TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
A więc za chwilę archiwalne nagranie. Generał Apoloniusz Czernow to najwyższy rangą polski wojskowy, który osobiście zetnął się ze zjawiskiem niesidentyfikowanych obiektów latających. Miał to miejsce pod koniec lat 80. , konsekwencje były to trzy różne wydarzenia. Po raz pierwszy na taką skalę, to znaczy stając przed dużą publicznością bezpośrednio podzielił się tą wiedzą, tym doświadczeniem w 1999 roku. Miałem przyjemność zaprosić go na trzecie UFO forum we Wrocławiu w Starej Agorze. I wtedy opowiedział o tych właśnie swoich własnych doświadczeniach, ale też mówił o innych historiach znanych mu jako wojskowy. Wprawdzie po tym co przeżył w latach 60. pojawiły się pewne publikacje opisujące jego historię, ale nigdy nie było to w takiej bezpośredniej formie wystąpienia.
Niektórzy z Was znają nagranie generała Czernowa z UFO forum z wersji wideo, która ma tą wadę, że jakość dźwięku było dużo słabsza niż jest teraz. Wprawdzie nie jest idealnie i doskonale, ale jest dużo lepiej i ta warstwa dźwiękowa wydaje mi się jest dużo ważniejsza, ale zdjęcie generała wyjątkowe, w mundurze, które mam jako chyba jedyny w Polsce w swoim prywatnym archiwum dzisiaj też zostanie Wam pokazanej przy okazji. Wielkie dzięki Panie Generale. Jak pamiętacie rozmawiałem z nim kilka miesięcy temu. Rozmowa była puszczona w niedzielnym programie. Dzielnie się trzyma, ale tamto ze względu na historyczny moment nagranie ma szczególnie znaczenie. Zapraszam. Zasada tutaj obowiązująca przerwy nie ma.
My tu cały czas pracujemy, okazuje się, że przyjeżdżają koledzy, prelegenci, na przykład Milos ze Słowacji z całym plikiem materiałów. Na szczęście tutaj na miejscu skanujemy, będziemy się dać materiały różnego typu sięże przewiezione z Słowacji. Natomiast proszę Państwa, ja sądzę, że to spotkanie, jak każde inne ciekawe, a to spotkanie jest szczególne, które nas teraz czeka. W tamtym roku, Państwo pamiętają, gościem, no specjalnym gościem niezwykłym był rzut rzut rzutu Ryszard Grundman, który był wielką sensacją, ponieważ po raz pierwszy tak wysokich rangów wojskowych mówił o przypadkach obserwacji UFO. Pamiętacie ci, co byli, że jedną z relacji była relacja wtedy jeszcze w dawnych czasach kapitana Apolisza Czernowa. Ufolodzy pamiętają te wszystkie stare jeszcze wydania, jeszcze artykuły Andrzeja Trepki z końca lat 50.
, kiedy relacja kapitana Czernowa i tam jeszcze dwóch innych oficerów to właściły takie sztandarowe punkty wojsku UFO w Polsce. I myśli, minęło kilkadziesiąt lat, w sumie trzeba to podziękować panu Grunmanowi, który tak naprawdę przekazał tutaj do mediów de facto adres pana generała. Udało się, że już wystąpił w telewizji TVN nie tak dawno, ale na takim dużym spotkaniu panie generale to chyba pan jeszcze nie był, jak tutaj we Wrocławiu. Ja chciałbym pana tej serdecznie zaprosić i brawami i oklaskami przywitać dla ufologów naprawdę postaci niezwykłej. Proszę bardzo, panie generale. Panie generale, ponieważ jednak mało wiemy jeszcze o panu, jeżeli pan będzie tak uprzejmy powiedzieć parę zdań o sobie, o swojej karierze zawodowej.
