TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Dzień dobry Państwu, witam w 34 odcinku programu Mencen Griluje. Jak już pewnie wiecie, prawie tydzień temu ogłosiłem swój start w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Rozpocząłem też swoją kampanię i przez kolejne 9 miesięcy będę starał się przekonać wszystkich wyborców do swojej kandydatury. Od 20 lat wszyscy prezydenci są albo z PiSu, albo z Platformy. I pół biedy, jeżeli mamy rząd z PiSu i prezydenta z Platformy albo odwrotnie, bo wtedy ten prezydent blokuje mimo wszystko najgłupsze pomysły danego rządu. Natomiast problem się robi wtedy, jeżeli obaj są z tej samej formacji, jak mieliśmy to przez ostatnich 8 lat.
I w tym momencie ważne jest to, żeby kolejny prezydent nie był z Platformy, bo mamy rząd Donalda Tuska, ale nikt nie wie, jak to będzie rządził od 2027 roku. Dlatego jedynym zabezpieczeniem dla nas, żeby nie dopuścić do takiej szkodliwej sytuacji jest to, żeby prezydent nie był ani z PiSu, ani z Platformy. Ponieważ Konfederacja obecnie jest trzecią siłą polityczną, wydaje mi się, że mam największe szanse, żeby doprowadzić do takiego scenariusza. Chciałbym, żeby moja przyszła prezydentura była aktywna i niezależna. Zamierzam sam składać wiele projektów ustaw, a także blokować wszystkie szkodliwe dla Polski rozwiązania, które przejdą przez Sejm.
Więc to miałaby być aktywna oraz niezależna prezydentura, czyli w tych dwóch bardzo ważnych aspektach istotnie różnić się od tego, co obserwowaliśmy przez ostatnie co najmniej 20 lat. Tydzień temu rozpoczęłem kampanię, a za kilka dni zaczynam swoją trasę. Zamierzam przez te 9 miesięcy objechać dokładnie całą Polskę, odwiedzić wiele 20-30-40 tys. miast. Zaczynam już 9 września, pierwsze spotkanie jest we Wrocławku. Tutaj macie mapę z wszystkimi spotkaniami we wrześniu. Jeżeli waszej miejscowości na tej mapie nie ma, to nie znaczy, że się nie zobaczymy, tylko, że nie będę tam we wrześniu. Zamierzam potem jeździć również w październiku, listopadzie, grudniu, styczniu, więc mam nadzieję, że się w ciągu następnych kilku miesięcy w waszej miejscowości zobaczymy.
Możecie też wejść na moją stronę internetową www. mencen2025. pl. Znajduje się tam mój program, który możecie poczytać. Ten program nie zostanie w tej formie na stałe, to znaczy zamierzam go modyfikować, dodawać tam kolejne postulaty. Chciałbym też uruchomić nową serię na YouTube, gdzie będę wam opowiadał dosyć dokładnie o każdym z tych postulatów. Myślę, że w ciągu kilku tygodni pierwsze takie filmy się pojawią. Tam na tej stronie też jest zakładka Dołącz do mnie. I tu wielka prośba, jeżeli chcielibyście wesprzeć mnie w mojej kampanii w jakikolwiek sposób, czy to przy zbiórce podpisów, czy przy wieszaniu banerów, przy organizacji spotkań, czy jakkolwiek inaczej, to wielka prośba.
Kliknijcie w ten przycisk Dołącz do mnie, wypełnijcie swoje dane, na pewno ktoś z mojego sztabu się z wami skontaktuje. Więc będę kandydował na prezydenta w 2025 roku i mam wielką nadzieję, że mi w tym pomożecie. Przechodzimy do bieżących wydarzeń. 4 września policja na porozumienie prokuratury weszła do mieszkań członków zarządu Stowarzyszenia March Niepodległości, w tym do mieszkania asystenta marszałka Krzysztofa Bosaka Mateusza Marzocha i dokonała przeszukania. Powodem tych przeszukań było to, że 6 lat temu na marszu Niepodległości jedna osoba, podobno komuś groziła, a tłum kilka razy krzyknął hasła, które według prokuratury zostały uznane za nienawistne. W sumie to ciekawe, że prokuratura nie podała tym haseł.
