TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Poprzednio sprawdzał się model Xiaomi 5. Okazał się on być absolutnie najlepszym laptopem w swojej cenie. I pomimo faktu, że od tamtego momentu minęło już trochę czasu, to wciąż nic nie jest w stanie go przebić. Link do tamtego filmu oczywiście odnajdziesz w opisie poniżej. Jednak był to naprawdę tani laptop spełniający powiedzmy zakładane minimum do wygodnej pracy. Ale gdyby tak podnieść poprzeczkę oraz zakładany budżet o co najmniej drugie tyle. Czy modelowi Artbook A uda się powtórzyć ten sukces? W tym materiale postaram się odpowiedzieć właśnie na to pytanie. Z tej strony Paweł, a Ty oglądasz kanał Tech Mania KD. Zapraszam. Ten materiał obejrzysz dzięki wsparciu platformy GVGmall.
Jest to ogromny sklep specjalizujący się w kluczach do gier na PC, Xbox, PlayStation czy nawet Google Play. Zdobędziesz tu praktycznie wszystko. Od kart podarunkowych do Steama po oprogramowanie pokroju Office'a czy Windows'a. Przestań przypłacać i już teraz odwiedź stronę. Link oraz kod zniżkowy na 20% odnajdziesz pod filmem w opisie. Jako, że często o to pytacie to na początek kilka słów na temat samej przesyłki. Laptopem wysłano domie ze Szczecina we wtorek, a dostarczony został on dnia następnego, czyli w środę. I to pomimo faktu, że mieszkam w Irlandii. Tak więc kupując komputer marki Meinbenben nie musimy przejmować się cłem czy nawet długim czasem oczekiwania. Wierzchni karton odpowiednio zabezpiecza produkt na czas transportu.
Dopiero w jego wnętrzu znajduje się właściwe opakowanie z dodatkowymi plombami z obydwu stron. Dzięki temu możemy mieć pewność, że sprzęt jest fabrycznie nowy. Rościnamy je i zaglądamy do środka. Na górze znajdują się trzy arkusze pianki zabezpieczającej, a tuż pod nimi laptop zawinięty w miękką plastikową torebkę. No ale do niego przyjdziemy już za chwilkę. Przed tym spraśmy co jeszcze zostawił tu dla nas producent. Jest tu książeczka sprzętu, która zawiera podstawowe informacje oraz instrukcje użytkownika. Kabel do zasilacza jak i sam zasilacz również musiał się tu znaleźć. Na pewno cieszy fakt, że jest to 19V jednostka ze standardową wtyczką, dzięki czemu znalezienie zamiennika w przyszłości nie sprawi nam najmniejszego problemu.
Tak samo jak w poprzednio testowanym modelu Xiaomi 5 i tutaj producent dorzuca przewodową mysz jak i kolorową podkładkę. Nim przejdziemy do omawiania walorów estetycznych tej rekonstrukcji przyjrzymy się bliżej samej specyfikacji, zaczynając od nazewnictwa. Jak już dobrze wiemy producentem jest marka Meinbenben. Na ich oficjalnej stronie odnajdziemy testowany model w zakładce Artbook oznaczony jako Artbook A. Jednakże sam sprzęt pod ekranem nosi nazwę ZM Dream. Dopiero na tabliczce znamionowej doszukamy się nazwy modelowej, ale wciąż nigdzie słowem o producencie. Trochę to dziwne, lecz od razu na wstępie chciałem zaznaczyć, że dla wygody wszystkich w tym materiale będę używał samej nazwy Artbook, bo tak po prostu będzie jaśniej. No ale przejdźmy już do rzeczy.
Otóż centralną jednostką obliczeniową jest tutaj Ryzen 5 3550H, na którego pokładzie znajduje się dodatkowy procesor graficzny Radeon RX Vega 8. Konstrukcję tę zaprezentowano na początku roku 2019 i bazuje ona na architekturze Zen+, a nie Zen 2 jak mogłoby się wydawać. Czyli należy do tej samej rodziny co desktopowe procesory z serii 2000, które wykonane są w 12nm litografii. W każdym razie jest to 4 rdzeniowa i 8 wątkowa jednostka. Czestotliwość bazowa wynosi tu 2. 1, ale boostuje on do 3. 7 GHz i to przy zakładanym TDP na poziomie 35 W. Oprócz niskoenergetycznego procesora graficznego znajdziemy tu także dodatkową dedykowaną grafikę. Jest to Radeon RX 560X, który to dysponuje 4 GB pamięci VRAM.