I to jest ważne, ponieważ ufosceptycy zawsze podkładają nam nogi wszędzie tam, gdzie uważają, że zwykły obserwator to tam mógł się mylić, nie jest fachowcem. A im osoba bardziej kwalifikowana w sensie no wojskowym, w sensie kwalifikacji do obserwacji tym są bardziej, że tak powiem, spolegliwi i bardziej pokorni. Dlatego tak cenimy sobie również pana tutaj obecność. No i te trzy spotkania z UFO, te rozmowy z Leonowem, o których pan wspomniał, te katastrofy samolotów, które pan też powiedział. My sądzimy, że tam pan coś więcej wie na ten temat i podejrzewam, że szala panu nie odpuści.
Dlatego aż 45 minut czasu jest tutaj dla pana generała, żeby pana dokładnie przepytać, ale to w dobrej wierze i naprawdę cieszymy się, bo ja uważam, że to jest naprawdę odwaga, proszę państwa. Wszyscy wiemy jak było w wojsku i ciągle jeszcze jest, chociaż jest dużo lepiej. Ci, którzy odważyli się mówić o UFO to byli naprawdę nieliczni, naprawdę nieliczni. I będzie taki czas, kiedy będziemy pisać o nich, o podręcznikach. Myślę, że jeszcze za naszego życia tak się stanie. Na razie są bohaterami takich spotkań jak nasi. Proszę pani generalnie. Dziękuję bardzo. Ja chciałem podziękować za zaproszenie na trzecie forum UFO. No cóż, jak państwo widzą, jestem człowiekiem już starszym. Nie, nie, postoję. Jak się stoi to krócej mówię.
Jak miałem 20 lat, po zdaniu matury w liczbie matematyczno-fizycznym wstąpiłem ochotniczo do lotnictwa, do oficerskiej szkoły lotniczej w Dęblinie. To było w 49. roku. I do 92. roku byłem zawodowym, wojskowym oficerem lotnictwa. Kariery dużej nie zrobiłem, bo skończyłem na dowódcy korpusu tutaj we Wrocławiu, gdzie pełniłem tę funkcję przez 9 lat. Później potem byłem atasze wojskowym w latach perestrojki w Moskwie 4 lata i zakończyłem swoją karierę na pełnomocniku ministra obrony narodowej do spraw pracowników cywilnych wojska. W 51. roku po promocji zresztą dosyć problematycznej dla mnie, dlatego że mój ojciec zginął w czasie wojny jako podoficer Wojska Polskiego i ja tego nie ukrywałem, ale prześwietlono i chciano mnie wyrzucić, chociaż miałem trzecią lokatę.
No więc dano mi tylko chorążego, a wtedy chorąży nosił gwiazdkę jedną z takimi mityczkami i zostawiono na instruktora w Szkole Lotniczej. I tam w kieracie instruktorskim byłem przez 3 lata. Był to okres zimnej wojny, ale i gorącej. Gorąca wojna była w Korei. Myśmy bardzo szybko przygotowaliśmy pilotów. Wiem, że wyszkoliłem 3 grupy na samolotach myśliwskich. Pierwsza grupa 8, druga 10 i następna 12. Wyrwałem się z tego kieratu jako dowódca klucza, zdając konkursowy egzamin na Akademię Sztabu Generalnego na pierwszy turnus Fakultetu Lotniczego. Po ukończeniu Akademii Sztabu Generalnego w 1956 roku właśnie trafiłem do Wrocławia, z czego jestem bardzo zadowolony. Na dół CS Cadry, ale już wtedy latałem na samolotach odrzutowych. Mianowicie w Krzesinach zostaliśmy przeszkoleni.