Podejrzewam, że gdyby je podała, to byśmy mieli takie wrażenie, że to jest pewna przesada, ale nie wiemy co tam krzyczeli, więc być może rzeczywiście w trakcie marszu, który godzinami szedł ulicami Warszawy, w którym szło według policji 250 tysięcy osób, więc jest możliwe, że rzeczywiście jakaś grupka ludzi, tam jakieś nienawistne hasła krzyczała. Takie rzeczy się oczywiście zdarzają. I 6 lat po tym wydarzeniu, gdy jedna osoba komuś być może groziła, paradziesiąt osób, być może coś krzyczało, policja uznała za zasadne, że trzeba teraz wejść z samego rana i przeszukać mieszkania opozycyjnych polityków i że to według tych ludzi jest zupełnie normalne. Cała akcja jest oczywiście bulwersująca.
Ja nie widzę wielkiego związku pomiędzy tym, co ktoś krzyczał w tak licznym tłumie, a przeszukaniem mieszkań polityków i to opozycyjnych, więc to jest absurd. Natomiast tak sobie pomyślałem, że w sumie to należałoby teraz oczekiwać tego, żeby policja weszła również do mieszkania Rafała Trzaskowskiego, ponieważ paręnaście dni temu na jego kampusie, wszyscy widzieliśmy, jak uczestnicy w tym posłowie Platformy Obywatelskiej nawoływali do sami wiecie czego PIS-u. I tak na moje oko to również było chyba hasło wzywające do nienawiści, ale z jakiegoś powodu prokuratura Adama Bodnara uznała, że narodowców to oczywiście należy przeszukiwać, ale organizatorów kampusu na trakcie którego również wzywano do nienawiści to już przeszukiwać nie trzeba.
No i kiedy wyszła w ogóle ta sprawa z kampusem, to jak dobrze pamiętacie rząd bronił się, że tam do żadnej nienawiści nie doszło, ponieważ sami wiecie co PIS to jest już dorobek kulturowy, te piosenki na ten temat powstają, więc to żadnej nienawiści nie ma, ale jeżeli ktoś na marszu niepodległości krzyczy jakieś hasła, które być może również weszły już do dorobku kulturowego, to po 6 latach z organizatorzy powinni być ścigani przez prokuraturę.
Wydaje mi się, że dochodzi tu do dosyć zupełnie oczywistej asymetrii, że nie ma równego traktowania obu stron tego sporu politycznego, że lewa strona zawsze powołuje się na wolność słowa i oni mogą krzyczeć co tylko im się podoba, ale jeżeli prawa strona powie coś co im się nie podoba, to jest oczywiście mowa nienawiści i należy to ścigać. Jestem głęboko przeciwny tego rodzaju stawiania sprawy, uważam, że wolność słowa powinna być pełna dla każdego, to znaczy, żeby i jedni i drudzy mogli krzyczeć co tam uważają za słuszne i prokuratura po prostu nie powinna zajmować się takimi tematami. A wolność słowa jest niestety coraz bardziej zagrożona, jest coraz bardziej ograniczana.
Rząd przyjął projekt ustawy, które nadaje szefowi ABW prawo do żądania do operatorów internetowych usunięcia dowolnej treści z internetu, jeżeli tylko ABW uzna, że są to treści o charakterze terrorystycznym. Na pierwszy rzut oka to nie wydaje się taki zupełnie głupi pomysł, w końcu nikt nie chce żeby w Polsce dochodziło do jakichkolwiek zamachów terrorystycznych, nikt nie lubi terroryzmu, natomiast niestety z doświadczenia wiemy, że władza wykorzystuje tego rodzaju przepisy nie do tego, żeby walczyć z jakimś realnym zagrożeniem, ale przeciwko swoim własnym obywatelom. No myślę, że dobrze pamiętacie sytuację sprzed dwóch lat, kiedy rząd Kanady uznał protestujących przeciwko wirusowym obostrzeniom kierowców ciężarówek za terrorystów i właśnie na podstawie tego prawa zablokował dostęp do ich własnych kont.
Wszyscy wiemy, że istnieją takie przepisy o utrudnianiu finansowania terroryzmu i prania pieniędzy, no i skoro rząd uznał, że protestujący kierowcy ciężarówek są terrorystami, no to instytucje finansowe, np. banki czy też firmy ubezpieczeniowe uznały, że one w żaden sposób nie mogą wspierać terroryzmu. W związku z czym uczestnicy tych protestów tracili dostęp do swoich własnych kont bankowych i karty kredytowe przestały działać, jeżeli nie mieli przy sobie gotówki, to nawet nie mieli jak z tego protestu wrócić do swojego własnego domu. A ludzie, którzy na różnego rodzaju stronach internetowych wspierali ich finansowo, byli ciągani do odpowiedzialności za wspieranie i finansowanie terroryzmu. Więc tam pokojowe protesty przeciwko jakiejś polityce rządowej zostały uznane za działalność terrorystyczną.
