TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Hej, ci z was, którzy śledzą kanał od dłuższego czasu, na pewno kojarzą, że temat różnicy płac między kobietami a mężczyznami był już kilkukrotnie tutaj poruszany, ale tak się składa, że jest bardzo dobra okazja, żeby do niego na chwilę wrócić, gdyż pojawiły się w tym temacie kilka ciekawych nowych perspektyw. W zeszłym miesiącu Nobla z Ekonomi dostotrzymała pani profesor Claudia Goldin za pogłębienie wiedzy na temat wyników kobiet na rynku pracy, między innymi różnicy płac między kobietami i mężczyznami. I teraz oddaję na moment głos portalowi Okopress, gdzie czytamy, że profesor Goldin przeanalizowała 200 lat historii gospodarki i wykazała, że nierówność płac nie ma źródła w dyskryminacji. I teraz taka mała dygresja.
Jak mówiłem, w poprzednich latach kilkukrotnie poruszaliśmy ten temat, przytaczając różne badania i analizy, które wykazywały właśnie to, że różnica w średnich zarokach kobiet i mężczyzn wynika między innymi z tego, że mężczyźni pracują po prostu więcej godzin, statystycznie na większą część tatu wyrabiają więcej nadgodzin i tak dalej, przeciętna kobieta w Polsce pracuje miesięcznie 15 godzin mniej niż przeciętny mężczyzna oraz z wielu innych przyczyn to jest tylko jedna z nich. I jeszcze kilka lat temu, ile to ja się osłuchałem, jakim ja jestem paskudnym mizoginem, że śmiem przytaczać badania pokazujące, że różnica płac nie ma źródła w dyskryminacji. I wielu zatroskanych ludzi tworzyło bardzo zawiłe teorie wyjaśniające, że tak naprawdę to kobiety zarabiają mniej za tę samą pracę właśnie przez dyskryminację.
A dzisiaj nawet na Okopress, które samo siebie określa jako medium lewicowe i progresywne, czytamy, że nierówność płac nie ma źródła w dyskryminacji. To jest po prostu ciekawe, bo może pamiętacie, że te kilka lat temu ja właśnie zauważałem też, że to jest temat, który na zachodzie został już tak dobrze zbadany, że zachodnie feministki w większości już porzuciły krzyczenie o tym, że kobiety są dyskryminowane przez pracodawców i że zarabiają mniej za tę samą pracę, bo to po prostu nie jest prawda, a polskie środowiska okołofeministyczne dopiero za kilka lat nadrobią to, no bo zawsze tak jest. I miło mi widzieć, że już dotarło, zwłaszcza, że dzięki temu teraz otwiera to drogę właśnie do racjonalnego spojrzenia na ten temat.
I tutaj badania pani Goldin, za które dostała Nagrodę Nobla, ukazują szereg bardzo interesujących obserwacji, które może nawet da się odnieść do własnego życia. Gdyż z badań Goldin wynika, że bezdzietni mężczyźni i kobiety mają zbliżone zarobki. Dopiero przyjście na świat dziecka sprawia, że stosunek zarobków kobiet do mężczyzn spada. Nie dlatego, że pensje ojców nagle szybują, to matek nie rosną lub rosną wolniej. No i chyba łatwo rozumiemy dlaczego. Mężczyzna nawet gdy urodzi mu się dziecko, no to nadal zdobywa doświadczenie zawodowe, ma okazję na podwyżki, awanse i tak dalej.
Może nawet mężczyzna będzie się bardziej starał o rozwój zawodowy i o te podwyżki, bo ma dziecko, które musi utrzymać, a kobieta po prostu się nie rozwija zawodowo w tym czasie, tylko rozwija się w innej sferze. No bo jak skupiasz swój wysiłek, pracę, poświęcenie na jednym aspekcie życia, no to siłą rzeczy nie da się go skupiać gdzieś indziej. Co więcej, pani Goldin opisuje też szereg innych ciekawych czynników, takich jak to, że kobiety częściej wybierają gorzej wynagradzane zawody, ale za to o stałym harmonogramie pracy. 8 godzin dziennie, od 8 do 16 i tyle. Kobiety zdecydowanie rzadziej wybierają tak zwane greedy jobs, gdzie pracownik musi być dostępny 24 godziny na dobę albo w weekendy, które są siłą rzeczy lepiej płatne na takie zajęcia.
