TRANSKRYPCJA VIDEO
Proponowane metody terraformowania planety Wenus obejmują umieszczenie księżyca na jej orbicie, zmianę atmosfery i klimatu za pomocą komet z grupy Kreutza, oraz zasiedlanie roślinami i fauną. Proces ten będzie trwał dziesiątki tysięcy lat, a celem jest stworzenie warunków do zamieszkania na planecie poprzez wykorzystanie Eris, laserów, chemoautotrofów, sinic i sztucznego pola magnetycznego, pomimo potencjalnych wyzwań jak wulkanizm i zmiany klimatyczne.
Proponuję trochę abstrahować się od świata zewnętrznego i zanurzyć się w świat oderwanych od rzeczywistości rzeczy. Terraformowanie planet to zmiana warunków panujących na planetach i księżycach do stanu nadającego się do zamieszkania przez ludzi, ziemską florę i faunę. Nie jest faktem, że ludzka cywilizacja kiedykolwiek spróbuje terraformować inną planetę i daleko nie jest faktem, że zrobi to sugerowanymi przez różnych specjalistów metodami. Ale to nie przeszkadza trochę sobie pospekulować na ten temat, prawda? Powiedzmy, że chcemy terraformować jakąś planetę w Układzie Słonecznym i chcemy to zrobić jak najszybciej, zaczynając od teraz. Jaką planetę wybrać? Zwykle jako cel terraformowania sugerowany jest Mars, ale. . . Tak naprawdę nie jest to najlepszy cel, ponieważ jedyną planetą w Układzie Słonecznym zdolną w sposób naturalny utrzymać optymalną temperaturę i ogólnie klimat oraz inne warunki po terraformowaniu pozwalające na podtrzymywanie życia organizmów ziemskich przez miliony lat jest Wenus.
Mars trzeba będzie stale pompować zasobami i wydawać dużo energii, aby podtrzymywać warunki przypominające ziemskie. Natomiast Wenus można teraformować poprawnie, ale jeden raz i uzyskać stabilne, prawie ziemskie warunki ze swoimi ciekawymi osobliwościami. Pod tym względem jest najatrakcyjniejszym obiektem w Układzie Słonecznym do teraformowania. Wszyscy rozumieją, że teraformowanie innych planet to zbyt długi proces w porównaniu ze średnią długością życia człowieka. Najbardziej optymistyczne szacunki mówią, że transformowanie planet grupy ziemskiej, czyli Merkurego, Wenus i Marsa, potrwa około 10 tysięcy lat. Bardziej realistyczne szacunki mówią o setkach tysięcy, a nawet milionach lat. Oczywiste też, że taka działalność wymaga o rzędy wielkości więcej energii, niż ludzkość będzie w stanie wyprodukować w najbliższej przyszłości. Zaproponowana w filmie metoda będzie optymalna pod względem szybkości i maksymalnie ekonomiczna pod względem ilości zainwestowanych zasobów energetycznych. Zaczynajmy.
Otóż głównymi problemami w procesie terraformowania są zmiany atmosfery i warunków klimatycznych, a także dostarczenie wymaganej ilości wody na planetę. Jak sugerowano tego dokonać? Na przykład dla Wenus w różnych publikacjach często proponuje się zainstalowanie dużego lustra w pierwszym punkcie Lagrange, który będzie skutecznie odbijać światło słoneczne. Spowoduje to obniżenie temperatury na powierzchni Wenus, która wynosi około 450 stopni Celsjusza. Następnie musimy rozwiązać problem braku wody na powierzchni Wenus. Jeśli skondensować całą parę wodną zawartą w atmosferze Wenus, pokryje ona całą jej powierzchnię warstwą o grubości 5 cm, ale prawie natychmiastowo zostanie wchłonięta przez glebę powierzchniową, reagując z wszelkiego rodzaju skałami magmowymi i pierwiastkami chemicznymi. W rzeczywistości trzeba dostarczyć na powierzchnię bardzo dużo wody. nie mniej niż teraz jest na Ziemię. I w tym celu często proponuje się wysłanie komet i asteroid zawierających lód wodny, które po długim bombardowaniu napełnią wodą Wenus.
Trzecim problemem jest wysokie ciśnienie atmosfery Wenus, które jest 92 razy większe od ziemskiej i prawie w całości składa się z dwutlenku węgla. Aby przemienić atmosferę Wenus na podobną do ziemskiej, konieczne jest prawie całkowite usunięcie dwutlenku węgla, który tworzy ciśnienie około 90 atmosfer ziemskich. Dla porównania, masa całego dwutlenku węgla na Wenus w jej atmosferze jest około 3 razy mniejsza niż masa całej wody na Ziemi. Jak więc wtedy usunąć tak dużo CO2 na Wenus? Najbardziej realistyczne propozycje polegają na tym, aby za pomocą różnych reakcji chemicznych połączyć dwutlenek węgla z innymi pierwiastkami i związkami chemicznymi, co pozwoli uwięzić CO2 w minerałach i skałach.
