwonimy do byłego policjanta. Umawiamy się z nim na spotkanie. Dzień dobry. Dzień dobry. Wie Pan, chciałbym się spotkać i porozmawiać. Mam taką sprawę, to nie jest sprawa na telefon, jeśli Pan pozwoli. Jeśli mógłbym, czy Pana w biurze. Czyli jutro mogę być oko o 12. Jutro Pana będę w biurze o 12. Dziękuję bardzo. Do widzenia. Centrum Łodzi. W tym budynku spotykamy się z byłym policjantem. Mężczyzna nie zaprzecza, że zna Artura S. Już po odejściu ze służby wykonywał dla niego kilka zleceń.
W pewnym momencie, ku naszemu zaskoczeniu, były policjant mówi, że Artur S. zlecił mu też obserwacje syna Jacka Santego. Młody człowiek miał zostać uprowadzony. Dzień dobry. Zakazał, że pan kogoś śledził. Nie, od tego, żebym powstawał małego mięśnia. Pan tego kultury nie był. Pewnie mu miało służyć właśnie do tego uprowadzenia. Tak, bo go spod domu nie mógł uprowadzić. Jeśli nie sprowadziliśmy to tutaj by było bezpiecznie i jakoś mógłby to mądrzej zrobić. Bo tamten zezwał ochronę samej. Fragmenty nagrania rozmowy z byłym policjantem odtwarzamy Jackowi Santemu. Panie Jacku, to jest teraz część tej rozmowy. Jestem przed chwilą połowy. Dobra, że dostałem zlecenie, żeby mającego Santego zobaczyć, co nie wyprzedaje.
Którą oficjalną postalałem, ile ma samochodu, bo tam miało około 20 samochodów. Takie zostawienia z telewizji. I się okazało, że ile miał, tyle marzenia wyprzedają. I tyle, za co mi oczywiście nie zapłaciłem. Panie redaktorze, my o tym, że były oficer Komendy Wojewódzkiej Policji brał bezpośrednio udział w planach przygotowania uprowadzenia mojego syna, wiedzieliśmy wcześniej. Nie byliśmy tylko przełożenia dowodowego na to. Ja sobie nie wyobrażam, dlaczego nawet emerytowany policjant, mając do czynienia z ewidentnymi sytuacjami przestępczymi, bo sam w nich uczestniczy, pozostaje lojalny nie tyle wobec państwa polskiego, któremu służył i od którego przecież odbiera, jak sądzę, sowitą emeryturę, a pozostaje w cudzysłowie solidarny z gangsterami. Według naszych ustaleń, porwanie syna Jacka Santego zlecono Marcinowi Jod pseudonim Jajo.
To bardzo groźny bandyta, który żyje z porwań ludzi dla okupu. Widocznym na tych zdjęciach samochodem Marcin Jod przez wiele dni śledził syna Jacka Santego. Wjechałem do Łodzi samochodem i mniej więcej w Konstantynowie z Owie dokałem się, że jakieś auto za mną jedzie. Dokładnie tak samo jak ja. Ani mnie nie chce wyprzedzać, cały czas bezpośrednio mniej więcej za mną się utrzymuje. Ponieważ zacząłem skręcać w różne uliczki, to auto dokładnie tak samo jechało. Kto był w tym ucie? Dwóch mężczyzn. Kto to był? To był Marcin J****. Jak się okazuje Marcin Jod dobrze zna Artura S. Na tym filmie widać jak Marcin Jod opuszcza biuro Artura S.