Panie wybierają też pracę bliżej miejsca zamieszkania, za niższą płacę, ale dzięki temu mają możliwość szybszego powrotu do domu. I w tym kontekście warto też przytoczyć obserwację historyczną z tych badań, że liczba pracujących kobiet nie wzrosła wraz z gwałtownym wzrostem gospodarczym i produkcyjnym, tylko wzrosła dopiero, gdy pojawiło się więcej pracy biurowej i w usługach, czyli tych zawodów, które są wygodniejsze, mniej obciążające. I to jest bardzo ciekawy punkt, bo wbrew temu, co można czasem usłyszeć w niektórych zakątkach internetu, to absolutnie nie znaczy, że kobiety nie chcą się poświęcać, albo że stronią od niewygody, bo przecież choćby zajmowanie się małym dzieckiem bywa bardzo niewygodne i to jest bardzo duże poświęcenie, tylko właśnie po prostu kobiety zwykle poświęcają się zazwyczaj w innych sferach niż zawodowa.
I być może, gdy już się poświęcają w tych innych sferach, no to wolą już mniejsze obciążenie w sferze zawodowej, z przy czym zupełnie zrozumiałych. Natomiast ogólnie to jest też takie coś, co warto zauważyć w drugą stronę, mi się wydaje, bo mężczyźni wykonujący faktycznie te wszystkie brudne, obciążające często niebezpieczne prace, podejrzewam, że raczej nie wykonują ich z powodu potrzeby samorealizacji w branży obróżniania szamba na przykład, tylko raczej dlatego, że jest to okazja, żeby zarobić więcej dla swoich rodzin. I może taka osoba, która pracuje fizycznie 10 godzin na przykład, potem jest mniej chętna udzielać się w pracy w domu, ale to nie dlatego, że nie chce się starać czy poświęcać dla swojej rodziny, tylko dlatego, że poświęca się dla niej w innej sferze.
I ktoś może powiedzieć, że wiele kobiet też wolałoby właśnie coś takiego, bardziej poświęcać się w sferze zawodowej niż rodzinnej. Ok, do tego jeszcze wrócimy. Natomiast ogólnie rzecz biorąc, pani Goldin słusznie zauważa, że struktura zatrudnienia, obraz rynku pracy po prostu nie są szczególnie przystosowane co jest w zasadzie zrozumiałe, ponieważ kształtowało się to wszystko, te systemy się kształtowały w czasach, gdy zawodowo pracowali w ogromnej większości mężczyźni. Ale zwróćmy uwagę, że wbrew temu, co niektórym może się wydawać, to nie jest tak, że jak się zajmujesz nawet niemowlakiem, to nie możesz pracować jednocześnie. To znaczy nie możesz wychodzić do pracy od 8 do 16, ale to nie znaczy, że nie jesteś w stanie pracować wcale.
Zresztą zastanówcie się poprzez historię kobiety mające małe dzieci, przecież cały czas pracowały w domu, na podwórku, na polu czasem, tylko nie w sformalizowanym wymiarze pełnoetatowym. A współcześnie tak się składa, że technologia i charakter wielu zawodów, zwłaszcza biurowych, sprawia, że przecież dałoby się zrobić coś produktywnego w pracy zawodowej, pracując 2-3 godziny dziennie zdalnie o dowolnej porze. Więc jeżeli ktoś chce, to być może dałoby się zrobić coś takiego, że nawet mając małe dziecko, nadal jesteś jakoś zaczepiona w tym, co się dzieje w firmie, jesteś w miarę na bieżąco, nadal się rozwijasz zawodowo, w mniejszym wymiarze, ale nie wcale.
Tylko że to by wymagało dość istotnego przebudowania tego systemu, bo z jednej strony dla pracodawców to jest w ogóle nieoczywiste, że można robić coś takiego i w ogóle zatrudnianie ludzi na ułamku etatu jest generalnie słabo opłacalne dla pracodawcy w obecnym systemie, a z drugiej strony, nawet systemy świadczeń socjalnych nie są za bardzo do tego przystosowane, bo jak łączysz na przykład urlop rodzicielski z pracą na część etatu, to za siłek macierzyński wypłacany w tym czasie masz obcinane o połowę, więc może się to zwyczajnie nie opłacać.
