TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Jeżeli śledzisz uważnie ten kanał, to widziałeś zapewne w moich rękach już sprzęty sygnowane przez Tronsmart. I tym razem chciałem sprawdzić co nowego przyszykował dla nas producent. W rękach trzymam nie tylko jego najnowszy, największy, ale też co prawda najcięższy głośnik. Z tej strony Paweł, a ja zapraszam Cię na test i recenzję tego maleństwa zwanego Tronsmart Element T6 Max. Ten materiał obejrzysz dzięki wsparciu platformy GVGmall. Jest to ogromny sklep specjalizujący się w kluczach do gier na PC, Xbox, PlayStation czy nawet Google Play. Zdobędziesz tu praktycznie wszystko. Od kart podarunkowych do Steama, po oprogramowanie, pokroju Office'a czy Windowsa. Przestań przypłacać i już teraz odwiedź stronę. Link oraz kod zniżkowy na 20% odnajdziesz pod filmem w opisie.
Białe opakowanie demonstruje nam namiastkę tego co odnajdziemy w środku. Samo pudełko jest spore, choć jeżeli bardzo chcemy klasyfikować sprzęt znajdujący się w jego wnętrzu, to wciąż mamy do czynienia z głośnikiem kompaktowym. Tył opakowania zdradza nam tajemnicę co skrywa ta konstrukcja. Pokrótce, technologia Sound Pulse, która w zamyśle ma poprawić jakość odsłuchu. Prawdziwy dookólny dźwięk 360 stopni. Bateria wytrzymująca do 20 godzin pracy. Jest tu także odporność na zahlapanie IPX5. Wsparcie dla asystentów głosowych i technologii szybkiego parowania NFC. Plus obsługa łączenia dwóch sztuk takiego głośnika w jeden system audio. Tyle z technikaliów. Ściągamy więc folię i zgrabnym ruchem unosimy wieko. Do wyjęcia te szóstki potrzeba obu rąk. Głębiej odnajdziemy trochę makulatury, do tego zawsze przydatne kable.
Jeden do zasilania głośnika, na szczęście ten jest już w nowszym standardzie USB typu C. Drugi to czarny przewód audio z 3,5 mm wtykami jack po obu stronach. Z praktycznych dodatków mamy tu jeszcze materiałowy woreczek. Choć może lepiej jak powiem, że jest to fur, bo zmieściłby on nawet tablet. Pudełko na bok, przejdźmy do bohatera wagi ciężkiej. Mamy tu bowiem prawie 2 kilogramowego kolosa. Już na początku widzimy jaki element będzie wymagał delikatniejszego obchodzenia się. Na wierzchu bowiem znajdziemy przezroczystą folię ochronną, która ma za zadanie zabezpieczyć te miejsce przed zarysowaniami w czasie transportu. Błyszcząca powierzchnia wygląda ładnie, lecz tylko przez krótką chwilę, bo to właśnie tutaj znajduje się cały panel kontrolny.
Niestety nie lubię sterowania dotykowego, ciężko trafić właściwe miejsce po omacku na czuja, za to łatwo wcisnąć coś zupełnym przypadkiem, na przykład gdy przynosimy głośnik w trakcie odtwarzania, a zastosowanie tu czarnej, troszkę szklistej powierzchni jest strzałem w stopę. Powierzchnia ta mocno się palcuje, a ponadto z łatwością zbiera coraz tonowe rysy, które szybko popsują wrażenia estetyczne. Nie to, że sam design nie przypad mi do gustu, wręcz przeciwnie, tak spójnej stylistyki transportowi może pozazdrosić droższa konkurencja pokroju firmy Sonos, czy przereklamowanego JBN. Nie wiem jak Wy, ale mi osobiście przypomina on ogromną grafitową solniczkę. Sprzęt zbudowany jest łącznie z czterech rodzajów materiału. Zaokrąglona bryła to w większości wytrzymałe aluminium. Od góry do niecałej połowy jest to nieosłonięta powierzchnia, którą solidnie podziurawiono.
To właśnie przez te otwory, że tak powiem, wystrzeliwany będzie dźwięk w każdym kierunku. Może tego dobrze nie widać, ale podobne sitko znajduje się również poniżej. Materiałowa tkanina pokrywa resztę boków i schodzi aż do okrągłej podstawy. Siatka naciągnięta jest jak rękaw i nie znajdziemy na niej dodatkowych szwów. Wygląda to doprawdy ładnie. Spód to solidna, płaska guma z nadrukowaną na białą specyfikacją producenta i oczywiście na samym szczycie nieszczęsny plastik z połączeniem piano-black. Wszystkie porty skryte są w dolnej części krawędzi obudowy i znajdują się zaraz pod gumową pokrywką. Ta ma szczelinę po całej długości, co ułatwia podważenie jej paznokciem.