Jest to stosunkowo łatwe do zrobienia z połową całego dwutlenku węgla, ale aby usunąć w ten sposób cały CO2, konieczne jest dostarczenie specjalnych pierwiastków chemicznych w dużych ilościach lub trzeba w jakiś sposób przewracać górne warstwy litosfery Wenus, aby stale dostarczać krzemiany i skały magmowe na jej powierzchnię. Bardziej nieprawdopodobne propozycje polegają na sztucznym usuwaniu CO2 z atmosfery poprzez wyrzucanie go w kosmos za pomocą najróżniejszych konstrukcji technicznych. Takie są trzy główne problemy i najczęściej wymieniane sposoby ich rozwiązania. W tym filmie zaproponuję rozwiązanie wszystkich tych problemów naraz. a nawet trochę więcej, wykonując tylko jedną, ale stosunkowo złożoną akcję. Umieścić księżyc na orbicie Wenus. To jest łatwiejsze niż może się wydawać na pierwszy rzut oka i zdecydowanie mniej energochłonne i szybsze niż jakakolwiek inna proponowana metoda transformowania Wenus. Opowiem dokładnie, jaki powinien być ten księżyc.
Jak go dostarczyć na orbitę Wenus i do jakich nieoczywistych konsekwencji doprowadzi taka akcja, zamieniając Wenus w planetę całkowicie nadającą się do ziemskiego życia z wiecznym dniem i latem po jednej stronie oraz wieczną nocą i zimą po drugiej stronie. Ale o wszystkim po kolei. Najważniejszym wymogiem do Księżyca umieszczanego na orbicie Wenus jest ilość zawartego w nim lodu wodnego. Musi zawierać około dwa razy więcej wody od tej ilości, którą trzeba dostarczyć na Wenus. A na Wenus musi być dostarczona co najmniej taka ilość wody, jaka jest na Ziemi. Później stanie się jasne, dlaczego tak dużo. Otóż Ziemia zawiera 1,4 mld km3 wody. To jest 1,4 trln ton. I to jest cała woda w oceanach, lodzie, jeziorach, bagnach, w wodach gruntowych i atmosferze. Ale te duże liczby nie dają intuicyjnego pojęcia, ile to jest.
Tak więc. Cała woda na Ziemi umieści się w kuli o średnicy 1380 km. To 2,5 razy mniej niż średnica naszego Księżyca. Jednak Księżyc, który ma być umieszczony na orbicie Wenus, powinien, jak już powiedziałem, mieć dwa razy więcej wody niż jest na Ziemi. To jest kula wody o średnicy 1750 km. prawie dwa razy mniejsza niż Księżyc. W Układzie Słonecznym nie ma tak dużych ciał całkowicie składających się w złody, ale typowe obiekty transnyptunowe mają gęstość do 2 g na cm3. Około połowy ich masy stanowi lód wodny. Krótko mówiąc, średnica Księżyca potrzebnego do umieszczenia na orbicie Wenus powinna wynosić około 2000 km. Spośród wszystkich znanych obiektów transneptunowych odpowiednie są tylko trzy. Haumea, Eris oraz Pluton. Ja wybrałem Eris, ponieważ Haumea ma nietypowy kształt, który jest elipsoidą. Co nieco utrudnia zadanie.
A nad Plutonem zdecydowałem się zlitować. Nie biorę pod uwagę księżyców planet, które można ukraść w jakiegoś Jowisza, Saturna czy Neptuna, ponieważ ich przemieszczenie wymaga o rzędy wielkości więcej energii, gdyż najpierw trzeba je przyspieszyć, a następnie zwolnić. Tego nie da się zrobić w najbliższej przyszłości. Najprostszym obiektem do przeniesienia na orbitę Wenus jest sedna, ale ona jest prawie dwa razy mniejsza od wymaganego rozmiaru. Dlatego zatrzymamy się na Eris. Eris jest drugą co do wielkości planetą karłowatą w Gładzie Słonecznym, ustępując jedynie Plutonowie. Jej średnica wynosi około 2300 km. 5,5 razy mniej niż Ziemia i 1,5 razy mniej od naszego Księżyca. Oto obrazy przedstawiające rozmiar porównywalny z innymi ciałami w Układzie Słonecznym. A oto jej orbita. Znajduje się dalej niż orbita Neptuna. Okres obiegu Erys wokół Słońca wynosi 560 lat. Powstaje pytanie.