Z drugiej strony, to chyba w ostatnich latach się zmieniło, ale jak masz własną firmę, to nawet jeżeli pobierasz za siłek macierzyński, to nadal możesz w swojej firmie pracować w dowolnym wymiarze, więc ok, fajnie, pewne kroki w tę stronę są i super, bo jeżeli jako społeczeństwo byśmy chcieli umożliwić kobietom mającym małe dzieci taką formę zaangażowania, a chyba powinniśmy, być może powinniśmy chcieć, no to może warto właśnie byłoby pomyśleć nad przebudową tych aspektów tego systemu. Ja nie wiem dokładnie jak to zrobić, no ale właśnie podrzucam punkt warty uwagi i tego typu badania, które się tu pojawiają, są chyba dobrym punktem wyjścia do tego.
Tak na marginesie dodam, że właśnie bardzo podobne rzeczy do tych, co ja teraz mówię, można przeczytać właśnie na Okopress, że z badań profesor Goldin płynie wniosek, że lepiej niż przepisy antydyskryminacyjne zrównujące płace kobiety i mężczyzn, lepiej od tego sprawdzają się inne rozwiązania. No proszę, kto by pomyślał. Właśnie dostęp kobiet do edukacji, to jest akurat bardzo ciekawa uwaga zważywszy na to, że kobiety są znacznie lepiej wykształcone od mężczyzn przeciętnie, zapewnienie przez państwo opieki nad dziećmi, umożliwienie matkom pracy w niepełnym wymiarze lub w elastycznych godzinach, możliwość wykorzystania urlopu rodzicielskiego w połowie przez ojców też jest korzystnym rozwiązaniem.
Natomiast patrząc na to wszystko, ktoś mógłby teraz powiedzieć, Szymon, ty tam gadasz głupoty, bo przecież jak kobieta rodzi dziecko, to ona nie chce części swojej uwagi poświęcać pracy zawodowej, tylko chce w całości zająć się tym aspektem życia i tym co jest wokół dziecka, a potem za rok albo za trzy lata na spokojnie do pracy wrócić. Okej, świetnie, tylko że w takich warunkach, no to chyba normalnym i spodziewanym efektem takiego podejścia jest właśnie brak wzrostu zarobków w tym czasie. Okej, to jest zupełnie normalne, że ktoś uzna, zarabiam mniej, bo wolę swoje zaangażowanie przeznaczyć w większym stopniu na zaryzykuję stwierdzenie najważniejszą rolę w społeczeństwie, jaką jest rola matki. I to jest w pełni zasadna postawa.
Dziwne jest dopiero, gdy ktoś zaczyna traktować taką postawę jako niepożądaną, że ktoś się woli zaangażować tutaj kosztem zaangażowania zawodowego. I to właśnie przenosi nas do kolejnego ciekawego punktu, ponieważ wiele analiz wskazujących na różnicę płac pomiędzy średnim wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn traktuje to jako problem do naprawienia, że te różnice, że to źle, że one są. Chociaż, wiecie, ja na przykład osobiście nieraz spotkałem kobietę oburzoną na to, że statystycznie mężczyźni zarabiają więcej od kobiet, ale ja nigdy nie spotkałem kobiety narzekającej na to, że jej mąż zarabia więcej. No bo na co są wydawane pieniądze zarabiane przez twojego męża? No bo tak samo jak ty, on chyba nie zarabia ich dla siebie, tylko dla was wszystkich, dla całej rodziny.
I czy w takim układzie to jest problem, że mąż zdobywa doświadczenie zawodowe i podnosi swoje zarobki w czasie, gdy żona opiekuje się niemowlakiem, czy więcej czasu spędza z dziećmi? Czy to źle, że zachodzi specjalizacja pracy na tym polu? To znaczy, podejrzewam, że obie osoby pracują w obu tych sferach, tylko jedna więcej w tej, a druga więcej w tej, tak? Że jedna osoba więcej czasu spędza bezpośrednio nad nowym członkiem rodziny opiekując się, a druga osoba wypracowuje zasoby, żeby te rodziny zasilać i oboje poświęcacie się dla budowy czegoś wspólnego, ale w różnych sferach. I oczywiście ktoś mógłby słusznie zauważyć, że to, co ja teraz zaprezentowałem, to jest taki dość wyidealizowany obraz.