Wprawdzie jest ona dość gruba i gumowana, ale należy pamiętać, iż głosik posiada jedną z niższych norm ochrony przed wodą, a ten element jest zawsze newralgiczny. Standard IPX5 mówi tylko o odporności na zachlapania strumieniem wody do 12,5 litra na minutę. Jak najbardziej może one stać w łazience i lekkie zachlapanie nie stanowi dla niego problemu, ale nie nadaje się on do intensywnego używania pod prysznicem. Zresztą górny panel też by tego nie zdzierżył. W końcu przyciski dotykowe działają nie tylko na dotyk, ale też równie chętnie na strumień wody. No ale wróćmy do tego, co pod gumową klapką. Odnajdziemy tu port ładowania zakończony wtykiem USB typu C. Na prawo od niego opcjonalne drugie 24-voltowe złącze zasilania.
Mamy też okrągłe gniazdo mini-jack, jak i fizyczny włącznik. Początkowo obawiałem się, że aby móc wcisnąć ten guzik niezbędny jest każdorazowe uchylanie pokrywki. Ale całe szczęście można go wcisnąć bezpośrednio przez nią. Miejsce to symbolizowane jest wytłoczeniem na powierzchni. Wydaje mi się jednak, że po dłuższym czasie sama zaślepka może mieć problemy z pozostaniem na swoim miejscu, ale o tym możemy przekonać się dopiero w kolejnych latach użytkowania. Włączmy zatem naszego potwora, dobiega do nas miły dźwięk i dopiero teraz widzimy rozświetlony panel sterowania na szczycie. Zacznijmy od sparowania telefonu. Warto wiedzieć, że jest to najnowszy produkt ronsmarta, więc i Bluetooth jest tu, a oczywiście w najnowszej, aktualnej wersji, czyli Pin0.
Jeśli nasz smartfon również posługuje się nowym standardem, to jego dodatkowo korzyścią jest niższa konsumpcja baterii zarówno po stronie głośnika, jak i samego telefonu. Do sterowania urządzeniem przewidziano 5 przycisków, które oznaczono piktogramami. Mamy zatem plus i minus, które standardowo służą do regulacji natężenia głośności. Dłuższe przytrzymanie owocuje zmianą utworu. Szkoda, że tronsmart tym razem nie pozostał przy pokrętle, które stosowane było w przypadku mniejszych braci. Sterowanie głośnością w modelu T6 było bardzo satysfakcjonujące. Nawet jego następca, czyli T6 Plus również posiadał podobne rozwiązanie, choć przyznaję, że już nie takie przyjemne jak starsza T6. Rozumiem chęci projektantów, postawiono tu głównie na elegancki design, ale tutaj niestety kosztem praktyczności. Dobrze, lećmy jednak dalej.
Panel na krawędziach ma jeszcze przycisk do parowania Bluetooth oraz ikonę mikrofonu. To drugie służy do aktywacji asystenta głosowego. Model T6 posiada wbudowany mikrofon. Jasne, jest to często spotykany element w tego typu konstrukcjach. Zwykle jednak służy on tylko i wyłącznie do prowadzenia rozmów z użyciem sparowanego telefonu. Coś w rodzaju zestawu głośnomówiącego. Tronsmart w ostatniej generacji postawił na lepsze jego wykorzystanie, bowiem pozwala on na komunikację z asystentem głosowym. Jaką mamy pogody na dzisiaj? Dzisiaj w Dublinie będzie 14 stopni i będzie padać. Nieważne czy używasz Siri, Cortany czy standardowego asystenta z Google. Jaki mamy dzisiaj dzień? Jest środa 8 lipca 2020 roku.
Co prawda głośnik nie posiada wbudowanego Wi-Fi ani niezbędnego hardware, które pozwalałoby mu na niezależną komunikację, ale w tym celu musi on wspierać się smartfonem, który to dopiero obsłuży i przetworzy polecenia głosowe. W odróżnieniu od dedykowanego głośnika od Google tutaj nasłuchiwanie nie jest ciągłe i nie można wybudzić go poleceniem OK Google. W praktyce wygląda to tak. Przytrzymujemy guzik mikrofonu na panelu głośnika przez 3 sekundy. Telefon będąc nawet w drugim pokoju aktywuje asystenta głosowego. Mówimy bezpośrednio do głośnika, a ten odpowiada na nasze polecenia. Tutaj warto zdradzić kilka słów o samym Google Home i asystencie. Od kilku miesięcy aktywnie czerpieł korzyści z obsługi inteligentnego domu. Coraz więcej urządzeń posiada kompatybilność z Google Home.