Jak ją przenieść na orbitę wokół Wenus? Oczywiście zadanie nie jest łatwe. Wygląda nierealistycznie, ale po jego rozwiązaniu terraformowanie Wenus rozpocznie się automatycznie. Praktycznie nic więcej nie trzeba robić poza przesunięciem Eris. Dlatego postaram się wyjaśnić jasno i szczegółowo, jak tego dokonać. I co jest zabawne, pomogą w tym bomby termojądrowe. Jak w ogóle zmieniać orbity ciał niebieskich, zwiększać, zmniejszać, zmieniać ekscentryczność itd. ? Aby to zrobić, trzeba zmienić pęd ciała niebieskiego. Mówiąc prościej, jeśli dodać prędkości ciału niebieskiemu, orbita się powiększy. Jeśli odjąć prędkość orbitalną, orbita się zmniejsza. Średnia prędkość orbitalna Eris wynosi około 3,5 km na sekundę. Jeśli ta prędkość zostanie całkowicie odebrana, Eris nie zatrzyma się, ale zacznie spadać na Słońce w linii prostej, stopniowo przyspieszając. Jeśli zostanie odebrana niecała prędkość, można ją przenieść na prawie dowolną orbitę, w tym na orbitę Wenus.
Konkretnie w naszym przypadku konieczne jest odebranie prawie całej prędkości orbitalnej Eris, a ponadto nieznacznie zmienić jej kierunek. Najlepiej zrobić to w peryhelium, kiedy Eris jest najbliżej Słońca. To wymaga trochę więcej energii niż w ofelium, ale przyspieszy proces jej dostarczania na orbitę Wenus. Eris osiągnie najbliższy do Słońca punkt na swojej orbicie w 2258 roku i będzie nieco bliżej Słońca niż Pluton. Konkretnie w odległości 38,5 jednostek astronomicznych od Słońca. A średnia orbita Plutona znajduje się o jedną jednostkę astronomiczną dalej. Zadanie jest więc jasne. Trzeba odebrać u Eris prędkość orbitalną. Spowolnić ją. Jak to zrobić i co mają z tym wspólnego bomby termojądrowe? Wielu mogłoby pomyśleć, że należy po prostu umieścić bomby termojądrowe na równiku Eris i detonować je w momencie, gdy bomby znajdują się w punkcie, z którego wychodzi wektor jej prędkości.
To da Eris pęd, którego wektor jest skierowany przeciwnie do wektora prędkości, co oznacza, że Eris zmniejszy swoją prędkość orbitalną. Oczywiście można to zrobić, ale jest to zbyt nieskuteczne. No, pomyślcie sobie, bez kalkulacji, po prostu korzystając z intuicji. Masa Eris jest 5 razy mniejsza od masy Księżyca i 400 razy mniejsza od masy Ziemi. Oszacujcie, ile bomb termojądrowych musiałoby zostać eksplodowanych na Księżycu lub Ziemi, aby w jakiś sposób zauważalnie spowolnić ich prędkości orbitalne i zmienić orbity. Z grubsza obliczyłem, ogólnie światowy arsenał nuklearny zawiera łączną moc około 1500 megaton. Aby spowolnić Eris do potrzebnych nam wartości, potrzeba około 10 miliardów razy więcej od tej mocy. I to tylko jeśli cała energia bomb jest wydawana na spowolnienie ruchu, czyli w idealnym przypadku. W rzeczywistości trzeba jeszcze więcej, ponieważ część energii bomb jądrowych idzie na promieniowanie.
Ale rząd wielkości jest jasny. Potrzeba dziesiątek miliardów razy więcej mocy niż zawiera cały światowy arsenał nuklearny. I to wszystko musi zostać dostarczone na Eris. Zadanie jest niewykonalne w bliskiej przyszłości. Jest jeszcze jedna opcja. Zrobić to samo, ale eksplodować bomby najpierw umieszczając je w odwiertach. na głębokości setek metrów. Lód zawarty na Eris natychmiast się zagotuje od takich eksplozji i będzie wyrzucany z kopalni strumieniami pary wodnej, przypominającymi strumienie z dyszy silników rakietowych. Jeśli wszystko zostanie wykonane poprawnie i takie strumienia zostaną skierowane przeciw wektorowi ruchu Eris, to z powodu prawa zachowania pędu, albo jak ktoś woli, z powodu trzeciej zasady dynamiki Newtona, Wyrzuty pary zwolnią Eris. Ta metoda będzie bardziej wydajna, ale i tak potrzebne są miliardy bomb termojądrowych. Istnieje jednak jeszcze skuteczniejszy sposób na spowolnienie Eris i można zacząć go wdrażać już od teraz.