No i można sobie postawić pytanie, czy w Polsce nie dojdzie do tego samego. Czy skoro szef ABW będzie mógł dowolne treści według własnego widzimisię, bez żadnego wyroku sądu, usuwać z internetu, ponieważ on je uzna za terrorystyczne, to czy tego rodzaju przepisy nie będą uderzały w wolność słowa w Polsce? I czy z powodów politycznych nie będą w ten sposób uciszani niektórzy komentatorzy czy niektóre gazety? No i ktoś mi powie, że bez przesady przecież szef ABW to nie jest jakiś przypadkowy człowiek, trzeba zaufać tym instytucjom i wierzyć, że one chcą naszego dobra.
No niestety doświadczenia z ABW pod kątem wolności słowa to mamy w Polsce nie najlepsze i nie mam żadnego powodu, żeby ufać ABW, że będzie rzeczywiście stosowało te możliwości tylko po to, żeby walczyć z terrorystami. No myślę, że większość z Państwa pamięta rok 2014, kiedy doszło do ujawnienia tej afery podsłuchowej, kiedy podsłuchowani byli najważniejsi politycy Platformy Obywatelskiej i wtedy w 2014 roku ABW weszło do siedziby redakcji wprost. Myślę, że pamiętacie te obrazki, kiedy funkcjonariusze ABW siłą próbowali wyrwać laptopy chociażby takim dziennikarzem Eklatkowski czy Majewski. Swoją drogą oni po latach zostali skazani za utrudnianie pracy ABW i dostali tam zdaje się po kilkanaście tysięcy złotych grzywny.
Więc już wtedy za poprzednich rządów Donalda Tuska ABW wykorzystywało swoje uprawnienia do tego, żeby walczyć z wolną prasą. Ale potem na tym nie skończyli. Za poprzednich rządów również były tego rodzaju problemy. Chociażby w lutym 2023 roku nagle przestała działać strona nczas. com. Jest taki tygodnik, najwyższy czas reprezentujący środowiska prawicowe i nagle w środku nocy jego strona przestała działać. Wydawca nie dostał żadnego powiadomienia, nie dostał żadnego listu od nikogo, że cokolwiek się dzieje. Po prostu jego strona przestała działać. Operatorzy internetowi poinformowali najwyższy czas, kiedy ci się dopytywali co się dzieje, że na polecenie ABW musieli odciąć dostęp z terytorium Polski do strony najwyższego czasu.
Rozumiecie to? ABW uznała, że normalna zarejestrowana gazeta, która prowadzi normalną działalność powinna mieć wyłączoną stronę internetową. Ich portal powinien być wyłączony, ponieważ zagraża interesom państwa polskiego. Nie powiadomili ich o tym, nie wysłali im żadnego listu i ta strona do tej pory nie działa. Zmienił się rząd, strona nie działa, najwyższy czas musiał uruchomić kolejną stronę, żeby móc kontynuować swoją działalność. Dokładnie to samo, tylko że wcześniej trafiło też na redakcję w Realu24, w których strona również przestała działać. Co ciekawe w Realu24 wniosło skargo do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i wygrało. Sąd stwierdził, że ABW nie miało żadnych podstaw, żeby wyłączyć tę stronę.
Już podejrzewam, że najwyższy czas również wygra taką sprawę, ponieważ już zgłosili dawno temu skargo do WSA. Niestety ona jeszcze nie została rozpatrzona. Już pomijając to, że ABW w tym momencie wyrywkowo zamyka prawicowe serwisy internetowe, to ja przypominam, że mamy artykuł 54 Konstytucji, gdzie jest napisane. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Cenzura prewencyjna jest zakazana. A w jaki sposób nazwać inaczej niż cenzurą prewencyjną sytuację, w której jakaś gazeta traci swoją stronę internetową, jakiś portal internetowy nie ma prawa niczego publikować? To jest właśnie cenzura prewencyjna.
Więc już teraz szef ABW łamie polską Konstytucję, zamyka wyrywkowo prawicowe portale internetowe, nie powiadam ja nawet o tym nikogo, tej procedury ciężko się w ogóle odwołać. I ja mam temu szefowi ABW zaufać, że on tym razem jak dostanie kolejne uprawnienia, to znowu wyrywkowo nie będzie cenzurował niektórych wypowiedzi, a inne będzie. Nie wierzę w to, w sensie nie mam żadnego zaufania do tej instytucji. Uważam, że wszyscy Polacy powinni mieć prawo do wyrażania swoich własnych opinii, w internecie powinna być pełna wolność słowa. Jeżeli ktoś potem nadłużyje tej wolności, powie coś co kogoś obrazi, no to ten ktoś obrażony może oczywiście go pozwać.