My, piloci, którzy byli na Akademii Sztabu Generalnego i z kolei my jako instruktorzy szkoliliśmy wtedy tzw. Anglików. Było ich kilkunastu, m. in. Tolo Łokuciecki, którego szkoliłem na odrzutowych Wacek Król i Witorzęć. Byli tam m. in. Skalski, Stasio, Lipski, Tadeusz, no szereg innych, bardzo porządnych, no od nas starszych od 10 lat. Dla nas oni stanowili wtedy Alfę i Omegę, bohaterzy. No i tutaj właśnie przez 5 lat byłem w pułku. Dowódca skadry, zastępca dowódcy pułku, później nawigator pułku, nawigator korpusu, szef, właściwie inspektor lotnictwa i inspektor higieny i bezpieczeństwa lotów. Stąd zabrano mnie do Warszawy, do dowództwa wojsk i tam byłem przez 10 lat głównym nawigatorem lotnictwa Wojska Polskiego. Później byłem na tzw.
kursie podyplomowym przez rok i po tym kursie byłem tu znowu we Wrocławiu zastępcą dowódcy korpusu i dowódcą korpusu, ale w międzyczasie to nie dokładnie. Przez 5 lat studiowałem i zrobiłem doktora na Akademii Sztabu Gronnego z automatyzacji dowodzenia obroną powietrzną kraju. 9 lat dowodzić korpusem w takim czasie to jest dosyć uciążliwie, chociaż jestem człowiekiem nałogów spokojnych, to jednak troszeczkę nadczarpnęło moje zdrowie no i wtedy nasz szef Jaruzelski powiedział, że trzeba gdzieś go przenieść. Miałem być szefem Instytutu Hydro-Meterologicznego, nie zgodziłem się, no i właśnie wysłano mnie na Atasze, ponieważ znam dobrze język rosyjski, dosyć dobrze angielski i robiąc doktorat poznałem język przyjaciół niemiecki. 4 lata byłem w Atasze i później jeszcze 2 lata w Miejscestwie Obrony i teraz stoję przed Wami, będąc już 7 lat pod kapeluszem.
Tyle skrócie mój życiorys, szczerze. Natomiast jeśli chodzi o moje spotkanie z Ufą, działo się to wtedy po raz pierwszy, gdy byłem w półku. Pamiętam, że to było w 1958 roku, co zresztą tu Pan redaktor powiedział, opisany jest z redaktora. Tak, to był miesiąc sierpień. W dzień podrywano nas na samolotach już odrzutowych produkcji polskiej, bośmy wtedy produkowali samoloty dosyć dobre w Miejcu i nawet sprzedawaliśmy je do Bułgarii, NRD, Czechosłowacji, Rumy i tak dalej. Sam odganiałem po 12 sztuk. Limy 5, no jest to licencja radziecka, lim 5P, a więc mik 17 przechwytując. No ale wtedy dużo spełniliśmy, ponieważ trzeba było strącać balony, które przysyłano nam w podarku z Monachium.
Oczywiście tu młodzież może nie pamiętać i się dziwić, ale taka była sytuacja, że trzeba było ich strącić przed tym, zanim został otwarty worek z ulotkami. A więc przechwitywaliśmy gdzieś na granicach. Najczęściej posyłano nas, jeśli chodzi o pułk wrocławski, na dworek rzytawski, więc na styk Czechosłowacji, NRD, Polski. W tym dniu ja nie przechwyciłem tego balonu, ponieważ poszedł na Czechosłowację i z wysokości 12 tysięcy wracałem na lotnisko. Gdy byłem na Świdnicu i miałem 8 tysięcy, zobaczyłem z lewej strony, o tak na godzinie 10, jakiś obieg bryszczący. Obiektu odniesienia. Ale tak oceniłem, zameldowałem o tym na stanowisko doładzenia i powiedziano mi podejść, rozpoznać, jeżeli to balon zniszczy.
Przeładowałem działka i dałem do palac, zakręciłem w jego stronę i z prędkością ponad 1000 kilometrów na godzinę poszedłem na ten obiekt. Z całą świadomością, że to jest jakiś nowy typ balonu. Gdy się zbliżyłem na odległość gdzieś 2000, a działka, to jest jedna działka 37 milimetrów, dwa 20-milimetrowe, najlepiej opisywały, strzelały, gdy była odległość 800 metrów. Ja ale do takiej odległości nie doszedłem, bo to coś poszło bliskawicznie do góry z kątem wznoszenia gdzieś 30 stopni i z 8 do 14,5, dotąd dokąd mógł mój samolot się wgrzebać, no gdzieś może 15,000, to trwało sekundy i poszedłem nieco dalej. Ja musiałem zawrócić. Z kursem poszedł takim 330-345 stopni, więc północno-północno-zachodnim. Wróciłem, wylądowałem, zmeldowałem i napisałem o tym w raporcie i tyle.
