TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
14-letni Olek z Bytomia został uduszony papierem toaletowym. O rok starszy Szymon formował z niego kulki, które wciskał ofierze w gardło i do nosa. Używał też prześcieradła i poduszki, dociskał pięściami i kolanem. Brutalne zabójstwo, do którego doszło w młodzieżowym ośrodku wychowawczym w Łancucie, wstrząsnął całą Polską. 15-letni sprawca był sądzony jak osoba dorosła, ale wyrok, który zapadł, zaskoczył wiele osób śledzących te wydarzenia. Ja nazywam się Bartosz Wojsa, a to jest Pokój zbrodni. 14-letni Aleksander od dziecka wychowywał się w Bytomiu, w województwie śląskim. Nie był jednak grzecznym chłopcem i borykał się z wieloma problemami. Jak donosił dziennik zachodni, uciekał z domu, wagarował. Miało mieć na to wpływ patologiczne środowisko, w którym się obracał.
W końcu w sierpniu 2018 roku trafił do placówki opiekuńczo-wychowawczej przy ulicy Sądowej 5 w Bytomiu. Gazeta Wyborcza ustaliła, że rodzice chłopaka mieli ograniczone prawa rodzicielskie, ale nie byli ich pozbawieni. Nastolatek miał zdiagnozowane ADHD, musiał brać leki psychotropowe. Ojciec wyprowadził się z domu, a matka nie była w stanie samodzielnie poradzić sobie z jego wychowaniem. Olek już jako dwunastolatek miał wejść w konflikt z prawem. W placówce w Bytomiu spędził dwa lata, ale po ataku na wychowawcę decyzją sądu został przeniesiony najpierw do Policyjnej Izby Dziecka w Katowicach, a finalnie do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Łęcucie. 3 września 2020 poddano go izolacji w związku z pandemią.
Nie był na nią przeniesiony przez sanepid, to była wewnętrzna decyzja ośrodka, tak na wszelki wypadek. Zgodnie z wytycznymi, nowo przyjmowani wychowankowie byli kierowani na siedmiodniową kwarantannę. Tych, którzy przybyli w tym samym okresie umieszczano razem. I tak czternastoletni Aleksander trafił do pokoju z piętnastoletnim wówczas Szymonem S. Za zamkniętymi drzwiami zaledwie po czterech dniach pobytu rozegrały się dramatyczne sceny. 7 września 2020 pracownicy placówki zauważyli, że czternastoletni Olek nie daje oznak życia. Po wezwaniu służb lekarz stwierdził zgon dziecka, a sekcja zwłok wykazała, że w jego przełyku znaleziono kulkę uformowaną z papieru toaletowego. Wyszło na jaw, że ktoś mu ją tam wepchnął. Podejrzenia niemal od razu padły na piętnastoletniego Szymona, z którym ofiara przebywała w pokoju.
On także miał za sobą trudną przeszłość. Pochodził z myszkowa, a na swoim koncie miał wymuszenie pieniędzy, dewastację placu zabaw i rysowanie swastek w miejscach publicznych. Ośrodek w Łancucie był kolejną placówką wychowawczą z kolei, do której trafił. To właśnie Szymon zgłosił wychowawcy, że Olek leży w łóżku i prawdopodobnie nie żyje. Zrobił to dopiero po odebraniu śniadania. Na miejsce wyzwano lekarza, który nie mógł już nic zrobić, by pomóc czternastolatkowi. Współlokator ofiary długo nie przyznawał się do winy i twierdził, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią Aleksandra. Dopiero po dwóch tygodniach przyznał się, że udusił Olka. Zaatakował niespodziewanie, gdy chłopiec zasnął. Jest to dla nas ogromny szok.
Mam długi staż pracy, ale to pierwszy taki przypadek śmierci, a jak już dowiedzieliśmy się z mediów, zabójstwa. Mówiła wówczas dyrektor placówki z Bytomia, w której niegdyś przebywał Olek w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim. W toku śledztwa ustalono, że do morderstwa czternastolatka miało dojść w nocy z 6 na 7 września 2020 roku, w izolatce w placówce w Łancucie, w której ofiara została umieszczona ze sprawcą. 15-letni Szymon miał zacisnąć na szyi śpiącego Olka rękę zgiętą w łokciu. Drugą ręką napierał na ciało poszkodowanego. Aleksander prawdopodobnie zaczął się szamotać, próbował się bronić. Wtedy nastolatek owinął jego szyję prześcieradłem i szarpał, zaciskał. Później do ust i nosa chłopca wciskał kawałki papieru toaletowego.
Na koniec chwycił za poduszkę i z całych się przyciskał ją do twarzy czternastolatka. Uciskał też szyję ofiary kolanem. To wszystko doprowadziło do odcięcia dopływu powietrza do jego płuc. Aleksander, jak wykazała sekcja zwłok, zmarł w wyniku gwałtownego uduszenia. Po zabójstwie, jak gdyby nigdy nic, 15-letni Szymon przez kilka następnych godzin przebywał w pokoju z ciałem swojej ofiary. Dopiero przy śniadaniu zgłosił sprawę o wychowawcy. W programie Uwaga TVN wypowiadała się matka zamordowanego chłopca, która przyznała, że musiała oddać syna do placówki wychowawczej zgodnie z decyzją sądu, ponieważ nie dawała sobie z nim rady. Był agresywny, uciekał z domu, a młodsze rodzeństwo się go bało. Pani Agnieszka relacjonowała, że niespodziewanie zadzwonił do niej wychowawca Olka, który powiedział, że ma dla niej przykrą wiadomość.