Sposób polega na uderzeniu Eris ciałami kosmicznymi, różnymi asteroidami prosto w łeb. I żeby spędzić na to jak najmniej energii i czasu, najlepiej wykorzystać tzw. komety z grupy Kreutza. Są to komety, których peryhelium znajduje się bardzo blisko Słońca, a aphelium znajduje się w pasie Kuipera. Krótko mówiąc, ich orbity są bardzo wydłużone. Wiele z tych komet wyparowało już całą swoją wodę i są kamiennymi pozostałościami o średnicy od kilkuset metrów do kilku kilometrów. Zmiana ich orbity jest dość łatwa za pomocą eksplozji termoędrowych. Istnieją dwie opcje dalszego postępowania. Najpierw wybieramy pozostałość po komecie o średnicy setek metrów. Wysyłamy tam sondy z bombami termojądrowymi. Naukowcy obliczyli, że znaczna zmiana orbity asteroidy Apophis, który ma średnicę ponad 300 metrów i masę milionów ton, wymaga ładunków jądrowych o łącznej mocy około 300 megaton.
Mniej więcej taka sama moc jest potrzebna w naszym przypadku. Serią eksplozji przyspieszamy kometę w peryhelium i korygujemy kierunek jej ruchu. Można to zrobić również za pomocą eksplozji bomb termoendrowych. Nakierujemy tę kometę na pewną asteroidę, tysiąc razy większą. Zanim uderzymy naszą kometą w asteroidę, ponownie serią eksplozji na płytkiej głębokości rozwalamy kometę na kawałki przed uderzeniem w asteroidę, aby nadać jej wymagany pęd. Uderzenie całą kometą może rozwalić asteroidę. Teraz mamy asteroidę o średnicy kilkuset kilometrów. Można ją wysłać do jakiejś dużej planety, aby zwiększyć jej prędkość metodą asysty grawitacyjnej, a następnie skorygować jej kierunek przez kilka kolejnych zderzeń z mniejszymi ciałami, wybuchów jądrowych czy innych metod, zmieniając w rezultacie kierunek jej ruchu tak. żeby ona wyszła na trajektorię zderzenia z Eris.
Przed zderzeniem z Eris konieczne będzie wywiercenie odwiertów w asteroidzie na maksymalnie możliwą głębokość, aby serią potężnych głębinowych eksplozji termojądrowych rozerwać ją na części bezpośrednio przed uderzeniem w Eris. Będzie to bardzo trudne do obliczenia, ale możliwe. Jeśli wszystko się uda, energii zderzenia wystarczy, aby spowolnić Eris do wymaganej wartości i wysłać na orbitę bliską orbity Wenus. A potem będzie łatwiej. Wystarczy jeszcze raz trochę zmniejszyć prędkość Eris, uderzając kolejną małą asteroidą w taki sposób, aby będąc w studniu grawitacyjnym Wenus, ona przychwyciła Eris, uczyniając ją swoim księżycem. Ważne jest, aby periafrum, to jest nazwa perycentrum ciała orbitującego wokół Wenus, był jak najbliżej Wenus. Optymalnie w odległości około 3 promieni Wenus, to jest około 18 tys. km. Taka odległość jest blisko granicy Rosha dla tego układu. Mówiąc prościej, Eris zostanie rozerwana grawitacją Wenus, jeśli znajdzie się jeszcze bliżej.
Ponadto orbita musi być wystarczająco ekscentryczna. Nie jest to konieczne, aby zwiększyć gradient sił pływowych. Mówiąc prościej, aby zwiększyć okresową deformację Eris. Cała ta dostawa na orbitę zajmie co najmniej setki lat, ale Wenus będzie miała księżyc Eris, półtora razy mniejszej od naszego księżyca. Drugą opcją jest ciągłe uderzenia w Eris małymi kometami z grupy Kreutza lub asteroidami. w celu spowolnienia i skorygowania jej ruchu, aby ostatecznie umieścić ją na orbicie Wenus. Jest to o wiele łatwiejsze do obliczenia i wykonania, ale zajmie to wielokrotnie więcej czasu, co najmniej tysiące lat, a wkład energetyczny będzie dziesiątki, a nawet setki tysięcy razy większym. Ogólnie to jest wiele metod zmiany orbit ciał niebieskich. różnią się złożonością technologii i wymaganą ilością energii. Ja zaproponowałem chyba najbardziej radykalne sposoby.
Myślę, że tutaj można kombinować, aby osiągnąć optymalną złożoność oraz ilość wymaganej energii i różnych zasobów. W każdym razie to jest możliwe i już od teraz można rozpocząć realizację tak kalonego planu. Co zaskakujące, po tym prawie nic nie trzeba robić, tylko poczekać. Proces terraformowania Wenus uruchomi się automatycznie. Opiszę, co się będzie działo. Eris, krążąc wokół Wenus, będzie się rozgrzewać. Tak się stanie nie dlatego, że będzie ogrzewana przez Słońce. Wpływ Słońca jest to minimalny. Główny wkład w ogrzewanie będzie miało tzw. ogrzewanie pływowe. Orbita Eris będzie nieco eliptyczna, dlatego siła pływowa Wenus będzie różna w różnych punktach orbity. Dzięki temu Eris będzie stale się deformować, co powoduje wewnętrzne tarcie, które z kolei spowoduje rozgrzewanie Eris. Na przykład Jowisz w ten sposób nagrzewa swój księżyc Io tak bardzo, że ten. . .