Była cisza, ale po miesiącu, właściwie nieco dalej, bo to na początku poździernika w lotach nocnych, lataliśmy wtedy takie ćwiczenie, zresztą ćwiczeń było co niemiara. Wracaliśmy pamiętem z dowódcą skadry, ja byłem prowadzącym Bogdanem Jarominem, zresztą pilot, który przez, to był rok 58, a on przez 3 lata dobywał węgiel za to, że był dowódcą skadry, gdzie był pilotem Jaźwiński i uciekł u niego, a więc dowódcę skadry dano na przodowego dorąbania węgla. No ale później był rehabilitowany i wrócił i znowu był dowódcą skadry. Akurat lubiliśmy się i lataliśmy. I on był prowadzony przeze mnie po wykonaniu zadania nad Wrocławiem. Właśnie podchodziliśmy z kursem zachodnim, 4 tysiące nad Wrocławiem, plama ładna, bezpłudne niebo.
No i zezwolono nam podejść nad pas do rozpuszczenia, do lądowania, kiedy on mówi, Poldek, sprawa z tyłu coś nas atakuje. I spojrzałem, rzeczywiście, okrągłego wielkości porównywalnej do Księżyca, ale o odblasku takim pomarańczowo, przechodzący w beż, świecący, migocący, szło na nas prosto. No więc poderwaliśmy do góry i to nas minęło. Oczywiście szybko zamildowaliśmy z powrotem na stanowisko dowodzenia. Powiedziano podejść, rozpoznać, jeżeli macie paliwa. Jeszcze mieliśmy. Rozpoznać. Też rozpędziliśmy samoloty, pędziliśmy ponad 2 minuty do 3 i to uciekało do góry. Kształt był talerza. Znaczy, takie obły, ale nie dopuścił nas bliżej jak 2, a może nawet 3 kilometry. No skończyło się na tym, że musieliśmy zawrócić i iść do lądowania.
Nad pas podeszliśmy na 500 metrach i ja byłem pierwszy. Na trzeci skręt wypuściłem klapy po dwozie i znowu zaatakowało mnie. To znaczy nie zaatakowało, bardzo niedaleko podeszło. Ja się uchyliłem, ale jednak musiałem lądować, bo gdyby mnie to trzeba się katapultować. Wylądowałem. No i okazuje się to, nad trzecim skrętem, co było, to widziano z ziemi. To znaczy inżynierowie, technicy i inni, co byli na lotnisku, a więc potwierdzone. Następne takie spotkanie opisane to w tym, że październiku, ale pod koniec, w dzienniku, z nad Piły wracaliśmy i gdzieś po przechwyceniu znowu nad Rawiczem naprowadzono nas na następny cel ze Stanisławem Koziołem, porucznikiem takim, bardzo fajny pilot.
I wprowadzonym w chmurę burzową, cel nam uciekł, a gdy wyszliśmy z tej chmury w prawo, na wysokości gdzieś 6000 metrów znowu zobaczyliśmy obiekt, właśnie podobny do tego, który ja wiedziałem w sierpniu. No i powiedziano, podejdźcie, rozpoznajcie. Włączyliśmy fotokamie i na niego. Nie dopuścił nas bliżej, jak 2000, mimo to fotografowałem, uciekł po wylądowaniu i na drugi dzień zawsze pilot uczestniczy przy przeglądzie tych filmów z fotokamie, bo to jego cena wykonanie zadania. Nasze filmy były prześwietlone. To są te trzy przypadki, które są opisane. Po tych opisach, zresztą ja jestem jeden z wielu pilotów i tu we Wrocławiu, w Poznaniu, w Amimoście, w Powidzu, zresztą na wybrzeżu nam w 59. roku zabroniono o tym gadać, rozpowszechniać.