Po tym jak syn Jacka Santego dostał policyjną ochronę, bandyci zrezygnowali z jego porwania. Marcin Jod przebywa w tej chwili w więzieniu, gdzie odsiaduje wyrok za pobicie i wywiezienie do lasu w bagażniku samochodowym młodego mieszkańca Podhala. Marcin Jod już wkrótce może otrzymać przedterminowe zwolnienie i opuścić zakład karny. Po ostatnich wydarzeniach widzimy, że sprawa nie umiera i raczej nie mogę być pewien, że ta sytuacja nie powróci do, która miała miejsce wcześniej. Artur S. domaga się od Jacka Santego wielomilionowego odszkodowania. Artur S. składa do sądu pozew, w którym żąda, aby komornik natychmiast zabezpieczył cały majątek przedsiębiorcy. Sąd uznaje pozew Artura S. za zasadny. Jacek S.
z dnia na dzień traci dorobek swojego życia, zwalnia kilkudziesięciu pracowników i zamyka firmę. Wtedy na jaw wychodzi fakt, że Artur S. jest karany, nie może być prezesem żadnej ze spółek i złożył do sądu pozew oparty na fałszywych dokumentach. Docieramy do jego karty karnej, w której aż roi się od paragrafów. Artur S. otrzymał prawomocny wyrok między innymi za wyłudzenia. Jeżeli ktoś otrzymuje wyrok wskazujący za wyłudzenie kwoty 2 milionów złotych od jednego z banków i ten wyrok to półtora roku w zawieszeniu na 3 lata i grzybna 4 tysięcy złotych, to jest taki sam wyrok, proszę Pana, jak i dostało dwóch złodziejek, którzy ukradli mi 5 akumulatorów.
Łódzki sąd posiadał kartę karną Artura S. i miał pełną wiedzę o jego kryminalnej przeszłości. Pomimo tego uznał za zasadne pozwy, które Artur S. wniósł przeciwko Jackowi Santemu. Sąd nie weryfikuje w ogóle tych danych na etapie rozpoznania, co należy do podstawowych obowiązków sądu, że przed rozpoznaniem pozwu powinien sprawdzić czy strony posiadają zdolność sądową. Ta informacja nie była znana sądowi rozstrzygańcemu w tym zakresie. Są bezwzględni, są bezszczelni, bo ja, proszę Pana, nie wyobrażam sobie przed sądem złożyć fałszywych dokumentów, wie Pan, tylko że ci ludzie znają system sądownictwa, wie Pan, i oni doskonale wiedzą, że co mi zrobisz, jak mnie złapiesz. Artur S.
tuż po tym jak prawnicy Jacka Santego odkryli, że jest karany, natychmiast zmienił szefostwo swojej spółki. Sędzia Piotr Feliniak, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Łodzi, tłumaczy nam, że Artur S. składając pozew oparty na fałszywych dokumentach, dopuścił się jedynie tak zwanej wady prawnej. Powołano nowy zarząd, powodowej spółki, wpisano te zmiany w KRS-ie i w ocenie Sądu Apelacyjnego aktualna strona powodowa ma organ uprawniony do podejmowania zza nią działań procesowych. Skoro pan rzecznik, pan sędzia, jak będący rzecznikiem mówi o wadzie prawnej, mówi o tym, że miały miejsce jakieś problemy po stronie składu orzekającego, no to chętnie bym usłyszał, jakie były wnioski ze strony odpowiednich organów samorządu sędziowskiego w stosunku do osób, które takie zadziwiające pomyłki popełniają.
Były policjant, który na zlecenie Artura S. rozpracowywał rodzinę Jacka Santego, wprost mówi, że Artur S. ma bliskie kontakty z łódzkim wymiarem sprawiedliwości. Jakieś dojście przedstawia się z pądu, jakiegoś, jego kolega, jego matka, który jest tam kierowniczką kantorami. Matkę kolegi? Tak. A w którym samorządzie? W Łodzi, ale w apelacyjnym. Apelacyjnym. Kolejne tropy wiodą nas do przedsiębiorcy, który wszedł w spółkę z Arturem S. Biznesmen spotyka się z nami w centrum Łodzi. Artur S. przejął dwie należące do niego restauracje. No bo tam to obrozywano na powrzędku, jest tam 158 tysięcy miesięcy. A potrzeba było, żeby to wszystko dwieście tysięcy, albo dwieście, bo brakowało nas.