Natomiast nie można z góry zakładać, że ktoś nie ma prawa do wypowiedzi, powinna tu panować pełna wolność słowa, niezależnie od tego czy ktoś mówi rzeczy, którymi ja się zgadzam albo z którymi się nie zgadzam. Jeżeli ktoś mówi naprawdę już największe możliwe bzdury, to dalej uważam, że powinien móc je mówić. Więc to nie jest tak, że ja zgadzam się z każdą wypowiedzią Tomasza Sommera, ostatnio mówi częściej bzdury niż rzeczy normalne, ale wolałbym żebym miał prawo do publikowania tych swoich bzdur. Nikt się nie czepia wśród gazety wyborczej, która pisze cały czas jakieś najgłupsze możliwe rzeczy i gazetę wyborczej nikt ich portalu nie zamyka, najwyższy czas został zamknięty.
Więc domagam się wolności słowa i dla Sommera i dla gazety wyborczej. Jak co roku na przełomie sierpnia i września pojawiają się propozycje zmian w podatku dochodowym wychodzące z Ministerstwa Finansów? No i teraz można by spodziewać się, że po kampanii wyborczej, w której przedstawiciele obecnego rządu bardzo dużo mówili o tym, że podatki trzeba upraszczać, najlepiej jeszcze je obniżać, że prawo podatkowe i nie tylko powinno być stabilne, że nie należy przedsiębiorców zaskakiwać jakimiś zmianami na ostatnią chwilę, obiecywali nawet sześciomiesięczne wakacjologizm, to znaczy, że zmiany w prawie podatkowym to będą przechodziły przez Sejm i przez Prezydenta w pierwszej połowie roku.
Nie tak jak zapisu, kiedy w listopadzie Prezydent potrafił podpisać taką ustawę, która wchodziła już od stycznia i przedsiębiorcy mieli miesiąc kawałkiem na dostosowanie się do nowych przepisów. Teraz miało być inaczej. Podatki według tego rządu powinny być upraszczane, obniżane i powinny przechodzić przez Sejm z takim wyprzedzeniem, żeby każdy mógł się do tego przygotować. Tyle nam obiecywali i nie uwierzycie co się stało. Znowu nie dotrzymali obietnicy, to znaczy nie tylko zgłosili projekt tej ustawy w sierpniu, a tak naprawdę projektu jeszcze nie ma, czyli we wrzesień prawdopodobnie go zobaczymy, zapowiedzi były w sierpniu, to te zmiany utrudniają życie przedsiębiorcom i podnoszą dla nich podatki. Szczególnie skandaliczna zmiana dotyczy Fundacji Rodzinnych.
Fundacje Rodzinne były jedną z nielicznych rzeczy, za które naprawdę można było pochwalić rząd Prawa i Sprawiedliwości w sprawie podatkowej. Fundacje Rodzinne jest to rozwiązanie znane w wielu państwach na zachodzie, mają to Niemcy, mają to Austriacy, jest w wielu innych państwach. Rozwiązanie to służy przede wszystkim temu, żeby budować majątek na pokolenia. Dzięki takiej fundacji majątek się nie rozdrabnia w momencie wdziedziczenia przez kolejne pokolenie. Tam są też różnego rodzaju korzyści podatkowe zachęcające do tego, żeby reinwestować zgromadzony tam kapitał. Sprawa jest zupełnie jasna. Fundacje Rodzinne pomagają budować majątek na pokolenia.
No i w Polsce ktoś wreszcie pomyślał, że skoro i tak najbogatsi Polacy korzystają z takich Fundacji Rodzinnych, ale zakładają je za granicę, potem sami często wyjeżdżają za granicę, ich kapitał wyjeżdża za granicę, to w sumie dobrym pomysłem byłoby zbudowanie takiej Fundacji Rodzinnej w Polsce, po to, żeby kapitał polskich przedsiębiorców został w Polsce. Tutaj był reinwestowany, żeby polscy przedsiębiorcy, żeby najbogatsi Polacy, trzymali te pieniądze w Polsce i przekazywali je kolejnym pokoleniom. Pomysł był naprawdę bardzo dobry. On był do tego stopnia dobry, że w Sejmie poparło go 441 posłów, przeciw było zaledwie 7, a 3 się wstrzymało.