Osobiście dowódca generał frajb Bielecki, a również generał Krebski, dowódca korpusu. No i musieliśmy milczyć, chociaż spotykaliśmy. Ja osobiście jeszcze dwa razy zetknęłem się, raz, gdy byłem jako nawigator wojsk, uzgadniałem cele latające z Węgier do nas, koło Balatonu, bombowała lotnisko i tam mnie przechwycił też jakiś noll, gdy wracałem tutaj nad Tatrami, a drugi raz to zamglenie było bardzo duże, w Zegrzu Pomorskim i tam zadałem z Warszawy z bardzo dużym pietrem na Grzbiecie, też byłem atakowany. To było tyle o moich spotkaniach.
No ale jeśli chodzi o kolegów, więc znam, to znaczy później między sobą powiadaliśmy parę przypadków, gdy podeszli bliżej, tylko sposobem, mianowicie my doganialiśmy wprost, a na przykład Janusz Leszczyński, podpułkownik z Krzesin, to on ze swoim uczniem założyli spiralę taką do tego obiektu i doszli do 200 metrów do niego i gdy byli w takiej odległości, to światło zgasło i Janusz twierdzi, że widział właśnie dokładnie ciemny taki metalizujący przedmiot gdzieś w średnicy 12 do 15 metrów i ten przedmiot nurę dał tak bliskawicznie jak iskra. Więc podobno jego uczeń strasznie się przeraził i zemdlał, a przy zemdleniu w pierwszej kabinie na drążek się położył, a więc musiał pikować. Ledwie wyciągnął samolot, wylądował.
Drugi przypadek Sobieraja, Józef Sobiera i zresztą później był szefem wojsk lotniczych. Również pędził takiego w ten sposób, że nie szedł prosto na niego, a z boku i później z przodu. Gdzieś nad jeziorami Kornickimi. Znikł mu po prostu w wodzie. No więc byliśmy sceptykami i dotychczas człowiek myślący jest zawsze niedowiarkiem, ale naprawdę coś istnieje, nie wiadomo jak to nazwać, ale latające, niezidentyfikowane dotychczas i utrzymywane, nie wiadomo z jakich względów, no mogą być względy również bezpieczeństwa ziemi w tajemnicy przed społeczeństwem. Dotychczas przecież stoją statki badawcze w trójkącie bermudzkim, ale nie wrocławskim. Nie, nie, nie. Te statki to Stanów Zjednoczonych, Rosji obecnej, francuski, angielski. Tam po wojnie zresztą zginęła cała eskadra F-51. To są Mustangi.
I dziwne jest jeszcze jedno zjawisko, że właściwie odrzutowe samoloty nie gasuj, dlatego że w odrzutowym samolocie nie ma, nie ma co się wyłączyć i skrowników nie ma, bo to jest rura, w której się pali ciągle ogień. Natomiast samoloty, które mają i skrowniki, a to ja znam rozmawiając z pilotami sportowymi, zresztą sam jestem członkiem w Warszawskiego, pardon, gasuj im silniki, gdy widziały obok siebie to coś. To samo z lotu, dwóch pilotów meldowało, że gasuj, ale tylko silniki, które są tłokowe i mają świece zapłonowe, a więc miało to wpływ. No cóż jeszcze.
Jest to niewyjaśnione zjawisko, dlatego że chociażby wtedy, jak atakowało nas w nocy i przechodziło, a więc mieliśmy prędkość podchodzenia gdzieś 720, a to przeszło dwukrotną prędkość, a więc 1400, a 1240 jest to prędkość dźwięku, 330 metrów na sekundę. Prędkość dźwięku jest to fala uderzeniowa, bardzo silne zjawisko niszczące, zresztą Amerykanie w czasie wojny w Wietnamie stosowali do niszczenia podziemnych ukryć Wietnamczyków, przechodząc na efach czwartych, nisko na 100 metrach i to wszystko jak orało, kładło. Zresztą te samoloty poszły na spisanie, bo takiej fali w takim oforze nie wytrzymili unity. Natomiast to coś diabli wiedzą. Prędkość miała dużą, a faly uderzeniowej nie było, nie było słychać na ziemi. To samo z przeciążeniem.