Kupując chociażby żarówkę Wi-Fi warto zerknąć na pudełko i szukać mniej więcej takiej ikonki. Hej Google, włączaj drzwi. Zrozumiałeś, włączam drzwi. Hej Google, włączaj drzwi. Zrozumiałeś, włączam drzwi. Owszem, jest to bajer, ale wymaga to dodatkowego sprzętu. Jednakże jeśli mamy tylko głośnik i telefon, to również możemy skorzystać z tej funkcjonalności. I tak jak zwykły głośnik od Google przyjmuje komendy jedynie po angielsku, tak tutaj Polski nie stanowi problemu. Włącz drzewko. Jasne, tri, włączam. Jasne, tri, włączam. Wyłącz drzewko. Jasne, wyłączam urządzenie tri. Jak daleko jest stąd do Księżyca? 384 400 km. Jak widać taka opcja okazuje się być niezwykle przydatna, ale jeśli mamy dziwne poczucie humoru, to możemy poprosić głośnik, żeby nas rozbawił. Opowiedz mi dowcip.
Dlaczego nauczycielka fizyki zerwała z nauczycielem biologii? Bo nie było między nimi chemii. Zostawmy jednak asystenta w spokoju i przejdźmy do ostatniego guzika na panelu sterowania. Na samym środku umieszczono kółko z kreską. Nie jest to oczywisty piktogram, ale odpowiada za funkcję play-pausa, a jego przytrzymanie przełącza pomiędzy trzema profilami korekcji dźwięku. Oprócz standardowego jest również jeden z podbiciem wokalu, oraz inny wzmacniający dodatkowo baz. Na panelu oprócz podświetlanych przycisków mamy jeszcze kilka dodatkowych elementów. Symbol technologii NFC jest oznaczeniem obszaru, do którego możemy przyłożyć kompatybilny smartfon i w ten sposób błyskaficznie sparować się z głośnikiem. Bardzo wygodna metoda. Powyżej trzy kolorowe małe diody. Czerwona po lewej informuje nas o ładowaniu.
Niebieska po środku miga, gdy głośnik działa lub gdy oczekuje on na połączenie Bluetooth. Światełko po prawej zobaczymy jedynie wtedy, gdy wepniemy kabel do gniazda AUX. Podoba mi się również sposób, w jaki pokazany jest aktualny poziom głośności. Osiem białych punkcików rozświetla się przy maksymalnej głośności. Regulacja zakresu dźwięku ma co prawda 16 poziomów, ale dzięki temu oznaczeniu wiemy mniej więcej, na jakiej skali rozkręcony jest regulator. Produkt ten jako pierwszo Tronsmart pretenduje do miana urządzenia premium, które może służyć nawet jako centralny element kina domowego. Symetryczna budowa ma swoje idealne odwzorowanie wewnątrz. Z tego właśnie powodu rozmieszczenie przetworników jest takie, a nie inne. W górnej części znajdują się cztery niewielkie, aktywne głośniki wysokotonowe. Pomiędzy nie wkomponowano mniejsze pasywne membranki.
Poniżej umieszczono cztery kolejne, ale już większe, też pasywne membrany. W środku zmieścił się jeden duży aktywny przetwornik. Ułożony w spodniej części, skierowany do dołu głośnik niskotonowy nie tylko pozwala usłyszeć głęboki baz, ale i poczuć go przez wibracje, które generuje. Obsługiwany zakres częstotliwości to pasmo od 40 Hz do aż 20 kHz i muszę przyznać, że jest dobrze. Wspomniałem już o basie i faktycznie dołożenie oddzielnego przetwornika niskotonowego swoje robi. Gabaryty T6 Max pozwalają na uzyskanie efektu, o którym zwykłe głośniki przenośne stereo mogą tylko pomarzyć. Mamy tu dobrze odwzorowany praktycznie cały zakres pasma. W okale są bardzo wyraźne, baz potężne i to nawet przy niższej głośności. Głośnik po prostu gra dobrze i jest najpotężniejszym ze wszystkich dostępnych tronsmartów.
Ułożenie driverów pozwala też na dobre rozdzielenie kanału lewego i prawego. Zresztą sami przekonajcie się jak on gra. Bez wątpienia zapas mocy jest i to spory. Te 60W powinno w zupełności zadowolić fanów głośnej muzyki. Wedle wskazań sonometra stać go na naprawdę wiele. W małym pomieszczeniu nie ma nawet potrzeby używać na co dzień więcej niż połowy tego zakresu. Jednak gdyby komuś było mało to możemy sparować dwa takie same głośniki. Podobnie jak było to w przypadku T6, T6 Plus i większości innych produktów marki Tronsmart zastosowano tu technologię TWS, co pozwoli rozszerzyć scenę dźwiękową w stereo. W większości przypadków używałem połączenia bezprzewodowego i było ono stabilne. 10 metrów to nie tak dużo, ale w domu całkowicie wystarczy.