Większość laptopów zbliżonym przedziale cenowym wyposażona jest zwykle w 8 GB pamięci RAM. Co gorsza jest to pamięć pracująca w trybie jednokanałowym, czyli w single channel. Takie konstrukcje tracą sporo w porównaniu do testowanego tutaj dzisiaj produktu od MainBenBen, który zgodnie z obowiązującą sztuką wyposażony jest w 2 8 GB kości. Tak jest. To niepozorne maleństwo już na dzień dobry mieści na swoim pokładzie radosne 16 GB dual channelowej pamięci efektywnie pracującej z zegarem 2400 MHz. Kolejną mocną stroną Artbooka jest 512 GB dysk SSD pracujący na interfejsie PCIeXpress 3. 0. Jeszcze do niedawna zwykłe dyski mechaniczne w laptopach miały pomiędzy 30 a 90 MB na sekundę transferu, co było głównym powodem ich wolnego działania.
Od niedawna coraz więcej producentów wyposaża swoje laptopy w nośniki SSD, które mogą odczytywać dane z prędkościami dobijającymi 550 MB na sekundę. Ale w Artbooku producent poszedł o jeden krok naprzód. Zastosowano tu bowiem nośnik stworzony przez Samsunga bazujący na kościach TLC, który wyróżnia się odczytem sekwencyjnym przekraczającym 3500 MB na sekundę i zapisem dochodzącym blisko do 1900. Jest to naprawdę świetny wynik zważywszy, że dysk wcale nie był pusty. Powiem jak możecie zobaczyć u góry okna testowego z programu CrystalDiskMark ten zapełniony był aż w 84%. No ale nie jest to byle jaki dysk, chociaż mi wcześniej znany nie był. Ale w sumie nic w tym dziwnego, bowiem jest to model stworzony z myślą o serwerach, a nie użytkownikach domowych.
Chociaż nam nie robi to żadnej różnicy. Tak samo jak nośniki konsumenckie ma on przewidywany czas działania na poziomie 1,5 miliona godzin, czyli ponad 170 lat. W kwestii wyświetlanego obrazu to mamy tutaj do czynienia z ekranem Full HD o przekątnej 15,6 cala. Kolory są nasycone i dobrze odwzorowane. Do kątu widzenia też nie można się przyczepić. Jest to po prostu ekran, na którym miło się patrzy przez co granie, czy oglądanie filmów sprawia ogromną frajdę. Jedynie jasność mogłaby być wyższa, ale tak długo jak przebywamy w pomieszczeniu to jest ok. To co najbardziej wyróżnia testowany model to nietuzinkowy design i wysokie klasy wykonanie. Przynajmniej jak na ten przedział cenowy.
W końcu liczna konkurencja z którą Artbook ma się mierzyć wykonana jest z nudnych i często czarnych plastików, które wyglądały ok, ale 20 lat temu. W końcu od czasów pierwszego MacBook era ciśnienie jest na konstrukcje wykonane z lekkich stopów metali. Komputer przenośny ma być zgrabny, ma też wyróżniać się i podkreślać swoją wartość. Produkt My Band Band spełnia te cechy i naprawdę może się podobać. Ba, powiedziałbym nawet, że nie można mu odmówić nowoczesnego wyglądu, a to głównie za sprawą ultra cienkich ramek ekranu, które sprawiają mega pozytywne wrażenie. Swego czasu laptopy o tej samej przekątnej ekranu w rzeczywistości były dość duże. W końcu jeśli dodamy 2 czy nawet 3 centymetrowe ramki wokół ekranu to i całość siłu rzeczy rośnie.
Testowany model ma zaledwie 5,5 mm po bokach i centymetr u góry, ale dzięki temu udało się tu wcisnąć dwa mikrofony oraz kamerę do wideorozmów, chociaż tej zabrakło diody. W rezultacie komputer mierzy 355 mm szerokości, 243 m wysokości i gruby, no a może raczej powinienem powiedzieć, cienki jest na 1,8 cm. Ze względu na wykonanie z metalu nie jest on jakiś ultraleki, ale waga i tak wciąż nie przekracza 2 kg. Z zasilaczem będzie tuż troszkę powyżej. W kwestii portów to nieźle. Po lewej stronie znajduje się gniazdo zasilające i tuż obok dioda świeci się ona na biało, gdy urządzenie jest w pełni naładowane, na pomarańczowo, gdy jeszcze się ładuje. Tuż obok pełnowymiarowy Ethernet, 2 porty USB w standardzie 3.