Pilot może wynieść przeciążenie takie długie jak ja, to 8 g, ale niektórzy do 10, a to z ich zachowani, z obliczeń matematycznych wynikało, że mają przeciążenie 40, 80 g. Jest to nieludzkie. No mówią może to bezpilotowe środki. Owszem, są środki bezpilotowe, ale one latają dodźwiękowo. Teraz jeden taki został strącony nad Serbią 600 km na godzinę i poza tym gabaryty mają małe. To są no metrowe, 2 na 3, do 5, a te gabaryty, co my obserwowaliśmy jako piloci, zawsze przekraczały 10 metrów, a to i do 30, więc coś większego. Także są, natomiast nie widziałem drzwi wejść, wyjść, ani ufolutków. To tyle. Dziękuję bardzo. Proszę o pytania.
Proszę bardzo, jeżeli są jakieś pytania do Pana. Tu Pan zadał, jak się zachowywały przyrządy, więc akurat przy tym pierwszym spotkaniu to dziwnie się zachowywała radio kompas u mnie i busola, mianowicie rozkręciła się dookoła, a radio kompas był nastawiony na Wrocław, a ja zacząłem iść na Pragę czeską i dopiero mnie ściągnięto właśnie przez kodowodzenie, gdzie lecisz. No wtedy jest taki przycisk uzgodnienia busoli i również radio kompas też można nastroić, to znaczy wyregulować. Także przyrządy jednak reagują przy przechodzeniu tego obiektu. Nie, nie wszystkie. Te co widzieliśmy w dzień to miały kształt przeważnie cygara, natomiast w nocy były to podobno do dwuwypukłego spotka. Lewińska może Pani określić dokładnie. Ja jestem na jedy ucho głuchy całkiem, niech Pani głośnie mówi.
Więc ten pierwszy obiekt to nie zastanawiałem się, bo ponieważ myślałem, że to jest balon taki wie Pan jest rotosferyczny, to jednak pierwszy ten koniec do góry to był jakby grubszy, natomiast tu nieco cieńszy, natomiast drugi co mieliśmy robić zdjęcie to już lepiej przyjrzeliśmy nie tylko ja, że przód tak jakby ten górny to był taki bardziej ścięty. Duł, może tam przód był, każdy był bardziej taki nososzkowaty. Ja bardzo przepraszam, jeżeli słuchają mnie tam, może to był nie atak, gdybyśmy na przykład nie zrefili, ale nie jesteśmy znowu tacy odważni, żeby nie ustąpić silniejszemu, może był odszedł od nas. Przepraszam za wyrażenie atak. Dziękuję bardzo. Ja powiedziałem, że zrobiłem zdjęcia, ale zdjęcia były prześwietlone, także nie mam zdjęć.
Zresztą mam w dzienniku pilota za te przechwycenie dwójkę z wykrzyknikiem, że nie przywiozłem potwierdzenia przechwycenia. Więc te obiekty w nocy co przelatywali, co obserwowano nie widziały relakatora, natomiast te w dzień były widoczne. Zresztą już jak byłem dowódcą Korpusu to kilka razy byłem wzywany alarmowo na stanowisko dowodzenia Korpusu, że pojawiły się naruszyciele i między innymi pamiętam, zdążyłem przybyć na jeden z takich, co leciał tak mniej więcej z zatoki ponorskiej, gdzie się odświnął, dobrze powiedziałem, odświnął ujścia na Bieszczady, mniej więcej taki kurs był. Więc wysokość jak nasze relakatory określiły 30-35 tysięcy metrów, co żaden z samolotów nie lata i prędkość do 5 macha, a więc gdzieś około 6 tysięcy kilometrów na godzinę. Nie ma takich samolotów.