Zgrubsza mówiąc wrze, kipie. Z powodu ogrzewania lód na Eris zacznie topnieć i parować, wyrzucając wodę podobnie gejzerom. A poprzez swoją słabą grawitację Eris nie będzie w stanie utrzymać tej wody i drobnego pyłu. One będą się unosić podobnie warkoczym kometarnym, tworząc obłok gazu i pyłu wokół Wenus, utrzymywany przez jej grawitację. Jak coś, to pył i woda nie zbiorą się w pierścienie jak na Saturnie, ponieważ układ Wenus-Eris nie pozwoli im być stabilnymi. Choć kształt gazopyłowego obłoku będzie powinien przypominać gruby dysk albo torus. Około połowa odparowanej wody i pyłu będzie spadać na Wenus, a druga połowa zostanie uniesiona dalej w kosmos. I właśnie dlatego wymagana ilość wody na Księżycu musi dwukrotnie przekraczać ilość wody na Ziemi. Do ostatecznego odparowania wody z Eris na orbicie Wenus ciągle będzie znajdować się dysk pyłu i gazu.
On odegra kluczową rolę. Będzie zasłaniać Wenus przed promieniami słonecznymi. Wenus zacznie się ochładzać. I to dość szybko. W ten sposób zostaną rozwiązane dwa główne problemy terraformowania Wenus. Prawie całkowity brak wody i temperatura około 460 stopni Celsjusza. Woda będzie powoli spływać z Eris, a temperatura spadnie z powodu obłoku gazu i pyłu zacieniającego Wenus. Pozostaje trzeci problem. Monstrualnie gęsta atmosfera, przez co ciśnienie na powierzchni jest 92 razy większe niż na Ziemi. Niemal cała atmosfera składa się z dwutlenku węgla i trzeba go usunąć prawie w całości. Jak tego dokonać? Okazuje się, że znowu nic nie trzeba robić, tylko poczekać. Oto co się stanie. Gdy temperatura powierzchni Wenus spadnie o 100 stopni, powstanie wrzący płytki ocean. Nastąpi aktywny proces hydratacji lub uwodnienia. Przyłączenie cząsteczek wody do innych cząsteczek lub. . . lub jonów.
Krótko mówiąc, woda zostanie wchłonięta przez powierzchnię Wenus i zareaguje z wszelkiego rodzaju skałami magmowymi, tworząc różne minerały. Na Ziemi ten proces aktywnie odbywał się na początku jej historii, dzięki obecności wody. Właśnie część wody pójdzie na uwodnienie skał. a konkretnie mniej więcej 30-40% od całej wody, która spadnie na wenus. Pomimo uwodnienia nastąpi proces uwęglanowienia albo karbonatyzacja. Wrzący ocean będzie przesycony dwutlenkiem węgla, który też zacznie reagować ze skałami tworząc węglany. Wszelkiego rodzaju kalcyty, dolomity, magnezyty i inne yty. Właśnie część dwutlenku węgla zostanie usunięta z atmosfery Wenus w procesie utworzenia węglanów. Nie wiem dokładnie ile. O ile mi wiadomo, to jest trudne do ustalenia, bo niektóre parametry nie są dokładnie znane. Ale trochę poszukałem informacji na ten temat.
Na przykład w tej pracy jest napisane, że proces utworzenia węglanów zmniejszy ciśnienie na Wenus do 43 barów, czyli usunie trochę ponad połowę całego CO2 z atmosfery Wenus. Koniecznie trzeba będzie usunąć jeszcze 40 barów, czyli pozostałą mniejszą połowę CO2. Można to zrobić sztucznie, rozpylając biliony ton wapnia lub magnezu na powierzchni Wenus, w wyniku czego stopniowo powstaną węglany wapnia i magnezu, usuwając CO2 z atmosfery Wenus. Ale można znowu nic nie robić i gdy temperatura Wenus spadnie poniżej 10 stopni Celsjusza, a ona spadnie do takiego poziomu poprzez dysk gazu i pyłu, choć zrobi to dość powoli, wtedy dwutlenek węgla i woda zaczną tworzyć klatratę. To jest lód wodny w pustkach sieci krystalicznej, którego uwięzione są gazy. W tym przypadku uwięziony dwutlenek węgla.