I on podpisał, że przejmie wszystkie zupowodzanie, a do wyzwyczajenia kredytu was spotyka nowo indywidualne, do tłuczańskiego. Jak przejął restauracje, to zaczął proszę pana przeznąć w kontrwy, w koliksi płacić komórkowicę. Myślać sporo o tym, panu. Nie płacił franczyzy, nie płacił kredynu, nie płacił ciężu. W pewnym momencie Artur S. bez zgody wspólników wywiózł z restauracji cały sprzęt. Jego wartość to ponad 700 tysięcy złotych. Sprzęt został ukryty w Kurniku na terenie tej posesji w niewielkiej wsi Zygry w województwie łódzkim. Kilka tygodni później budynek został podpalony. To opinia pożarników, straży spożarnej, że pożarnik był w związku z tym podpalenia.
Były policjant mówi nam, że znajdujący się w budynku sprzęt tuż przed podpaleniem został wywieziony w inne miejsce. Ja miałem takiego dawnego agenta, ten cały, ten mój był namierzył gdzie jest ten sprzęt, tego spalonego. Ten, kto się mi wyspalił ten sprzęt? Tak, ale tam porobił zdjęcia o jakichś tam sprzęt, bo ludzie nie wiedziały, że ktoś tam filmuje, to on na tym. . . Jego agentem jest bandyta, który podpalał, który niszczył proszę Pana moje imienie. Wiem, że ten człowiek powinien być zatrzymany, zresztą był nakaz jego zatrzymania z tego co mi wiadomo. Kolejne tropy wiodą nas do jednej z miejscowości obok Łasku w województwie łódzkim. Tutaj Artur S.
zamawiał dziesiątki tysięcy jaj w potężnej fermie Drobiu i jak się potem okazało fałszował faktury za zakupiony towar. Właściciel fermy zerwał zawarty z nim kontrakt. Niedługo potem nieznani sprawcy podpalili należące do przedsiębiorcy Kurniki. Straty liczone były w milionach złotych. Właściciel fermy w obawie o swoje życie nie chce z nami rozmawiać. Pod koniec maja policjanci w związku z podpaleniami Kurników zatrzymali trzech mężczyzn w tym Artura S. Wszyscy otrzymali bardzo poważne zarzuty. Usiłowanie wymuszenia rozbinięcia jego oraz zniszczenie imienia. Dwóch z zatrzymanych mężczyzn trafiło do aresztu. Artur S. pomimo tak poważnych zarzutów wyszedł na wolność. Taką decyzję podjął sąd rejonowy Własku.
Jego prezes, sędzia Jacek Wojdyn nie chce komentować tej decyzji i odsyła nas do nadzorującej śledztwo prokuratury okręgowej w Sieradzu. Sąd zastosował tak zwany areszt kałcyjny i po zapłacie 30 tysięcy złotych został zwolniony z aresztu. Tego samego dnia bodajże Artur S. płacił tę kwotę i w związku z tym wyszedł na wolność. Dwa mężczyźni aresztowani w związku z podpaleniami Kurników złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze. Każdy z nich chce kary roku i 11 miesięcy bez względnego pozbawienia wolności. Sąd ma rozpatrzeć te wnioski na początku grudnia. Wątek związany z Arturem S. trafił do odrębnego postępowania. 8 listopada obydwaj mężczyźni aresztowani w związku z podpaleniami Kurników wyszli na wolność.
Emerytowany policjant mówi nam wprost, że mają oni bardzo mocne powiązania z łódzkim półświatkiem przestępczym. Ten z nimi ma takiego, teraz on siedzi na szczęście, pseudoniem cyganek, który lata z macetą i zabije każdego, kogo mu pokaże. Jakąś babę tam mu nie pasowała, to potem kwaśem obleł, wylał na twarz, na reszcie i to by dziece mu ten cyganek. On już kiedyś siedział do godziny i kupił płacił dla niego kałusy chyba. Udaje nam się dotrzeć do informacji, że podczas zatrzymania w związku z podpaleniami Kurników w komputerze Artura S. znaleziono m. in. chronione tajemnicą skarbową szczegółowe raporty finansowe na temat właścicieli wielu legalnie działających firm.