0 oraz na samym końcu 3,5 mm kombo dla słuchawek i mikrofonu. Z prawej strony z kolei bardzo cieszy port USB typu C. Tuż za nim widzimy pełnowymiarowe HDMI, kolejne gniazdo USB również w wersji 3. 0, a na samym końcu znajduje się Kensington lock. Zajmijmy się teraz jakościu wykonania i tu muszę przyznać, że ta stoi na bardzo wysokim poziomie. W końcu tylko ramki i ten podłużny element łączący ekran z bazą wykonany jest z tworzywa sztucznego. Reszta to metal. Nic tu nie skrzypi, nic nie czeszczy, ani nic się nie wygina. Jedynie podczas szarpania ekranem ten minimalnie pracuje, ale zwróć uwagę, że nawet wtedy ani kolory, ani jasność nie ulegają zmianie tak, jak ma to miejsce w innych standardowych wyświetlaczach.
Problemu z zawiasami też raczej nie mamy co się tu spodziewać, nawet po wieloletnim użytkowaniu. Mocnemu odchylaniu ekranu nie towarzyszą żadne dziwne czy niepokojące dźwięki, które zwykle są pewnym wskaźnikiem braku odpowiedniego wzmocnienia tego, zwykle, neuralgicznego miejsca. No ale będąc przy zawiasach to mam dobro i zło wiadomość. Otóż, dobro jest to, że sam ekran możemy odchylić dość daleko. Co prawda nie jest to pełne 180 stopni, ale już w zupełności wystarcza to do oglądania filmu w łóżku z podparciem o kolana. Z kolei zła wiadomość jest taka, że same zawiasy stawiają zauważalnie wysoki opór podczas unoszenia. Innymi słowy, pełne otwarcie jednym paluszkiem po prostu nie jest możliwe. Gdy ekran rozwarty jest na jakieś 45 stopni, niezbędne jest przytrzymanie dołu.
No może i plusem tego jest fakt, że ekran dzięki temu również sprawia takie, no nie wiem, powiedziałbym solidne wrażenie. Więc może to dopełnia całą kształt. A, no i prawie zapomniałbym o magnesach dociągających ekran. Te dość mocno zabezpieczają klapeł przed przypadkowym otwarciem w torbie czy w plecaku. Rzućmy teraz okiem na klawiaturę i pierwsze co się wyróżnia to podświetlenie. Dla jednych zbędne, dla innych stanowi to miły, może nawet high-endowy detal. Chociaż troszkę przeszkadza, aby dojrzeć czy aby klawisz Caps Lock jest przypadkiem włączony. Koloru podświetlenia nie zmienimy, ale jasność już tak. Możemy nawet całkowicie je wyłączyć, natomiast światło to nie świeci się bez przerwy, a tylko wtedy, kiedy z klawiatury korzystamy.
Inaczej ona gaśnie po 15 sekundach od ostatniego przyciśnięcia. Trzcionka umieszczona na klawiszach jest duża, czytelna i taka dość ciekawa. W górnej części znajdują się klawisze funkcyjne, ale mi osobiście zabrakło tu skrótu do uśpienia urządzenia. Ogólnie rzecz biorąc to rozmiar klawiszy jest przyzwoity, łatwo trafić w to co chcemy i przyzwyczajenie przychodzi samo już po kilku godzinach pracy. Dlaczego nie od razu? Otóż wszystko przez niestandardowe strzałki kierunkowe, które w pierwszych minutach obcowania z klawiaturą stanowią jakieś tam utrudnienie. No ale umówmy się, że jakiś sens to ma. W końcu pracując z tekstem często zdarza nam się śmigać w lewo czy w prawo, a już rzadziej góra-dół.