Oto czapy polarne na Marsie, które podobno zawierają takie klatraty dwutlenku węgla, choć w większości składają się ze zwykłego lodu. W miarę ochłodzania się Wenus zacznie spadać śnieg z klatratów dwutlenku węgla, gromadząc się w struktury przypominające zwykły lód. I co jest ważne, gęstość klatratów jest większa niż gęstość wody, dlatego one będą osiadać na dnie oceanu, który powstanie dzięki odporowaniu wody z erys. Całe dno takiego oceanu byłoby pokryte klatratami dwutlenku węgla. Nawiasem mówiąc, na dnie ziemskich oceanów też są klatraty, głównie metanowe. Wszystkie te procesy usuną prawie cały dwutlenek węgla z atmosfery. Po zakończeniu parowania wody z Eris dostaniemy Wenus, którą pokrywa ocean wody z klatratami na dnie, o średniej głębokości kilku kilometrów. Ale mi bardziej podoba się opcja usuwania CO2 poprzez dostarczanie magnezu i wapnia na Wenus.
W każdym razie po oczyszczeniu Wenus z dwutlenku węgla otrzymamy atmosferę azotu. Ciśnienie na powierzchni wyniesie około 3 atmosfer ziemskich. Trochę za dużo, ale nie krytycznie. To jest blisko do granicy, po której rozpoczyna się narkoza azotowa. Objawowo podobna do stanu upojenia alkoholowego. Zredukować ilość azotu do jednej atmosfery stosunkowo łatwo, ale lepiej zostawić 3 atmosfery ciśnienia. To ustabilizuje klimat i znacznie wyrówna różnice temperatur po stronie dziennej i nocnej. Będzie to bardzo ważne dla Wenus, ponieważ będzie miała nieco nietypowy klimat i wysoką różnicę temperatur po stronie dziennej i nocnej. O temperaturze na powierzchni opowiem później, tutaj wszystko nie jest takie oczywiste. Ale w skrócie, symulacje pokazują, że będzie mniej więcej tak jak na Ziemi. Średnio około 20 stopni Celsjusza, jeśli ma taką samą atmosferę jak na Ziemi. Warto chyba dodać, jak będzie wyglądać powierzchnia.
Poszukałem wiarygodnych wizualizacji uwzględniających rzeźbę terenu Wenus. Oto mniej więcej tak będzie wyglądać mapa Wenus w odwzorowaniu Mercatora na różnych etapach napełniania wodą. Jednak oczywiście prawdziwe kolory będą się różnić. Wenus ma dość płaską rzeźbę terenu, dlatego ocean pokryje prawie całą powierzchnię, pozostawiając dwa małe kontynenty i wiele archipelagów. Całkowita powierzchnia lądów powinna być nie większa niż powierzchnia Australii. Oto kilka innych wariantów widoku, ale tutaj ocean jest zbyt płytki. W naszym przypadku wody będzie znacznie więcej. No i wielu prawdopodobnie jest zainteresowanych tym, ile czasu zajmie spływanie wody z Eris i wszystko, co powiedziałem powyżej. Oczywiście tutaj trudno dokładnie oszacować, ale nie mniej niż dziesiątki tysięcy lat. Nie sądzę, że istnieją sposoby radykalnego skrócenia tego czasu.
Można przyspieszyć odparowanie wody z Eris za pomocą wszelkiego rodzaju laserów czy soczewek orbitalnych, ale głównym problemem jest to, że litosfera Wenus jest bardzo gorąca i potrzebne są dziesiątki tysięcy lat na jej ochłodzenie. Pełna hydratacja też zajmie dużo czasu. Po prostu nie da się radykalnie przyspieszyć tych procesów. Co dalej? Oczywiste jest, że ludzie, ziemska flora i fauna nie mogliby od razu i pełnowartościowo zamieszkać na takiej Wenus, choćby dlatego, że tam nie ma tlenu. Dla początku można dostarczyć tam wszelkiego rodzaju chemoautotrofy i inne ekstremofile, co można zrobić już po rozpoczęciu procesu klatratyzacji dwutlenku węgla. Na ostatnich etapach można zasiedlić oceany sinicami, które zaczną produkować tlen. Na początku cały tlen zostanie zużyty na utlenianie wszystkiego, co może ulec utlenieniu na powierzchni i w atmosferze. To jest nieuniknione, bo tlen jest silnym utleniaczem.
Znalazłem taki oto odczuwalnie ciężki kamień jak na swoje rozmiary. Najpierw pomyślałem, że nareszcie znalazłem meteoryt i do tego jeszcze żelazny. Ale potem w domu sprawdziłem. To nie jest meteoryt. To pewnie jakaś konkrecja rudy żelaza. Tutaj widać pracę tlenu, który zamienił żelazo w tlenek żelaza. Rdze. I tak będzie ze wszystkim, co potrafi utlenić tlen. Tylko po ukończeniu tego procesu tlen zacznie gromadzić się w atmosferze w wolnej formie. Stopniowo jego ilość wzrośnie do wymaganego poziomu. Podczas tego procesu na Wenus można dostarczyć glony i rośliny wyższe, najpierw wszelkiego rodzaju szaki i porosty, a następnie próbować wysadzać rośliny nasienne i wypuszczać owady, po czym można już transportować wszystkie inne gatunki fauny i zaludniać. terraformowaną Wenus. To również zajmie co najmniej dziesiątki tysięcy lat.