Ja zresztą od razu zadzwoniłem wtedy do północnej rufy, tutaj pamiętam jeszcze nazwisko, general Lejtyna Dmitrii Bobrow, mówię co ty, puszczasz już takiego, macie coś takiego? Mówi, nie, w żadnym wypadku, to może Amerykańcy. Tyle. Panie prezesie, zauważył pan jakiś ruch, czego wiernił po półnastu, że był, może był to zauwczonowany ruch. Możliwe, że to się ruszało, bo było tak jakby, jakby coś jakby spływało po tych krawędziach, spływu, natarcie, nie wiem czy to się ruszało, czy to tylko było nasze takie wrażenie, ale jeszcze raz chcę zapewnić, że to nie była halucynacja, bo nie tylko ja, a mój kolega i jednakowe oświadczenie złożyliśmy siedząc w oddzielnych tych. No cóż, tyle. Mam jeszcze pytanie.
Czy ktoś w siłach lotniczych, być może dowództwo prowadzi oficjalne badania na temat UFO, czy są gromadzone jakieś zdjęcia, to chyba kwestia bezpieczeństwa narodowego, jeżeli jakieś powiedzmy pojazdy zakłócają przestrzeń powierzchną, więc chyba byłoby oczywiste, czy ktoś zbiera te materiały? Prawdopodobnie przed tym zbierano, było nawet założono jakaś teczka w Sztabie Generalnym, później pułkownik Grundmann był przez kilka lat szefem ruchu lotniczego, on prowadził taką teczkę i ta teczka, gdy on odszedł na emeryturę, zginęła. Nie ma. To już, że ja nie wiem, czy prowadzą. Jeśli chodzi o nasze lotnictwo obecne, to ma inne problemy. Po pierwsze, nie ma samolotów. Tak jak armat, jak powiedział Napoleon. I przepraszam, ja tu nie chcę chodzić w politykę. Jest to naprawdę przykre.
Proszę bardzo, jeszcze jakieś pytania do pana generała. Ja po prostu czytałem, a poza tym, jak byłem atasze wojskowym, był tam dowódca dywizji ROK-kę. Nawet kolegowaliśmy z nim, bo on lubił whisky bez sody, ja też. On mi opowiadał dokładnie, mówi, oni lecieli na Kubę z Filadelfii, cała eskadra. Kuba wtedy była podponowaniem, no właśnie nie podponowaniem. To był burdel USA. I mówi, że dowódca eskadry, doświadczony pilot, który miał około siedmiu strąceń pewnych i kilka prawdopodobnych, walczył z Japończykami. W pewnym momencie zameldował, że proszę o pomoc, coś nas atakuje, a później nie, nie, ciąga i koniec. I tego w raportach ani opisach nie ma w książkach.
Ale tam ginęły nie tylko samoloty w tym trójkącie, tam ginęły i łodzie podwodne, statki, bardzo dużo zginęło żeglarzy. Nie wiem, czy wystarczy. Dziękuję. Ja miałbym jeszcze jedno pytanie. Chciałem się zapytać, czy od władz ewentualnie wojskowych, jakichś jakichś wyższych, dostało pan pewne ostrzeżenia, czy jakieś takie życzliwe sugestie na temat pana wystąpień, na temat tego, co pan mówi i czy ewentualnie, no bo wiadomo, czy pana osoba, pana autorytet mógłby wzbudzić jakieś kontrowersje tych wysoko postawionych oficerów czy władz ewentualnie wojskowych. Nie, nie dostałem żadnych sugestii. Ja jestem obecnie pod kapeluszem, czyli cywil, chociaż stopień generała był nadany mi przez Rady Państwa i nikt na razie mnie nie odbiera.
Również lustrować też nikt nie zamierza, bo byłem i jestem szczerym patriotą. Jeśli mówię to, to co mówię to prawda i to prawda ta prawda, tylko prawda i cała prawda, a nie tyż prawda, a nie daj Boże ta piąta prawda. Dzięki. Dzięki. .