Tego typu dane są ściśle tajne, a dostęp do nich mają jedynie wysocy rangą urzędnicy skarbowi. Informacje w nieznanych okolicznościach wyciekły z izb skarbowych w województwach łódzkim i śląskim. Pytamy śledczych, czy w związku z wyciekiem ściśle tajnych informacji podjęli już jakieś czynności wyjaśniające. Prosiłbym, żeby nie wracać do tego komputera, no bo mówię, nie mogę na ten temat mówić. Co więcej, prokuratorzy z sieradze twierdzą, że od wielu tygodni bezskutecznie próbują wydobyć z Sądu Gospodarczego w Łodzi akta spółki, której właścicielem jest Artur S. Te dokumenty to jeden z bardzo ważnych dowodów m. in. w sprawie oszustw, których ofiarą padł i Jacek Santy. Pokuratura okręgowa zwracała się już stosunkowo dawną akta tej sprawy. Wysyłaliśmy bodajże monit.
No i jeszcze nie otrzymaliśmy. Ja sprawdzałem tę okoliczność. Dzisiaj jeszcze te akta nie wpłynęły. To tych akt nie ma w sądzie w Łodzi czy jak to jest? Nie ma wiedzy na ten temat. W każdym razie nie dostaliśmy wiesz. Idziemy do Sądu Rejonowego w Łodzi. W ciągu kilkunastu minut odnajdujemy akta spółki Artura S. , które jak twierdzą prowadzący śledztwo są dla nich trudno osiągalne. Wypada wykorytce opuścić proszę Pana i nie się popłakać. 30 września jedziemy do Sądu Rejonowego w Łasku. Artur S. zasiada tu na ławie oskarżonych. Prokurator postawił mu zarzut złożenia fałszywego zawiadomienia o przestępstwie. Na sądowym korytarzu spotykamy kolejnego przedsiębiorcę, który padł ofiarą Artura S. Rozumiem, że Pan Artura S.
się tak powiem, by w jakiejś Pana ponówił, że Pan popełni przestępstwo w tej sprawie. Pani Artura S. dokonówił mi o to, że fałszyjej faktury. A my musimy wiedzieć o co chodzi? Przed budynkiem Sądu zauważamy samochód należący do Artura S. Uda się z Panem porozmawiać dzisiaj? To tutaj wewnątrz wytrzymać, co zjemy. My będziemy na sprawie, bo teraz Pan jest oskarżony, prawda? Tylko nie wiem o co. Przypomnij Pan? Za bardzo się Pan przejmuje, naprawdę. Ja się przejmuję? Jasne, bo właśnie chciałem widzieć, że Pan jest oskarżony, Panie Artusza. Ale o co? Za bardzo się Pan przejmuje. Ale czym się przejmuje? Robiąc igły widuły. Słucham? Robiąc igły widuły. Pytamy też Artura S.
w jaki sposób wszedł w posiadanie chronionych tajemnicą skarbową ściśle tajnych dokumentów związanych z funkcjonowaniem wielu firm z centralnej Polski i ze Śląska. Spółka. . . To takie śmieszne? Tak, śmieszne. Proszę? A po co Pana moja wizytówka? Przedstawiłem się Pana już. Trzeciego października Artur S. zostaje uznany przez Sąd Własku za winnego tego, iż złożył fałszywe zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i działał w ten sposób na szkodę jednego z miejscowych biznesmenów. Sąd przychylił się do wniosku prokuratora i w ramach kary wymierzył mu niewielką grzywnę. Środomisko wódzkie tej sprawy nie rozwikło. Sam widzi Pan jakie tutaj sam powiązania kolorzeńskie, biznesowe, proszę Pana, i w Komendzie Rewolskiej, i podejrzewam je w sądzie, niewykluczonych, że też w innych organach.