Natomiast dziwi fakt braku klawisza home i end, z którego osobiście korzystam dość często. Początkowo obawiają się też klawisza włącznika, który umieszczony został w miejscu gdzie zwykle szukam klawisze delete. Ten przeniesiony został na lewo od niego, ale bez obawy. Jego krótkie wciśnięcie nie wyłącza nam od razu urządzenia. Przypuszczam, że producent był świadom, że podczas pisania nieraz się w niego płuknie. Aby go aktywować wymagane jest jego przytrzymanie. Tak około jednej, ale pełnej sekundy. To samo tyczy się kwestii włączenia urządzenia. Takie po prostu płuknięcie przez przypadek nie uruchomi nam sprzętu. Trzeba po prostu przytrzymać. Schodząc poniżej od klawiatury mamy touchpad. Ogromny touchpad.
Za każdym razem gdy recenzuję laptopy to gładzik jest właśnie tą częścią, o której mam najmniej dobrego do powiedzenia. No co zrobić? Po prostu nie lubię gładzików i uważam je za niewygodne. Przynajmniej w porównaniu do jakiejkolwiek myszki. Jednakże ten tutaj przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Oczywiście, że rozmiar ma tutaj znaczenie. Gładzik o większej powierzchni nie zmusza nas do tak częstego odrywania palca od swej powierzchni. Pozwala na bardzo efektywne, a przede wszystkim wygodniejsze korzystanie. Zwykle biorę touchpady za zło konieczne i unikam ich jak ognia. Aczkolwiek w przypadku Artbooka sam łapałem się na tym, że mijała godzina. Czy dwie i nawet mając prawiną mysz gdzieś na wyciągnięcie ręki, wcale po nią nie sięgałem.
Tylko bez przeszkód i bez zmęczenia korzystałem z gładzika. Co uwierzcie mi, w moim przypadku po prostu się nie zdarza. Rozmiar to jedno, ale nawet sama powierzchnia jest przyjemna i nie stawia tak dużego oporu, przez co opuszek palca zgrabnie i bez zacinania pomyka po jego powierzchni. Równie dobrze sprawdzają się tu gesty, które działają, tak zwanie out of the box. Nawet nie musiała instalować żadnego dodatkowego oprogramowania, bowiem gładzik ten wspierany jest przez sterowniki Windows Precision. Aby dostać się do ich ustawień, wystarczy wcisnąć start i wpisać słowo touchpad lub dotykowej. Tam możemy zarządzać gestami. Na przykład ustawić tak, aby trzy palce na płytce w dół lub w górę sterowały głośnością.
Ruch w prawo spowoduje wtedy przeskoczenie odtwarzanego utworu w tle do przodu, a w lewo do tyłu. Ot takie bardzo wygodne rozwiązanie. Co prawda na klawiaturze znajdują się klawisze multimediane, ale naprawdę nie oszukujmy się. Sterowanie głośnością z touchpada to mega wygodna opcja. Ogólnie rzecz biorąc to puknięcia, jak i przyciski działają dobrze i bez zacinania, czy nawet bez omyłkowej aktywacji. Innymi słowy, gładzik jest po prostu rewelacyjny. Na swojej stronie producent dumnie wychwala głośniczki, a raczej powinienem był powiedzieć kinowy system akustyczny składający się z sześciu przetworników. To tak samo jak powiedzieć o młotku, że jest to ręczny impulsator kinetyczny naprowadzany trzonkowo.
Rozumiecie o co mi chodzi? Są to tylko głośniczki w laptopie i nazywanie ich kinowym systemem audio to chyba lekka przesada. Chociaż w każdej bajce doszukać się można ziara na prawdy i faktycznie pod tą marketingową nazwą rzeczywiście kryje się aż sześć przetworników, które do tego grają ładnie i czysto. Już tłumaczę dlaczego. Po obydwu stronach klawiatury widzimy perforowany aluminium. Jest to grill głośników. Po każdej ze stron umieszczone są dwa przetworniki audio, średnio i wysokotonowy, które to skierowane są właśnie do góry. Dzięki temu pięknie rozchodzi się na nich dźwięk przestrzenny. Gdzie więc znajdują się pozostałe dwa? Otóż te odnajdziemy na spodzie, tak jest.