W każdym klubie, nawet w Lewicy, rozumiecie to, nawet w Lewicy zdecydowana większość posłów uznała, że Fundacje Rodzinne są dobrym pomysłem. Przypominam, idea była taka, że przedsiębiorcy wprowadzają tam swoje akcje, swój majątek, następnie mogą je sprzedawać, nie zapłacą od tego podatku, do momentu, kiedy środki będą cały czas z Fundacji. Wypłacenie pieniędzy z Fundacji na swoje cele prywatne już oczywiście jest opodatkowane, ale dzięki temu, że w ramach tej Fundacji nie ma podatku od sprzedaży aktywów, ten majątek może się szybciej mnożyć, może się rozwijać i dzięki temu wszyscy mają więcej pieniędzy.
I nagle, nic z tego nicowego w sposób zupełnie przez nikogo nieoczekiwany, bo nie było w debacie publicznej postulatów, że należy bardziej opodatkować Fundacje Rodzinne, albo że to jest jakiś problem z Fundacją Rodzinną, więc nikt zupełnie tego nie oczekiwał. Wyszedł pracownik Ministerstwa Finansów i powiedział, że on będzie domagał się, żeby opodatkować Fundacje Rodzinne. Wiecie na czym polega największy problem? Jak już ktoś włożył dużo akcji do tej Fundacji Rodzinnej, to nie może ich teraz wyjąć bez zapłaty dużego podatku. W związku z czym, państwo powiedziało ludziom, zakładajcie Fundacje Rodzinne, wnoście tam majątek, dzięki czemu on potem nie będzie opodatkowany i starajcie się reinwestować te pieniądze.
My was w międzyczasie nie będziemy opodatkowali, ale jak już będziecie chcieli coś wyjąć i wydać na swoje cele prywatne, to podatek zapłacicie. Niektórzy obawiali się tego, myśleli, że cały swój majątek wprowadzą do Fundacji, a potem przepisy się zmienią. Wtedy się argumentowało, że państwo by przecież czegoś takiego nie zrobiło, że uderzyłoby to w zaufanie do państwa. Jeżeli państwo obiecuje tego rodzaju instytucje, to jest zupełnie oczywiste, że przez wiele lat te przepisy nie mają prawa się zmienić.
One weszły w życie w czerwcu 2023 roku i w sierpniu 2024 roku przedstawiciel obecnego rządu uśmiechniętej koalicji, która mówiła, że będzie zmierzała do uproszczenia podatków, która będzie chciała działać tak, żeby biznes w Polsce się bardziej opłacał, przedstawiciel tego rządu wychodzi i mówi, że tak, udało nam się złapać was w pułapkę, wprowadziliście ten majątek do Fundacji Rodziny, a teraz was opodatkujemy, wpadliście w pułapkę, którą na was zostawiliśmy. Ja nie wiem, czy te przepisy ostatecznie wejdą w życie, czy w semie znajdzie się większość dla tej zmiany, skoro jeszcze rok temu była zdecydowana większość za tym, żeby wprowadzić te przepisy w tej właśnie formie.
Ale sama zapowiedź takich zmian jest wybitnie szkodliwa i podważa zaufanie do państwa wśród przedstawicieli polskiego biznesu. Nikt tej zmiany nie oczekiwał, nikt tej zmiany nie potrzebuje, ona jest po prostu szkodliwa. I teraz dygresja. Jeżeli cokolwiek powinno się zmienić w przepisach dotyczących Fundacji Rodzinnej, to to, że ten majątek nie powinien być ukryty, jeżeli jego właściciel jest politykiem. To znaczy każdy polityk, czy poseł, czy senator, czy minister musi raz na rok publikować swoje oświadczenia majątkowe. I obecne przepisy są w ten sposób skonstruowane, że jeżeli któryś polityk swój majątek wniesie do swojej Fundacji Rodzinnej, to już nie musi go wykazywać w swoim oświadczeniu majątkowym.
I ten przepis rzeczywiście powinien się zmienić, żeby politycy nie ukrywali swojego majątku. Ja sam mam taką Fundację Rodzinną, też wniosłem część, dosyć istotną, swojego majątku, ale nie zamierzam ukrywać tam żadnych pieniędzy, dlatego jak będę publikował swoje najbliższe oświadczenie majątkowe, to zawrę w nim również informacje dotyczące majątku zgromadzonego w mojej Fundacji Rodzinnej. I żeby ktoś nie myślał, że protestuje przeciwko temu opodatkowaniu, dlatego że sam mam Fundację Rodzinną. Ja już te akcje za jej pośrednictwem sprzedałem, podatku już nie zapłaciłem, więc jeżeli nawet dojdzie do tej bardzo szkodliwej zmiany, to mnie osobiście ona nie dotknie. Natomiast uderzy w powagę państwa polskiego oraz w jakiekolwiek zaufanie polskiego biznesu do państwa polskiego.