Ten proces można przyspieszyć, sztucznie rozszczepiając CO2 na węgiel i tlen, jeszcze przed zasiedleniem Wenus przez organizmy lądowe. Taki generator tlenu jest już testowany na Marsie, choć nie jest on jeszcze skuteczny. a ponadto jako produkt uboczny emituje czad. Jednak istnieją projekty bardziej wydajnych reaktorów, które przekształcają CO2 w tlen cząsteczkowy i czysty węgiel. Jednym z najciekawszych pytań jest klimat takiej Wenus. I oto dlaczego. Materia z Eris spadająca na Wenus przekaże jej swój pęd. Wenus zmieni prękość swojego obrotu. Teraz ona obraca się wokół własnej osi w kierunku przeciwnym do kierunku obrotu na orbicie. I chociaż wykonuje jeden obrót za 243 dni ziemskich, to doba słoneczna na niej trwa 117 dni ziemskich. Tak więc, materia spadająca z Eris Przekazując swój pęd spowolni Wenus i wprowadzi ją w stan pływowej blokady ze Słońcem.
Ona będzie zawsze zwrócona w stronę Słońca tylko jedną stroną, tak jak Księżyc w stronę Ziemi. A to oznacza, że po jednej stronie Wenus będzie wieczny dzień, a po drugiej wieczna noc. Oczywiste jest również, że różnica temperatur po różnych stronach będzie ogromna. Właśnie dlatego warto pozostawić na Wenus ciśnienie około trzy razy większe niż na Ziemi, ponieważ gęstsza atmosfera pozwoli na bardziej efektywne przenoszenie ciepła i wyrównanie różnicy temperatur. Oczywiste jest też, że oprócz temperatury, różnica ciśnień po stronach wiecznego dnia i nocy będzie również ogromna. Dzięki temu, aby wyrównać różnicę ciśnień, na całej powierzchni pływoło zablokowany Wenus, nieustannie będą wiać silne wiatry, uragany. Sądząc po wszystkim, na dziennej stronie będzie istniał ogromny wieczny cyklon, a po nocnej wieczny antycyklon.
Można z grubsza powiedzieć, że to, co nazywamy porami roku i strefami klimatycznymi, na pływowo zablokowany Wenus będzie zależeć nie od nachylenia osi i ruchu po orbicie, ale od długości geograficznej. Po stronie dziennej będzie wieczne, gorące, wilgotne lato z wiecznymi deszczami. Coś typu tropikalnej pory deszczowej. Oddalając się od centrum dziennej strony, nastąpi przejście do wiosny z umiarkowanymi opadami deszczu. Następnie idzie strefa suchej jesieni, która przechodzi w strefę wiecznej, suchej, ciemnej i mroźnej zimy. W obszarach bez ciągłego masywu chmur i z których widać słońce, niebo na Wenus będzie czerwono-pomarańczowe. A na stronie nocnej czasami można będzie zobaczyć Ziemię. Ona będzie wyglądać jak bardzo jaskrawa gwiazda. I ostatni etap, terraformowanie. Pewnie wielu pomyśli, a co z polem magnetycznym na terraformowanej Wenus? Naturalne pole magnetyczne na pewno nie może na niej istnieć.
Jak więc stworzyć sztuczne pole magnetyczne? Mam odpowiedź na to pytanie. Już robiłem materiał o prostym sposobie tworzenia pola magnetycznego na Marsie, choć ten sposób jest uniwersalny dla wszystkich planet. Wszystkie szczegóły są opisane w tym filmie. Tutaj tylko pokrótce powiem, co należy zrobić. Eris nigdzie nie zniknie z orbity Wenus po odparowaniu z niej całego lodu. Straci nieco ponad połowę swojej masy i będzie gęstym, kamiennym ciałem z wieloma metalami. Obliczyłem, że jej średnica po odparowaniu wody wyniesie około 800 km. Prawie 4,5 razy mniej niż Księżyc. Obliczyłem również rozmiar kątowy. Będzie wyglądała w periafrum około 8 razy większą niż nasz Księżyc na niebie. Wróćmy do pola magnetycznego. Aby go stworzyć, wystarczy zainstalować na Eris potężne lasery, które będą odparowywać znajdujące się na jej powierzchni skały metodą ablacji, czyli natychmiastową zamienią odparowaną skałę w plazmę.