Pomimo, że jest to tak mała i zgrabna konstrukcja, to Artbook rzeczywiście posiada sześć przetworników, w tym dwa niskotonowe, zapewniające dużo bogatsze i naturalniej brzmiące audio. Oczywiście nazwanie tego systemem kina domowego nie ma sensu, ale jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Po jednomega pikselowej kamerce nie możemy oczekiwać zbyt wiele, chociaż swoje zadanie jako tako spełnia. Jakość dźwięku też jest do przełknięcia, pomimo ruchliwej ulicy tuż za oknem. Przejdźmy wreszcie do baterii. Wykonałem kilka pomiarów długości jej działania. Pierwszy test polega na oglądaniu YouTube w trybie oszczędzania energii z zachowaniem 50% jasności ekranu oraz połowy głośności. Pozwoliło to na 4 godziny i 27 minut działania. Drugi test to taki trochę cykl mieszany.
Zwykła praca, w tym przeglądanie internetu w ramach researchu, pisanie części tej recenzji, do tego jakaś muzyka w tle i tak dalej. Tutaj również komputer pracował w trybie oszczędzania energii, dając tym samym sporo krótszy wynik na baterii wynoszący 3 godziny i 48 minut. Tak trochę zastanawiało mnie to dlaczego tak krótko. Po części winne jest temu podświetlenie klawiszy, które miałem aktywowane na pełnej jasności, a te jeśli sporo piszemy to trochę prądu potrafi połknąć. Trzeci test, który chciałem wykonać miał dotyczyć gamingu na baterii. Tylko, że w momencie odłączania zasilania dedykowany układ Radeon zrzuca swoje zegary o połowę, w tym i klatki spadały o połowę. W takich warunkach granie bez zewnętrznego źródła zasilania po prostu nie ma większego sensu.
Przynajmniej tak długo jak chcemy pograć wymagający graficznie tytuł. Oczywiście zaawansowane ustawienia zarządzania energii zostały zmienione na maksymalną wydajność układu graficznego, no ale to nic nie daje. Po prostu musimy liczyć się z tym, że na baterii jak grać to z połową wydajności. Rozładowywanie baterii to jedno, jej ładowanie to drugie. W tym celu niewątpliwie będziemy korzystali z załączonego 120W-owego zasilacza. Ten nie jest już tak mały i poręczny, ale to zrozumiały w przypadku komputera z wydajniejszymi podzespołami. Czasami zdarza się tak, że producenci szczypią się z kosztami i dają zbyt słaby zasilacz, jednakże ten dorzucony przez producenta nie wieje biedą.
Jest on na tyle mocny, że bez problemu pod pełnym obciążeniem procesora, stuprocentowym obciążeniem grafiki oraz maksymalną jasnością ekranu jednocześnie dostarcza on wystarczającą ilość mocy, aby dodatkowo ładować jeszcze baterie. No i robi to bez nadmiernego rozgrzewania się. Jest to dość ważne, bowiem osobiście spaliłem już 3 zasilacze marki Dell, a te nagrzewały się tak bardzo, że wręcz parzyły. OK, z tematów mocno teoretycznych przejdźmy w końcu do czysto użytkowych. Z laptopa korzystałem przez okres kilku tygodni, w zasadzie każdego dnia. Zarówno w celach rozrywkowych, ale też do przycinania surówek wideo, wstępnego montażu filmu, a nawet cała ta recenzja została napisana przy jego pomocy i muszę powiedzieć, że z każdym dniem coraz lepiej mi się z niego korzystało.
Moc obliczeniowej procesora wystarczało mi do każdego zadania, kiedy tylko mu narzuciłem. Nie ma tu spowolnień czy mulenia systemu. Mi ukrywam, że mocną stroną tej konstrukcji jest ekran. 15,6 cala zapewnia komfort w pracy, ale zwykle w parze z takim rozmiarem idą większe wymiary laptopa. Jednakże dzięki tak malutkim ramkom w modelu Artbook wcale tego nie daje się odczuć. Może i ekran jest duży, ale sam laptop już nie i bliżej mu wymiarami do 14 calowych konstrukcji. Sami spójrzcie jak ma się on w stosunku do modelu Xiaomi 5, którego ekran jest tej samej wielkości. Artbook jest po prostu sporo węższy i krótszy, a tym samym o wiele wygodniejszy w transporcie.