I w ogóle się nie zdziwię, jeżeli konsekwencją tego będzie to, że inni bardzo majętni przedsiębiorcy przestaną wierzyć państwu polskiemu i mimo wszystko będą zakładać dalej te Fundacje Rodzinne za granicą, bo tam takie prawo jest stabilne, nie zmienia się i tam ludzie są przez swoje własne państwo traktowani poważnie. Mamy decyzję Państwowej Komisji Wyborczej odrzucającej z prawozdanie Komitetu Prawa i Sprawiedliwości za wybory parlamentarne z 2023 roku.
Pierwszą konsekwencją tego jest to, że dotacja dla PiS-u zostanie obniżona o 10 milionów zł, ale dużo ważniejszą, dużo bardziej dotkliwą konsekwencją tego będzie to, że PiS może stracić subwencję przez 3 lata, a to już jest koszt rzędu chyba ponad 30 milionów zł rocznie, więc PiS może być biedniejszy o 100 milionów zł, jeżeli sąd najwyższy podtrzyma decyzję Państwowej Komisji Wyborczej. Za co PiS ma stracić subwencję? Za to, że wykorzystywali w trakcie kampanii wyborczej publiczne pieniądze do nielegalnego finansowania swojej kampanii.
W jaki sposób PiS nielegalnie z pieniędzy publicznych finansował swoją kampanię wyborczą? Chociażby poprzez organizowanie pikników 800+, z pieniędzy rządowych, poprzez nagrywanie, przez zbigniewa ziobre spotu wyborczego, który oficjalnie był materiałem Ministerstwa Sprawiedliwości, poprzez wykorzystywanie w prowadzeniu kampanii wyborczej etatowych pracowników różnego rodzaju instytucji, którzy tam zostali zatrudnieni tylko po to, żeby prowadzić kampanię wyborczą, bo to był ich prawdziwy etat, ale formalnie pracowali w jakiejś instytucji. PKW podliczyło, że tego rodzaju hybień w trakcie kampanii wyborczej było 3,6 miliona zł. PiS to tak naprawdę powinien się cieszyć, że PKW kontrolowało tylko okres kampanii wyborczej, bo gdyby podliczyć tego rodzaju rzeczy poza kampanią wyborczą, to ta kwota byłaby oczywiście znacznie większa.
PiS też powinien się cieszyć, że do tej kwoty nie doliczone były te wielkie akcje billboardowe spółek Skarbu Państwa, które w okresie kampanii wyborczej chciały przekonać Polaków, że jest świetnie, a będzie jeszcze lepiej i w domyśle oczywiście dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości, więc do tej pory wszystkie rządy robiły tego rodzaju manewry, że w jakiś sposób próbowali wykorzystać publiczne pieniądze w trakcie kampanii wyborczej na swoją korzyść, ale PiS w trakcie poprzedniej kampanii całkowicie przegiół, to była zupełnie nowa skala wykorzystywania publicznych pieniędzy do przekonywania Polaków, żeby dalej głosowali na tą konkretną partię, więc zgadzam się z tym, że PiS powinien stracić subwencję, ale również powinna ją stracić.
Platforma niestety, PKW przymknęło oko na to, co robiła platforma i odebrała pieniądze tylko PiSowi. Co więcej, PiS sam jest sobie winien, bo teraz politycy PiSu mówią, że PKW jest upolityczniona, że została wybrana przez większość obecnego Sejmu, w związku z czym członkowie PKW muszą być nieprzychylnie nastawieni do PiSu. Tylko wiecie co? To PiS w 2018 roku wymyślił, żeby 7 na 9 członków PKW było powoływanych przez Sejm, więc sami padli ofiarą swojego własnego pomysłu. I znalazłem taki wywiad z Mariuszem Błaszczakiem, gdzie on się z tego tłumaczy, gdzie tłumaczy, dlaczego jeżeli PiS wybiera sobie PKW i odbiera komuś subwencję, to to jest dobre, a jeżeli to samo robi platforma, to jest złe. Posłuchajcie Błaszczaka.