No bo w praktyce przecież niejednokrotnie wygląda to tak, że rodzisz dziecko i de facto zamrażasz swój rozwój zawodowy, a ojciec tego dziecka, który w tym czasie ponarza doświadczenie, dostaje podwyżkę, może złapie awans, nie jest twoim mężem. No bo przecież po co miałby być, nie? I nie pracuje dla was, może wam coś da z tego, co wypracowuje, ale co do zasady pracuje dla siebie. Bo w jego wizji własnej przyszłości może jesteście, a może nie. Nic wam nie obiecywał. A może i jest twoim mężem, ale przecież małżeństwo nie jest na zawsze, tylko do momentu, dopóki wszyscy się w nim dobrze czują, a potem ma się skończyć. Tak? I ten moment może nastąpić w zasadzie w dowolnym momencie.
I w takim ujęciu, no to oczywiście, że to jest ogromny problem, że jako kobieta twoje zarobki przestają rosnąć, bo poświęcasz się dla nowego członka rodziny, a nie ma żadnej gwarancji, że rosnące w tym czasie zarobki mężczyzny ostatecznie trafią do waszej rodziny. Ale tutaj warto zauważyć też, że to znoszenie norm w tym aspekcie, znormalizowanie rozwodów, znormalizowanie posiadania dzieci bez obiecywania sobie czegokolwiek, ogólnie mniejsza trwałość rodzin, to wszystko są zjawiska, które są dzisiaj powszechniejsze niż kiedyś. Więc tak, w ogóle to może się okazać, że różnica płac w takich realiach jest bardziej problematyczna dla wielu kobiet niż kiedyś była. No i wiecie, jak ktoś powie, a co tam gadasz, związki zawsze się rozpadały. Związki zawsze się rozpadały.
Jasne, ale kiedyś związki co do zasady miały być trwałe, zwłaszcza takie z dzieckiem, i wiadomo, nie zawsze to się udawało, ale dzisiaj, kiedy związki są z zasady tymczasowe, no to naturalnie rozpada się ich wielokrotnie więcej. Małżeństwa są mniej trwałe niż kiedykolwiek. I rekordowa liczba dzieci rodzi się w warunkach, w których rodzice nic sobie nie obiecywali. A zakładanie rodziny, poświęcenie siebie na potrzeby urodzenia i wychowania dziecka, to jest przecież forma poświęcenia. I paradoksalnie, mimo dobrobytu obecnego, dzisiaj może być to bardziej ryzykowne społecznie niż kiedyś. Znaczy wiadomo, nikomu nie grozi głód ani zimno, ale gorszy wynik w społecznej grze, jak najbardziej grozi, w sensie zawodowej przynajmniej.
I z tym, że wiecie, my tutaj mówimy głównie o aspekcie dotykającym kobiet, ale tak na marginesie dodajmy, że jak być może zauważyliście, w tej sferze jest też pewien problem z drugiej strony. No bo przecież rośnie liczba mężczyzn, którzy wprost mówią, że oni się boją inwestować zarobione przez siebie pieniądze w rodzinę, w kobietę i dzieci, bo się boją, że ona w dowolnym momencie odejdzie, te dzieci zabierze, a sąd jeszcze im naliczy alimenty. No i takie osoby być może też mają się czego obawiać współcześnie, czyż nie, choćby patrząc na to, jak wygląda sytuacja faceta w sądzie rodzinnym i znając statystykę, że wyraźną większość rozwodów inicjują kobiety. Może dla facetów zakładanie rodziny w tych nowych realiach też jest mniej bezpieczne niż kiedyś.
To jest w ogóle materiał na osobny odcinek, na marginesie to wspominam. Oba te aspekty opisywałem w jednym ze starszych odcinków, do którego link będzie na dole, gdzie wspomniane było, że obecne realia kulturowe wręcz zachęcają do traktowania relacji z perspektywie własnego interesu, że w relacji z drugą osobą ja mam wyciągnąć od niej to, co najlepsze dla mnie, może nawet jej kosztem. No a zakładanie rodziny w takich warunkach jest co najmniej trudne. Natomiast w obu tych przypadkach może warto zadać takie pytania, bo kobieta powie, boję się, że jeśli zaangażuję swoją pracę i wysiłek w dziecko, to ostatecznie będę zarabiała mniej niż pensja przeciętnego mężczyzny.