Jeżeli myślisz o komputerze mobilnym, to ten model jest jak najbardziej godny rozważenia. Czas najwyższy przejść do gier komputerowych. Radeon RX 530X nie jest żadnym potworem wydajności. Jest to raczej taki średniak. Co prawda jest on w stanie uciągnąć większość nowszych gier w rozdzielczości 1080p, ale jeśli chcemy zachować powyżej 45 klatek na sekundę, to musimy zadowolić się niskimi, ewentualnie średnimi, detalami. No ale już sprawdźmy jak to dokładnie wygląda na przykładzie kilku przetestowanych przez EME gier. Zestawienie otwiera jeden z najcięższych tytułów, które testowałem. Assassin's Creed Odyssey. Średnia ilość klatek Full HD przy ustawieniach niskich w benchmarku wynosiła 41,5. W 720p możemy już liczyć na 51 ramek wyświetlanego obrazu.
Counter Strike Global Offensive to już dużo lżejsza produkcja i w niej na ustawieniach średnich możemy oczekiwać średnio 145 klatek. W przypadku 720p będzie to nawet 212. W zestawieniu nie mogło zabraknąć też Fortnita. Predefiniowane średnie ustawienia graficzne wyglądają naprawdę źle. Przynajmniej w moim odczuciu. Z kolei wysokie to spory skok jakościowy, ale też większe obciążenie dla dedykowanego Radeona. W każdym razie w 1080p na wysokich ustawieniach pogramy średnio w 39 klatkach. Schodząc do 720p już wystarczających 71. No ale tak jak mówię, na wysokich ustawieniach AT jeśli tylko chcecie zawsze możecie poluzować. GTA V dla tego laptopa to już mniejszy problem. Full HD na ustawieniach wysokich z wygładzaniem FXAA zapewnia blisko 74 klatki. W 720p nawet 90.
Sprawdzimy też Minecrafta w wersji dla Windows 10. Na domyślnych ustawieniach przy Full HD ujrzymy średnio 104 klatki. Zmniejszając rozdzielczość ekranu będzie to około 156. Trzecia odsłona Wiedźmina ma już swoje lata, ale kto jeszcze nie grał to w końcu powinien. Full HD na wysokich z wyłączonym Hairworks laptop generuje nam w okolicach 46 ramek obrazowych na sekundę. W zasadzie wielu by się zgodziło, że w tym tytule to w zupełności wystarcza do przyjemnej rozgrywki. Ale jeśli tylko chcemy możemy zejść z rozdzielczością do 720p co da nam już średnio ponad 73 fps. Wolfenstein Youngblood to tytuł sporo nowszy i tym samym bardziej wymagający. Nawet na niskich ustawieniach 1080p uraczy nas jedynie 45 klatkami.
A że jest to tytuł w którym ilość klatek faktycznie ma ogromne znaczenie to schodząc do 720p podbijemy tę wartość do utrzymywanych średnio 60 klatek. Tak więc w coś tam pograć sobie możemy ale szału nie ma. Zdaję sobie sprawę, że radeony nie są tak popularne w laptopach jak procesory graficzne NVIDIA. Tak więc jeśli chcecie krótkiej odpowiedzi jak plasuje się ten tutaj do zielonego odpowiednika to mogę powiedzieć, że tak mocno uśredniając RX 560X jest o 29% słabszy od takiego GTX 1050. No ale producent prezentuje ten model jako sprzęt idealny do zadań biznesowych, profesjonalnych. Może nawet jako komputer do obróbki montażu i wideo i owszem nawet DaVinci Resolve, który jest mocno wymagający programem do montażu działa całkiem płynnie.
Otwarzanie i praca ze 100 mbitowymi plikami w rozdzielczości 4K jest możliwa. Tak więc czy jest to najwydajniejsza maszyna na świecie? Co to to? To nie. Zależy do czego chcemy go używać ale ogólnie to daje on radę. Ok a co w momencie jeśli zechcemy kiedyś dokonać jakiegoś upgrade'u? Dokładanie pamięci przynajmniej dla większości nie będzie miało tutaj sensu skoro komputer z miejsca dysponuje 16 GB w Dual Channel. No ale nawet jeśli znajdzie nas taka ochota to do odkręcenia tylnego panelu nie obędzie się bez małego Torxa. W ten sposób uzyskujemy dostęp nie tylko do pamięci RAM ale także do dysku NVME oraz całego chłodzenia.