Zjonizowane cząstki, z których ona się składa, będą musiały zostać wyrzucone z Eris specjalnymi akceleratorami. W ten sposób wokół Wenus powstanie bardzo rozrzedzony torus plazmowy. Za pomocą urządzeń zwanych kikerami można utrzymywać torus w stanie stabilnym i pozwolić przepływać przez niego prądowi. a przepływ prądu indukuje pole magnetyczne, parametry którego można regulować sztucznie tak, aby wystarczyło dla ochrony Wenus przed wiatrami słonecznymi i rozproszeniem jej atmosfery. Warto też dodać o ewentualnych problemach na drodze do realizacji planu terraformowania Wenus, oprócz czasu oraz ilości wymaganych zasobów. Właśnie widzę tutaj tylko jeden potencjalny problem. Jest to wulkanizm wenusjański. To dość zagadkowa kwestia. Zauważono, że Wenus ma bardzo mało kryterów uderzeniowych w porównaniu z innymi ciałami niebieskimi. Oczywiście poprzez gęstą atmosferę dużo meteoroidów i asteroidów po prostu nie dolatują do powierzchni. Ale kraterów jest zbyt mało, by wyjaśnić to gęstą atmosferą.
I co jest nie mniej ważne, kratery rozmieszczone losowo. Jednym z najbardziej prawdopodobnych wyjaśnień jest to, że jakiś katastrofalny globalny proces na Wenus odnowił jej powierzchnię stosunkowo niedawno w skali geologicznej, setki milionów lat temu. Całkiem możliwe, że stało się tak za sprawą katastrofalnej erupcji setek tysięcy wulkanów, które zalały całą powierzchnię lawą o grubości setek, a nawet tysięcy metrów. I być może jest to proces okresowy, ponieważ na Wenus nie ma takiej tektoniki płyt jak na Ziemi. I proces ochładzania jej wnętrza nie zachodzi tak skutecznie jak na Ziemi. Dlatego może to się kiedyś. . . Powtórzę, mówiłem o tym bardziej szczegółowo w tym filmie. I właśnie Eris na orbicie Wenus powinna wpłynąć na wulkanizm. Powinna go sprowokować z powodu pływałego oddziaływania na Wenus. Nie wiadomo, jakim będzie ten wulkanizm.
Być może będzie katastrofalnie silny i ponownie zaleje całą powierzchnię lawą. A może pojawi się tylko kilka ognisk wulkanizmu? Wtedy to nie przeszkodzi w realizacji planu terraformowania. W tak lekko szalony sposób, w optymistycznym scenariuszu, w ciągu 100 tysięcy lat Wenus można zamienić w planetę nadającą się do zamieszkania przez ziemskie formy życia. To jest stosunkowo szybko. i wymaga minimalnego wkładu energii. Nie trzeba być jakąś supercywilizacją, aby zrealizować ten plan. Można zacząć go wdrażać już teraz. Ale jeśli pofilozofować na ten temat, to w zasadzie nie wiadomo, do czego ludzkość będzie dążyć w przyszłości. Do terraformowania planet lub lotów międzygwiezdnych na planety, które są już w miarę przydatne do ziemskiego życia. nie są stosunkowo bliskie. A może wszystko naraz? A może żadna z opcji? Na przykład ludzkość może ulec samozniszczeniu, albo nie samo.
Nie wykluczone też, że ludzkość podąży drogą transhumanizmu i formą jej istnienia będzie hybryda maszyny oraz istoty biologicznej. A może nawet człowiek całkowicie zamieni się w maszynę? Jeśli istnieje możliwość przeniesienia świadomości na jakieś nośniki syntetyczne, może to znacznie rozszerzyć zakres temperatur, ciśnień i składu chemicznego atmosfer planet, na które taka cywilizacja przyszłości może się przenieść. Te reformowanie może nie być konieczne lub wymogi do niego mogą radykalnie się zmienić. To są czyste spekulacje. Ja nie wiem, jaka będzie przyszłość. Ale temat terraformowania planet, dla mnie osobiście, jest interesujący przede wszystkim nie jako możliwa strategia rozwoju cywilizacji ludzkiej na przestrzeni dziesiątek i setek tysięcy lat, ale jako ciekawy sposób na poszerzenie wiedzy ogólnej tu i teraz. Zauważcie, że rozmyślenie o w miarę realistycznych scenariuszach terraformowania planet wymaga wiedzy z zakresu fizyki, astronomii, mechaniki orbitalnej, geochemii i chemii atmosfery, klimatologii, biologii itd.
To znacznie poszerza horyzonty i erudycje. Mam nadzieję, że wy również nauczyliście się wielu nowych rzeczy. i że proces otrzymania tej wiedzy był dla Was interesujący. Do widzenia plus powodzenia. .
Informujemy, że odwiedzając lub korzystając z naszego serwisu, wyrażasz zgodę aby nasz serwis lub serwisy naszych partnerów używały plików cookies do przechowywania informacji w celu dostarczenie lepszych, szybszych i bezpieczniejszych usług oraz w celach marketingowych.