Także myślę, że ta sprawa nigdy pozytywnie nie zostanie zakończona, jeżeli będzie prowadzona przez organy ścigania z tego terenu. W pierwszej połowie października pełnomocnik Jacka Santego pisemnie poinformował Prokuraturę Apelacyjną w Łodzi oraz prokuratora generalnego, że wśród wszystkich z nich należy wytrzymać, że nie ma zbyt wiele informacji. Wydaje mi się, że w tym momencie wśród wszystkich z nich nie ma zbyt wiele informacji. Właśnie poinformował Prokuraturę Apelacyjną w Łodzi oraz prokuratora generalnego o ustaleniach naszego dziennikarskiego śledztwa. Adwokat wniosł też o to, żeby nadzór nad sprawą objęła specjalna grupa śledczych. Należałoby to postępowanie przekazać do Prokuratury Apelacyjnej, że wydział do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji dysponuje szerszymi możliwościami celem wnikliwego wyjaśnienia sprawy.
My, jeżeli tylko dochodzimy do pewnych nazwisk, gdzie zaczyna się wymieniać pewne nazwiska, zaczyna rosnąć potężna ściana, ściana niemocy, nie można nic zrobić. Nie da się bez zdecydowanej, bardzo bym powiedział, aktywnej postawy Prokuratury Generalnej, Prokuratorów Prokuratury Krajowej uzyskać jakiegokolwiek postępu w prowadzeniu tego postępowania. Boi się Pan? Nie, ja już nie mam się czego bać. Ja po prostu muszę się nauczyć z tym żyć. Tak jak Panu powiedziałem, jak pierwszy raz się spotkaliśmy, wie Pan, ja nie odpuszczę do końca. Nie ma takiej opcji. Bohater tego reportażu, Pan Jacek Santy jest w naszym studiu. Dobry wieczór, witam Pana. Paweł Kaźmierczak, autor reportażu. Zapewne Państwo zapytają, gdzie są przedstawiciele Resortu Sprawiedliwości.
Myśmy mniej więcej osiem dni temu powiedzieli o tym, że ten reportaż będzie emitowany w programie i wystosowaliśmy stosowne zaproszenie. Tak jest, była była informacja dla przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości. Pytanie jest proste. Tu by padły zbyt trudne pytania dla urzędników, którzy powinni nadzorować tego typu sprawy i pomagają się takim ludziom jak Pan Jacek. Pańska sprawa toczy się już od kilku lat, ale widać wyraźnie, że coś się zmieniło od chwili, kiedy pojawił się nasz reporter. Ja wiążę właśnie nastawienie prokuratora do tego, że nie ma zbyt trudnych pytań. Ale to jest bardzo trudne, bo to jest bardzo trudne, że pojawił się nasz reporter. Wiążę właśnie, nastawienie prokuratury i podejście do całego tego zagadnienia z wizytą pana Pawła w prokuraturze okręgowej w Średzku.