Ogromny plus za to, że bez większego wysiłku można tu zmienić pastę termoprzywodzącą na procesorze i na grafice. Jak możecie zauważyć mamy tutaj do czynienia z dwoma wentylatorami oraz dwoma długimi ciepłowodami. Jest to bardzo dobry projekt bowiem w przypadku maksymalnego obciążenia jednego z komponentów obydwa wentylatory mogą posłużyć do jednoczosnego odprowadzania ciepła. Co oczywiście skutkuje wyższą kulturą pracy i niższymi temperaturami. Przynajmniej w teorii. Bowiem bardzo fajnie to wygląda na slajdzie ale w rzeczywistości ktoś tu chyba zapomniał o tym szerokim zawiasie ekranu który stoi wprost na drodze wydmuchiwanego powietrza. Co prawda nie jest to koniec świata i jasne kilka milimetrów przestrzeni tutaj pozostaje i chłodzenie działa. Chociaż te mogłoby być wydajniejsze gdyby tylko miało ono swobodniejsze ujście.
Więc jak to się ma do kultury pracy i głośności wentylatorów? Otóż to jest akurat element który mocno podoba mi się w tym modelu. Mine Band Band nie zmusza nas do korzystania z żadnego preinstalowanego oprogramowania tylko po to aby móc zmienić profil pracy wentylatorów. Wystarczy przytrzymać klawisz funkcyjny Fn i wcisnąć jedynkę. W ten sposób możemy zmienić tryb pracy wentylatorów z bardzo cichego na zbalansowany oraz jeszcze wyżej na tryb gamingowy. Bardzo istotną kwestią jest to że owe trzy profile połączone są mocno z maksymalną wydajnością procesora. W trybie cichym nawet pod 100% i długim obciążeniem wentylatory są naprawdę ciche i nikomu nie będą przeszkadać co oczywiście cieszy. Aczkolwiek taktowanie procesora jest ograniczane tak pomiędzy 2,8 a 3,1 GHz.
Tryb zbalansowany jest już głośniejszy jak sama nazwa wskazuje. Jest on takim złotym środkiem pomiędzy sensowną wydajnością a irytacją narządu słuchu. W tym trybie głośność ewidentnie się podnosi ale jest jeszcze do zaakceptowania w czasie pracy czy w czasie gamingu. Taktowanie procesora utrzymywane jest wtedy w okolicach 3,4 GHz. Ostatnim trybem jest opcja suszarki do włosów. Oczywiście przesadzam, bowiem aż tak głośno to nie jest, ale w tym trybie usłyszymy sprzęt będący pod obciążeniem nawet z drugiego pokoju. Boost procesora w totalnym streście utrzymywany jest wtedy pomiędzy 3,5 a nawet 3,6 GHz. Wspomniane tryby wentylatorów dostępne są tylko wtedy, gdy podłączeni jesteśmy do zasilacza. Podczas pracy na baterii próba zmiany profilu nawet na zbalansowany nie jest możliwa.
Ten zaprogramowany jest tak, że i tak wraca na cichy i oszczędny. W każdym razie wszystkie te testy wykonana zwykłym blacie biurka w temperaturze pokojowej bez żadnej podkładki chłodzącej. Dlatego wartości taktowania procesora jakie otrzymałem są takie a nie inne. Jednak muszę w tym miejscu dodać, że jeśli pokusimy się o taką prostą rzecz jak podłożenie długopisu pod tylną część laptopa, tak aby go tylko troszkę podnieść i umożliwić na łatwiejsze zaczerpnięcie powietrza to możemy zyskać dodatkowe 100, nawet do 200 MHz taktowania. Oczywiście podkładka chłodząca da nam nawet lepsze rezultaty, ale już jakiekolwiek uniesienie tyłu potrafi sporo zmienić. Zapytasz dlaczego? Otóż wystarczy spojrzeć na spód urządzenia.
Może i wygląda to elegancko, ale te dwie długaśne gumowe listwy całkowicie blokują jakikolwiek dostęp do świeżego powietrza. Te czerpane może być jedynie bocznymi ujściami. Gdyby zastosowano tutaj najzwyczajniejsze w świecie 4, ale krótkie stopki wydajność by wzrosła, a temperatura spadła. Głoszość wentylatorów to tylko jedna część zagadnienia związanego z kulturą pracy. To co nas interesuje, zwłaszcza w laptopie wykonanym z aluminium, to czy owe ciepło nie przenosi się na pozostałe elementy, z którymi fizycznie mamy styczność. To akurat mocą zależnione jest od profilu wentylatorów, jaki ustawimy, ale w trybie zbalansowanym podczas gamingu część nadklawiaturo potrafi się już solidnie rozgrzać. Jednak nikt tam przecież palców nie trzyma.