Mówi on tak. My się odwoływaliśmy do pozytywnej teorii polityki jako roztropnej troski o dobro wspólne. Oni się odwołują do argumentów siły. My się odwołujemy do argumentów związanych z rycerskością, związanych z pewnymi wartościami, na których powinna się opierać polityka, do balansu różnych stron politycznych. Więc jeżeli ktoś zabiera pieniądze PiSowi, to jest to argument siły, a jeżeli to PiS komuś zabiera pieniądze, a to już jest według Błaszczaka rycerskość. A wiecie komu PiS odbierał pieniądze? Konfederacji. Zaczęło się jeszcze w 2015 roku po kampanii parlamentarnej partii Corwin. Partia Corwin dostała wtedy 4,76%, przekroczyła więc ten próg 3%, od którego należy się subwencja i powinna była dostać pieniądze.
Ale PKW uznało, że im się pieniądze nie należą, ponieważ w czasie kampanii wyborczej jakaś firma sprzedawała Corwin Energy Drinki. I PKW uznała, że to jest nielegalne finansowanie kampanii wyborczej. Partia Corwin potem oczywiście odwołała się do Sądu Najwyższego i wygrała, ale było ryzyko, że pieniędzy nie dostaniemy. Na tym nie koniec. W roku 2019, w trakcie kampanii parlamentarnej jesienią, na jedno ze spotkań w Poznaniu, jeden z naszych działaczy przyniósł banner z kampanii europarlamentarnej i postawił, bo myślał, że będzie ładnie wyglądać. Taki banner kosztuje 300 złotych.
I wiecie co zrobiła PKW, już ta powołana przez PiS? Uznała, że ten jeden banner za 300 zł pochodzący z poprzedniej kampanii wyborczej, to jest nielegalne finansowanie kampanii wyborczej i zdecydowała o odebraniu całego finansowania Konfederacji. Oczywiście od tej skandalicznej decyzji odwoływaliśmy się również do Sądu Najwyższego. Podnosiliśmy argumenty, że to jest chyba niekonstytucyjne, że serio, za banner za 300 zł chcecie nam odebrać całe finansowanie na 4 lata, że to chyba nie powinno tak wyglądać. Sąd Najwyższy skierował tę sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Tam zamroziła się, nie pamiętam, na 2, 3, 4 lata i niedawno znowu wróciła z Trybunału Konstytucyjnego, który nie potrafił merytorycznie odnieść się do naszego pytania.
Wróciła do Sądu Najwyższego, który dosłownie wczoraj albo przedwczoraj przyznał nam rację. Po 5 latach udało nam się nasze pieniądze uratować. Ale jest jeszcze jedna ciekawa sprawa, o której chyba jeszcze nie mówiłem. PIS w tym momencie obawia się, że nawet jeżeli wygra w Sądzie Najwyższym, to to konkretna sprawa będzie rozpatrywana przez Izbę Sądu Najwyższego, która nie jest uznawana przez obecny rząd za Izbę Sądu Najwyższego. W związku z czym boją się, że nawet jeżeli wygrają w Sądzie, to Minister Finansów podejmie decyzję o niewypłacie subwencji. No i jak myślicie, skąd im do głowy mogła przyjść taka straszna idea, że Minister Finansów na podstawie swojej własnej decyzji zabierze opozycyjnej partii całe finansowanie? To bez zgody sądu.
No skąd oni na to wpadli, że takie złe rzeczy mogą się dziać? Wiecie skąd? Bo sami nam to zrobili! W pewnym momencie w 2019 roku Minister Finansów z PIS-u uznał, no nie uwierzycie, że partia Corwin nie istnieje, a skoro nie istniejemy, to nie należy nam się subwencji. Przez dwa kwartały nie wypłacali nam żadnych pieniędzy, bo według nich nie istnieliśmy. Minister Finansów samodzielnie uznał, że partia, która wystartowała w wyborach w 2015 roku, o mało nie przekroczyła progu wyborczego, dostała 4,76, więc wzięła udział w wyborach, że ta partia nie istnieje i z tego powodu nie będzie wypłacał nam pieniędzy. Oczywiście odwołaliśmy się od tej decyzji do sądu. W pierwszej instancji wygraliśmy.
Sąd wytłumaczył Ministrowy Finansów, że nie może sobie tak uznawać, że jakaś partia nie istnieje i że musi wypłacić nam zaległą subwencję. Niestety Ministerstwo się odwołało do drugiej instancji, gdzie na wyrok czekamy. Więc w tym momencie Ministerstwo PIS-u zablokowało nam pieniądze za 2019 rok, mamy już drugą połowę 2024 i dalej tych pieniędzy nie dostaliśmy. PIS boi się teraz, że Platforma względem PIS-u będzie robiła dokładnie to samo, co PIS robił względem nas. Tylko kiedy robi to Platforma, to jest używanie argumentu siły, a jeżeli robi to PIS, to jest to odwoływanie się do pozytywnej teorii polityki jako roztropnej troski o dobro wspólne.