Co się konkretnie wydarzyło w czasie ostatniego spotkania jakie odbyliśmy z prokuratorem, zostałem poinformowany, że dosłownie od dwóch miesięcy tą sprawą o tej sprawie zaczęto przyglądać się bardzo poważnie czy dokładnie od tego co się stało, że to stanowisko prokuratury, z wizytą pana Pawła a być może i z tym, że tak zabiła jest ta sprawa, że tak długi okres, potrzebowała prokuratura żeby ją dobrze zgłębić więcej ludzi się tym zajmuje też z tego co znaczy No wreszcie na początku bo jeden policjant z tego co wiemy to jest informacja od pana Jacka z dziś tych policjantów jest już panie Jacku kilkunastu, chyba z informacji dosłownie która wczoraj do nas napłynęła z biura, sanatorskiego pana senatora Grubskiego wynika, że tych policjantów na dzień dzisiejszy winno być 9, będą także funkcjonariusze z pionu śledczego komendy wojewódzkiej policji a mam także informacje, że prokuratura wystąpiła z wnioskiem do centralnego biura śledczego o wsparcie w tej sprawie, muszę pana zapytać o tych ludzi ból wersujące w tej sprawie pan jest de facto sam na placu boju, pan zmaga się z grupą przestępczą gdzie jest wsparcie, ja nie tylko zmagam się z grupą przestępczą Ja muszę walczyć z całym tym systemem który funkcjonuje, ja muszę nakłaniać prokuratora żeby wykonywał pewne czynności Ja muszę przekonywać do tego , że w tym a nie w innym miejscu popełniono przestępstwo Ja muszę walczyć z systemem sądownictwa tam gdzie giną te dokumenty gdzie przez ponad rok czasu zginęły akta i po jakimś czasie się odnajdują, dokumenty składane oczywiście to to to są to są to są wady pragnę to są fakty zyskać komentarz, kogoś reprezentującego prokuraturę dotarłeś do Rzecznika Prokuratorii Generalnej to prawda co ci się udało to nie było zbyt łatwe ponieważ ja prosiłem już w ubiegłym tygodniu o to żeby ktoś był w studiu u nas nie udało się byłem wczoraj u pana na początku pan rzecznik nie był zbyt dobrze przygotowany po godzinie do mnie odzwonił ja wróciłem do Prokuratury Generalnej Rzecznik przez godzinę ustalił dużo więcej informacji No zobaczmy jak to wyglądało to ciekawi jesteśmy o to wypowiedź Rzecznika Prokuratury Generalnej.
Prokuratura Generalna konkretnie Departament Postępowania Przygotowawczego otrzymał w ostatnim czasie bardzo szczegółową informację można ją określić mianem pewnego rodzaju raportu dotyczącą śledztw które są prowadzone w tych sprawach w Prokuraturze Okręgowej w Sieradzu Prokuratura Generalna zapoznała się z tym szczegółowym dokumentem i doszło do wniosku że to postępowanie powinno zostać objęte nadzorem służbowym Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi i kilka dni temu Prokuratura Generalna zwróciła się właśnie do Prokuratury Apelacyjnej aby ta sprawa została objęta nadzorem a ze swojej strony Prokuratura Generalna monitoruje przebieg tego postępowania. A prawdą jest to Panie Rzeczniku że tą sprawę prowadzi jeden policjant? Tak poważna sprawa? Tak jak wspomniałem nie znam szczegółów dotyczących tego raportu. Jeszcze jedna kwestia o której chciałem powiedzieć. Aktualnie te postępowania są w referacie jednego Prokuratora tak aby mógł on koordynować wszystkie te sprawy.
Są one prowadzone przez trzech funkcjonariuszy z pionów dochodzeniowych. W te sprawy również zaangażowani są funkcjonariusze policji operacyjni funkcjonariusze. Jakie są szanse na to żeby ktoś był od Państwa w studiu Panie Rzeczniku? To jest sprawa która jest cały czas otwarta. Ja że tak powiem nie mam szansy zapoznać się z tym raportem bardzo obszernym raportem w tak krótkim czasie. Czyli w studiu nie będzie od Państwa litra u nas? Nikogo. Wypowiadam się spotkałem się z Państwem i udzielam tych informacji. Na studiu nie ma szans. Tak jak wspomniałem jest to kilkudziesięciostronnicowy dokument który otrzymałem tak naprawdę przed tym nagraniem. I żeby przygotować się do dłuższej wypowiedzi musiał się zapoznać z informacjami płynącymi z tego raportu.
Przy czym mówimy też o sprawie która jest cały czas otwarta, której prokurator na bieżąco dokonuje ustaleń. Więc dyskusja w studio na temat tak poważnej sprawy gdzie prokurator cały czas gromadzi materiał dowodowy nie służy spokojnemu prowadzeniu tego postępowania. Żałujemy bardzo, że nie ma przedstawiciela prokuratury. Padło jedno ważne stwierdzenie, że prokuratura apelacyjna obejmuje nadzorem służbowym. Co to oznacza? Ja mam nadzieję, że to będzie oznaczało wreszcie to, że coś w tej sprawie się konkretnie ruszy tak jak pan Jacek wspominał mniej więcej siedem tygodni temu, kiedy my byliśmy z kamerą coś się ruszyło. To mam nadzieję, że to raczej apelacyjna prokuratura przejęła nadzór służbowy a generalna monituje tę sprawę.