To co mnie zachwyca to fakt, że wysokich temperatur powierzchni doświadczymy nawet w okolica klawiszy WSAD. Może i zimą przyjemnie tak ogrzać paluszki, ale upalnym latem na 100% będzie to sprawiać pewien dyskomfort. W czasie grania na trybie zbalansowanym procesor dobija 69 stopni Cessiusza. Dedykowana grafika 68, więc wcale nie jest tak źle. Natomiast użycie podkładki chłodzącej pomaga obniżyć te temperatury odpowiednio do 67 oraz 62. Ale co ważniejsze, i z góry laptop wtedy pozostaje chłodniejszy. Więc warto o czymś takim pomyśleć. Link do podkładki, której tutaj właśnie sam używam znajduje się w opisie poniżej. Nieodwzorną kwestią przy zakupie laptopa jest system operacyjny.
Artbooka otrzymujemy już z preinstalowanym oryginalnym, aktywowanym systemem Windows 10 w wersji Home. Jedynym problemem jest to, że przyszedł on w języku angielskim, natomiast dogranie polskiego to naprawdę półka z masłem. Wystarczy wejść do sklepu Microsoft i po prostu dograć brakujący język. Pytanie zawarte w tytule tego filmu brzmiało, czy jest to laptop, który zaskakuje. Odpowiadając na nie, to według mnie tak. Pod kilkoma względami na pewno. MyBenBen jest producentem wciąż mało popularnym na naszym rynku, ale w żadnym razie nie jest to firma krzak. Konstrukcja jest solidna. Trzymając go w rękach odnosimy wrażenie, że powinien kosztować on wiele więcej niż kosztuje w rzeczywistości. Do tego wygląda naprawdę nieźle. Może to i kwestia gustów.
W końcu jedni wolą wielkie, czarno-czerwone gamingowe kobyły, inni preferują piękną prostotę oraz minimalizm. Artbook ma w sobie po prostu to coś. Jest to komputer, który z przyjemnością zabierzemy ze sobą do pracy czy na uczelnię. Mocnymi stronami jest tutaj ładny, dobrze odwzorowujący kolory ekran z wąskimi ramkami. Niewielkie rozmiary sprawiają, że jest on też bardzo mobilny, a wisienko na torcie jest chyba z systemem audio, składający się w końcu z sześciu przetworników. No i nie możemy zapomnieć o samym stosunku ceny do jakości. MyBenBen już nie raz udawaniał, że potrafi dać wiele za niewiele. Ze świecą szukać drugiego takiego laptopa, który zapewni nam wyśmienitą jakość wykonania, design oraz te same parametry za równie małe pieniądze.
Nie mamy co się oszukiwać. Ten laptop najzwyczajniej w świecie się opłaca. Jednakże nie jest on wolny od wad. Do minusów na pewno można zakwalifikować niezbyt długi czas działania na baterii. Dobrze by byłaby sprzęt biznesowy czy nawet taki do szkoły podziałał jednak kilka godzin dłużej. No i nie zachwyca tu też dedykowany układ graficzny. Jeżeli jesteś zapalonym graczem, to lepiej poszukaj laptopa bazującego na układzie NVIDI. Wszystko powyżej GTX-a 1050 będzie po prostu wydajniejsze. Jeśli jednak szukasz czegoś pomiędzy, taki trochę sprzęt do pracy czy do szkoły i żeby można było chociaż od czasu do czasu pograć w lżejszą grę, to MyBenBen Artbook A może okazać się dla Ciebie idealny.
Link do niego odnajdziesz w opisie pod tym filmem. Pamiętaj też o dzwoneczku przy subskrypcji i zajrzyj też czasem na stronę www. techmaniachd. pl. Tam zawsze odnajdziesz wiele interesujących Cię tematów. Z mojej strony to wszystko, dziękuję za zostanie ze mną do samego końca i do zobaczenia w następnym materiale. Trzymajcie się, hej!.
Informujemy, że odwiedzając lub korzystając z naszego serwisu, wyrażasz zgodę aby nasz serwis lub serwisy naszych partnerów używały plików cookies do przechowywania informacji w celu dostarczenie lepszych, szybszych i bezpieczniejszych usług oraz w celach marketingowych.