Pani syn nie żyje, przekazał jej przez telefon. Kobieta wspomina, że myślała wtedy, że jej serce tego nie wytrzyma. Mimo tego, że sprawiał problemy wychowawcze, nie zasługiwał przecież na taki los. Brat uduszonego 14-latka powiedział natomiast przed kamerami, że Szymon, który go zaatakował, zrobił to jego zdaniem z premedytacją. Przyduszał go łokciami, później prześcieradłem, wkładał mu kulki z papieru do nosa i ust. To nie jest normalne zachowanie, wyliczał w programie TVN-u. Dziennikarze informowali, że tej nocy wychowawca miał doglądać chłopców jedynie przez szybę w drzwiach. Dozór był ograniczony, przez pandemię. Robert Tendai, dyrektor niepublicznego młodzieżowego ośrodka wychowawczego w Łęcucie, twierdził w uwadze, że od momentu rozpoczęcia ciszy nocnej wychowawca był w izolatce kilkakrotnie. Ciężko mi powiedzieć, ile dokładnie.
Nie ma przepisów, które regulują, jak należy sformułować procedury postępowania w grupie z kwarantanną. W piśmie nadesłanym przez ministerstwo jest zaznaczone tylko, że wychowanek ma być przez 7 dni izolowany. Tak się tłumaczył. Bliscy ofiary nie mają jednak wątpliwości, że wina leży po stronie ośrodka, który, jak podkreślali, nie dopilnował agresywnego wychowanka. Nikt nie słyszał, że jeden chłopak dusi drugiego na łóżku. On musiał dawać znaki, że coś się dzieje. Mimo tego, żaden wychowawca nawet do nich nie zajrzał, mówił brat Aleksandra. A mama ofiary dodawała, że obwinia ośrodek, ale zadość uczynienia nie chce, ponieważ to nie wróci jej syna. Podkreśliła, że pragnie jedynie sprawiedliwości.
W rozmowie z faktem pani Agnieszka ujawniła, że według prokuratury zgon jej syna mógł nastąpić od 9 do 12 godzin przed stwierdzeniem jego śmierci. Wychowawca twierdził, że był w pokoju cztery razy, ale kobieta w to nie wierzy. Powiedziała reporterowi, że ciało Olka było poobijane, co jej zdaniem oznacza, że przed uduszeniem mógł zostać jeszcze brutalnie pobity. W tej sprawie od razu pojawiły się wątpliwości, czy 15-letni Szymon będzie odpowiadał za swój czyn jako osoba dorosła. Sąd mógłby bowiem uznać, że jest małoletni, więc jego maksymalny wymiar kary oznaczałby jedynie pobyt w ośrodku wychowawczym do czasu ukończenia 21 roku życia. Ogromna presja społeczna i medialna, ale także przerażające szczegóły zbrodni, jak jej dopuścił się nastolatek, sprawiły jednak, że tak się nie stało.
Sąd zdecydował, że Szymon będzie odpowiadał za zbrodnię tak, jak osoba dorosła. Prokuratura oskarżyła 15-letniego Szymona S. o zabójstwo 14-letniego Aleksandra, za co groziła mu maksymalnie kara do żywotniego więzienia. W kwietniu 2023 roku gazeta wyborcza relacjonowała, że chłopak w czasie procesu nie przyznał się do zarzucanego muczynu i odmówił składania wyjaśnień. Nie wiadomo więc, dlaczego tak naprawdę zaatakował swoją ofiarę. Czy pokłócili się wcześniej, czy Olek mu czymś zawinił, a może sprawca chciał go tylko nastraszyć? Czy planował dokonanie tej brutalnej zbrodni? Niezależnie od powodów, nic nie usprawiedliwia tak okropnych czynów, jakich dopuścił się 15-latek. Ostatecznie wyrok w tej sprawie zapadł 24 kwietnia 2023 roku. Prokurator Krzysztof Ciechanowski, rzecznik prokuratury okręgowej w Rzeszowie, przekazał, że Szymon S. usłyszał karę 12 lat pozbawienia wolności.
To oznacza, że sprawca wyjdzie na wolność w młodym wieku, około 30 lat i będzie miał przed sobą całe życie. Nie wykluczone, że wciąż będzie stanowił zagrożenie, jeśli proces resocjalizacji się nie powiedzie. Takiej szansy na dalsze życie on sam nie dał swojej ofierze 14-letniemu Aleksandrowi. W kontekście okoliczności tego zabójstwa i drastycznych szczegółów, które przedostały się do mediów, taki wyrok był zaskoczeniem dla wielu osób śledzących te wydarzenia. Ich zdaniem kara powinna być zdecydowanie wyższa. Gdy nagrywaliśmy ten odcinek programu, wyrok z kwietnia 2023 roku nie był prawomocny. Istnieje więc jeszcze ewentualność, że w wyniku odwołania sąd apelacyjny zdecyduje o podwyższeniu wymiaru kary. Zanim i o ile to nastąpi, w mocy pozostaje wyrok pierwszej instancji, czyli 12 lat pozbawienia wolności. POKÓJ ZBRODNI.