OK, ale czy bałabyś się tego równie mocno, gdyby ta pensja przeciętnego mężczyzny była przynoszona przez niego do waszego wspólnego domu? I ponownie, tak w ramach dygresji, mężczyzna może powiedzieć, że boję się, że wypracowany przeze mnie zasoby wykorzysta jakaś kobieta. OK, a czy bałbyś się tego równie mocno, gdyby ona korzystała z tych zasobów do budowy waszego wspólnego domu? Bo wiecie, mając świadomość problemów, jakie panują obecnie w tej sferze, może akurat twój związek nie musi być budowany na tych zasadach, które kultura wam sugeruje.
Może da się znaleźć drugą osobę, która też rozumie ten temat i wypracować z nią coś wspólnego, nie na zasadzie ignorowania tych zagrożeń, tylko będąc wspólnie świadomym tych problemów, pomimo ich być może będziecie w stanie nawzajem się na siebie otworzyć w takim wspólnym, wzajemnym zaufaniu, że może się to uleczyć. Kto wie, może nawet dzisiaj tak się da, tak się zastanawiam. Natomiast na końcu chciałem jeszcze wrócić na moment do tego artykułu z Okopressy, gdzie na końcu czytamy, że to nie chodzi tylko o to, żeby kobiety zarabiały więcej, ale jak tam wskazuje jakaś pani ekonomistka, należy zmniejszyć różnicę płac dla dobra gospodarki.
No bo oczywiście wiecie, im więcej kobiety pracują zawodowo, a im mniej czasu spędza się w domu na pracy w domu, tym gospodarka jest bardziej produktywna, tym właściciele firm zarabiają więcej, tym więcej kapitału jest gromadzone, w pierwszej kolejności przez tych, którzy tego kapitału mają już i tak bardzo dużo. I tak jak wspominałem, są takie kobiety, ja znam osobiście takie osoby, które chcą mieć dziecko, chcą je urodzić i spędzić z nim jak najmniej czasu, żeby jak najszybciej wrócić do pracy, zwykle z mojego doświadczenia, do pracy w swojej własnej firmie. Bo one budują przedsiębiorstwo, są zaangażowane w jego rozwój, to jest dla nich najważniejsze w życiu.
I osobne pytanie, czy takie kobiety w praktyce nie będą miały problemu z tym, że ich mąż będzie pracował mniej i zarabiał mniej, bo ktoś tym dzieckiem jednak musi się zająć, to jest osobna kwestia. Ale ogólnie, okej, tacy ludzie, tacy hiperprzedsiębiorczy, są też potrzebni w społeczeństwie, to jest też kwestia takiego konkretnego usposobienia itd. Ale być może zauważyliście, że większości ludzi taka nie jest. Mam wrażenie, że dla większości ludzi, to znaczy dla większości mężczyzn i pewnie dla jeszcze większej większości kobiet, sfera rodzinna jest ważniejsza niż sfera zawodowa. Że sfera zawodowa istnieje tylko po to, żeby podtrzymywać sferę rodzinną.
A tymczasem nasza ogólnie kultura doszła do takiego punktu, że nawet na oko press, które samo się deklaruje jako bardzo dewicowe, można znaleźć takie głosy, że kobieto, ty masz zmniejszyć ilość pracy poświęcanej na sferę rodzinną, no też po to, żebyś jak najwięcej wartości mogła wypracować dla swojego pracodawcy i powiększyć gospodarkę. To jest ciekawe, nie sądzicie? Ale to jest już temat na kiedy indziej. No i to tyle. Jak zawsze zapraszam do sklepu zależy. pl, gdzie znajdziecie kubki, koszulki z współcześnionymi wersjami dzieł sztuki, a także książkę Wojna idei, myśl po swojemu i do usłyszenia. Hej! Do usłyszenia. .
Informujemy, że odwiedzając lub korzystając z naszego serwisu, wyrażasz zgodę aby nasz serwis lub serwisy naszych partnerów używały plików cookies do przechowywania informacji w celu dostarczenie lepszych, szybszych i bezpieczniejszych usług oraz w celach marketingowych.