To wreszcie to ruszy mówiąc wprost, do przodu tak naprawdę jak powinna być od dawna a tyle lat to trwa proszę pana jak wygląda dzisiaj pańska sytuacja biznesowa rodzinna czy pan się czuje bezpieczny. Proszę pana ja od półtora roku nie prowadzę praktycznie działalności bo ja walczą o przetrwanie. I na tym się skupiam a prawda jest taka, że nie ma tego, że ja dzisiaj czy jestem bezpieczny tego nie wiem ale coraz częściej zastanawiam się nad tym.
Czy ja dobrze zrobiłem odmawiając współpracy z tą organizacją czy ja dobrze zrobiłem informując organizacja, o tym co odkryłem czy my dobrze słyszymy właśnie moment znaczy bo bardzo ważne jest to, że w tej sprawie jest kilku naprawdę świetnych policjantów ludzi którzy oddali tej sprawie serce panie Jacku my my my my my my my możemy sobie sprawie serce panie Jacku my o tym doskonale wiemy tak tylko żeby ci ludzie dalej mogli działać muszą mieć zgodę prokuratury to są naprawdę ludzie którzy dużo wiedzą o tym nie możemy mówić jeśli da im coś pałeczkę żeby coś mogli więcej zrobić oni sobie mam nadzieję poradzą z tą sprawą i wreszcie zakończą dramat gehenne pana Jacka i go bliskich bo to po prostu jest dramat a skąd inną wiem jeżeli mogę jeszcze to dodać to są zakusy aby tych funkcjonariuszy wykluczyć w tych występowaniu i to dla mnie to stanowi wielką zagadkę ale z pańskich ust przez chwilą bada bardzo gorzki wniosek bo pan mówi zastanawiam się czy dobrze uczyniłem kilka lat temu nie idąc na układ nie idąc na układ to nie jest gorzki wniosek to to panie redaktorze fakty, że dzisiaj mógłbym żyć zupełnie inaczej być może bardziej komfortowo i bardziej spokojnie a ja dzisiaj zastanawiam się czy będzie jutro, ale gdyby pan zobaczył te reakcje naszych internautów którzy dają panu mnóstwo wsparcia mówią, że ważne jest to, że są tacy ludzie jak pan którzy podejmują walkę o sprawiedliwość niech pan się nie poddaje tam jest taki napis na ekranie a pan na końcu powiedział będę walczył do końca o swoje będę i jeszcze raz to podkreślam ale, potrzebuje wsparcia potrzebuje wsparcia do organów które są do tego zobowiązane żeby wspierać mnie w walce z bandytyzmem nie, że nie będziemy teraz trzymać rękę na pulsie i my panu Jacku pomoże mu do samego końca żeby wreszcie ktoś tą sprawę konkretnie ruszył ja mam nadzieję, że w ciągu najbliższych tygodni to się wiele wyjaśni i jak pojedziemy do pana Jacka następnym razem z kamerą w ciągu najbliższych kilku tygodni także do prokuratorów to wreszcie się dowiemy, że ktoś ma nowe zarzuty, że są nowi podejrzani a jestem pewien, że liczba osób pochrzewdzonych przez tą grupę jest dużo większa tylko kupę ludzi cała masa ludzi boi się o tym mówić a pan postawił otwarcie i to jest ważne bardzo panu dziękujemy za dziękuję w naszym studiu za współpracę w tym reportażu trzymasz rękę na pulsie proponuję żebyś teraz poodbierał telefon od widzów bo na pewno będzie wiele pytań do ciebie bardzo panu dziękuję proszę państwa my pozostajemy w temacie dotyczącym wymiaru sprawiedliwości.
.