Wpięcie kabla mini jack powoduje automatyczne przełączenie głośnika. Niestety nie mamy innych źródeł dźwięku. Brakuje tu możliwości odtwarzania bezpośrednio z karty micro SD czy pendriva, ale zauważyłem, że jest to coraz popularniejsze cięcie kosztów wśród producentów głośników. Trochę jak usuwanie gniazda słuchawkowego w smartfonach. Ze względu na wagę i budowę, mimo że jest to głośnik przenośny, to tak naprawdę nie będziemy go zapewne zabierać na długie wyprawy. Producent nie przewidział tu nawet żadnej zawieszki, nie mówiąc nawet o wcięciu, które mogłoby pełnić rolę jakiejś formy uchwytu. Krótko mówiąc, jego przenoszenie z miejsca na miejsce jest niewygodne i wymaga obydwu rąk. Ewentualnie możemy go przenosić pod pacho, ale biada temu, komu głośnik wymknie się z uścisku i rąbnie o palce stóp.
Ta masa naprawdę robi swoje. Budowany akumulator liczy sobie 12 000 mAh pojemności. Wedle specyfikacji producenta powinien on wystarczyć na 20 godzinny odsłuch muzyki przy potencjometrze rozkręconym na połowę mocy. Osobiście nie udało mi się dobić do tego rezultatu, ale te 14 godzin, które grał u mnie to i tak zadowalający rezultat. Ładowanie przy natężeniu 3A pozwoliło na pełnić akumulator w ciągu niespełna 6 godzin. Trochę długo. Według mnie sporo wadą nawet względem tańszych modeli T6 jest brak standardowego portu USB-A, dzięki któremu głośnik mógłby pełnić rolę powerbanku. No zresztą sami spójrzcie, przy takiej pojemności aż prosi się on o tą jakże przydatną funkcjonalność. Cała elektronika odpowiadająca za napięcie wraz z przetwornikami dźwięku umieszczono tuż w podstawie.
Tym samym podczas dłuższego użytkowania można wyczuć rozgrzewanie się okolic tego miejsca. Marka Tronsmart naprawdę daje się lubić za niezwykle korzystny stosunek jakości do ceny. Tym razem postarali się jeszcze bardziej, ponieważ ich największy i najmocniejszy głośnik jest równocześnie najładniej wykonanym. Design sprawia, że pasuje idealnie do każdego nowoczesnego wnętrza. Za dźwięk odpowiada tu 5 aktywnych przetworników i 8 pasywnych radiatorów. Połączenie to sprawia, że głośnik gra rzeczywiście równie dobrze w każdym kierunku. Choć sam mam ciężko przekonać się do dotykowej formy sterowania, to niektórym może przypadnie ona do gustu. Podświetlone przyciski prezentują się zdecydowanie lepiej w ciemności. Realny czas pracy na baterii to ponad pół doby, ale szkoda, że producent podaje zbyt optymistyczną wartość 20 godzin od słuchu.
Również samoładowanie jest dość wolne. Z innych wad mogę jeszcze wymienić brak slotu na kartę microSD, no i może brak funkcji radia. W gruncie rzeczy jest to ładny, dobrze wykonany i naprawdę głośno grający sprzęt. Choć jego dźwięk nie wszystkim może odpowiadać. Jest czysty i wyrazisty od delikatnego ustawienia głośności aż po górne zakresy regulacji. Niestety, jak dla mnie, czasami jest tutaj zdecydowanie zbyt dużo basu. Do tego stopnia, że potrafi on przykryć całą resztę pasma, zaś przy głośniejszym odsłuchu wprowadzić w rezonans nie tylko sam głośnik, ale też wszystko co go otacza. I takim sposobem dochodzimy do sedna. Głośnik z takim wyglądem z powodzeniem mógłby stać w centrum eleganckiego salonu.
Jednak ze swoim basowym przytupem nadaje się najlepiej do słuchania muzyki pop, na przykład na imprezie. Dalej jesteś zainteresowany głośnikiem T6 Max? Jeśli tak, to serdecznie zapraszam do sprawdzenia aktualnej ceny w opisie pod tym filmem. .
Informujemy, że odwiedzając lub korzystając z naszego serwisu, wyrażasz zgodę aby nasz serwis lub serwisy naszych partnerów używały plików cookies do przechowywania informacji w celu dostarczenie lepszych, szybszych i bezpieczniejszych usług oraz w celach marketingowych.