Jest to odwoływanie się do argumentów związanych z rycerskością i troska o balans różnych stronnic politycznych. W tym samym wywiadzie, gdzie Mariusz Błaszczak podkreśla swoją rycerskość i inne wielkie przymioty, dalej skadrzy się na to, że PIS biedny nie ma pieniędzy na kontynuowanie badań kto będzie najlepszym kandydatem na prezydenta. Bo w PIS-ie nie jest tak, że myślą kto tutaj będzie najlepszym prezydentem, kto będzie podejmował najlepsze decyzje, kto ma najwięcej wiedzy, kompetencje, jakiś cech charakteru, tylko kto najlepiej wypada w badaniach. No i kasa na badania się skończyła, bo subwencji nie będzie i mają teraz problem kogo wskazać na prezydenta. No i mamy trop.
Jarosław Kaczyński zupełnie wprost powiedział, że ich kandydat musi być młody, wysoki, okazały i przystojny. No jeżeli ktoś nie spełnia tych czterech najważniejszych dla funkcjonowania państwa polskiego kryteriów, no to niestety nie może być prezydentem. Powiem wam, że bardziej mi to wygląda na szukanie kandydata do top model, a nie do Pałacu Prezydenckiego. Póki co wiemy z przecieków, że młodym, przystojnym, okazałym i wysokim kandydatem mogą być Tobiasz Bocheński, Zbigniew Bogucki, Jacek Siewiera albo Karol Nawrocki. I jak pewnie zauważyliście, żaden z nich do tej pory nie był pierwszoplanową postacią w PiSie. Kontynuując tradycje PiSu, to są ludzie z drugiego, trzeciego, czwartego szeregu, którzy są młodzi, przystojni, okazali i wysoki. I to są zdecydowanie najważniejsze kryteria w PiSie.
Ja osobiście uważam, że taki kandydat powinien być raczej niezależny, powinien mieć jakieś doświadczenie, wiedzę, kompetencje. Nie wiem czym się charakteryzować, co by wskazywało, że może być dobrym prezydentem, a nie tylko dobrze wyglądać na zdjęciu. Niestety dla Jarosława Kaczyńskiego nie jest to istotne, żeby ten prezydent podejmował słuszne decyzje, bo on nie chciałby, żeby ten prezydent samodzielnie jakiekolwiek decyzje podejmował. Chce oczywiście nim sterować. Kaczyński szuka takiej marionetki, którą sobie postawi w Pałacu Prezydenckim, która będzie tam dla niego pilnowała Żerandola i za bardzo mu nie przeszkadzała.
Wiem o tych postaciach, że prawdopodobnie spełniają te kryterium i być może ktoś z nich zostanie przyszłym kandydatem na prezydenta i zaraz wszystkie media związane z PiSem zaczną namówić jaki to jest świetny kandydat, jaki on ma świetne doświadczenie, którego do tej pory nie miał za bardzo gdzie pokazać, bo był z drugiego, trzeciego, czwartego szeregu. Ale będzie trzeba zaufać, skoro dobrze wygląda na zdjęciu, to na pewno będzie świetnym kandydatem na prezydenta. Swoją drogą to jest ciekawa ta sama świadomość PiSu, bo zamierzają wystawić kogoś, kto nie bardzo jest umoczony w te osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Doszli do wniosku, że prawie każdy, kto się przez ten rząd przewinął, to albo się tam nakradł, albo zrobił jakieś wały, albo zrobił jakieś bzdury, albo zaszkodził mnóstwu spraw i wielu osobom. I trzeba znaleźć kogoś, kto przez te osiem lat nic z tym rządem Mateusza Morawieckiego nie miał wspólnego, bo wtedy dzięki temu ten ktoś wygra. Bo jeżeli wezmą kogoś z tego rządu, to od razu się zaczną pojawiać materiały. Ile to ukradł, ile jego ludzie ukradli, albo jakie głupoty robił, więc potrzeba kogoś niezłużutego, który będzie miał kolejne pięć albo dziesięć lat na robienie kolejnych głupot przekonujących nas, że jednak nie był najlepszym kandydatem na prezydenta. Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w kolejnym odcinku. .