TRANSKRYPCJA VIDEO
Dołącz do Sławka w jego niezwykłej, 3000-kilometrowej wyprawie rowerowej, którą ukończył w ciągu 25 dni. Mimo braku doświadczenia, Sławek przygotował się do tego wyzwania, które okazało się dla niego ważne pod każdym względem - turystycznym, sportowym, duchowym, emocjonalnym i intelektualnym. Śledź jego poszukiwania ukrytych punktów w lesie i ciesz się razem z nim satysfakcją z pokonanych wyzwań. Mimo trudności, Sławek nie przestaje podróżować, nawet kiedy musi zatrzymać się na stacji benzynowej, rozebrać się i udać do toalety. Tłumaczy, jak konserwa i kawa pomogły mu przetrwać podróż i jak ulgę przyniosło mu świtanie. Przeżyj razem z nim samotną podróż rowerową, pełną zmęczenia, ale i satysfakcji. Poczuj wzruszenie, które ogarnia Sławka po powrocie do domu.
Witamy Was serdecznie w kolejnym odcinku No Comment Dzisiaj będziemy rozmawiali o podróżach małych i dużych W zeszłym tygodniu było trochę mięsa związanego z kryptowalutami, a dzisiaj dla odpoczynku będziemy rozmawiać trochę o rzeczach bardziej przyziemnych, czyli podróżach No i tutaj mamy gościa specjalnego który do nas wrócił po dłuższej wyprawie no dwa tygodnie temu już praktycznie, no i teraz Sławku, powiedz gdzie byłeś? I co to było takie wydarzenie, które myślę, że jest znaczące też w Twoim życiu? Na pewno jest dla mnie znaczące, z wielu różnych powodów, o których pewnie zaraz powiemy, ale w takim najprostszym podsumowaniu, w ciągu 25 dni udało mi się wyjechać Polskę, wyjechać z Gdańska do Gdańska na rowerze. Na rowerze, nieelektrycznym. Nieelektrycznym, tak. Nie widziałem takiego memu, czym się różni Łydka.
która powstała na rowerze elektrycznym i która powstała na rowerze nieelektrycznym jest znacząca różnica. Moje łydki po tym przejeździe wyglądały ekstremalnie, ale to muszę powiedzieć, że wpadłem do kani, do biura, wtedy dzisiaj akurat nie było, ale byli młodzi mężczyźni z działu marketingu i muszę powiedzieć, że chyba wzbudziłem w końcu większy szacunek, no bo widzieli moje nogi, które po prostu były. . . one mnie zaskakiwały. Ale pewnie do tego wrócimy. 25 dni, 3000 km na rowerze. Każdego dnia starałem się zrobić ponad 100 km. Miałem chyba 2 dni takiej, nie chcę powiedzieć, że słabszej kondycji. To też chętnie wyjaśnię, ale tam 2 razy chyba zrobiłem mniej niż 100 km. A tak starałem się drałować, drałować, drałować. Bardzo ciekawe przeżycie, zarówno pod względem turystycznym, sportowym, duchowym, emocjonalnym. intelektualnym i każdym innym.
No tak, no bo ogólnie nie jesteś rowerzystą. Nie. W życiu nie jeździłeś dużo na rowerze, to były po prostu treningi przed wyjazdem jakieś tam, a teraz uderzyłeś się z grubego C, startowałeś, jakby że tak powiem. Tak. No bo te wcześniejsze treningi to ile robiłeś dziennie kilometrów, przygotowując się do tego wyjazdu? Po pierwsze powiedzmy sobie, że rozpisałem sobie na początku zeszłego roku akademickiego, czy nawet szkolnego we wrześniu. ile chciałbym zrobić treningów, jakiej długości, to zrobiłem tego, jeżeli dobrze pamiętam, mniej niż 1%. To jest bardzo warto. Zaplanowanego treningu. Tak, bo to jest tak, że ja zrobiłem bardzo dużo przejazdów, takich po 10 kilometrów, wracałem z pracy, wsiedłem na rower i w tej istocie, jak robiłem treningi, to robiłem turystyczne. To znaczy nie jechałem szosą, tylko wyznaczałem sobie punkty gdzieś tam ukryte w lesie, najczęściej w jakichś dolinach.
Jestem geokeszerem, no to po prostu szukałem keszy. Bez względu na pogodę po prostu jechałem. Najwięcej satysfakcji sprawiało mi to, że musiałem brać na ramię ten rower i biegać gdzieś tam w błoto i szukać jakichś miejsc. I tak sobie wyrabiałem intuicję, której mi nie brakuje, bo myślę, że taką intuicję terenową i turystyczną mam. Ale w żadnej mierze nie mam intuicji sportowej, bo ja nie jestem sportowcem, jestem turystą, chociaż chciałbym to kiedyś zmienić. I fakt jest taki, że najdłuższa trasa, jaką przejechałem w ramach przygotowań, nie przekraczała 40 km. No to czyli już po starcie pierwszego dnia przejechałeś więcej niż podczas całego wypadku. Tak, pierwszego dnia przejechałem już chyba 120 km, zaraz możemy zacząć zobaczyć statystyki, bo mam to wszystko pozapisywane. I powiem więcej, ja nigdy nie jeździłem z obciążonym rowerem.
Teraz na tej wyprawie jechałem z rowerem obciążonym trzema sakwami po raz pierwszy. wsiadłem na rower obciążony sakwami, kiedy startowałem. Nie miałem nawet treningu. I muszę powiedzieć jedną rzecz, nie minęło, nie przyjechałem 10 metrów i coś mi się rozleciało na tym rowerze, ale to była jedyna chyba taka awaria, no bo ja faktycznie w ostatnich tygodniach, czy właściwie w ostatnim tygodniu przed wyjazdem miałem jeszcze pewną listę ekwipunku, co muszę wziąć, no i pomontowałem na tym swoim rowerze, no. . .
te wszystkie elementy i na przykład miałem dwa bidony, które były zaczepione na widelcu, czyli na tym, na tej części, która trzyma przednie koło, no i one były źle zamontowane, w sensie od razu jak pojechałem, to wyleciały te dwa bidony, trzeba było to obrócić i tak sobie myślałem, no po prostu wspaniały prognostyk, no nie, jestem ciekaw, czy ja w ogóle dojadę na Wyspę Sobieszewską, dla tych z Was, którzy jesteście z Gdańska, no to wiecie, że to jest jeszcze dzielnica gdańska, ale taka trochę oddalona, ale dojechałem, dojechałem, I nie należy niestety do awangardy ludzi, którzy zapinają wszystko na ostatni guzik i w życiu osobistym, biznesowym i właśnie tam turystycznym, ale uważam to za pewnego rodzaju przewagę. No bo to sprawia, że możesz robić takie rzeczy, o których wszyscy mówią, żebyś nie robił. Tak. No myślę, że to wyzwanie to było dość duże wyzwanie.
No i wszyscy, którzy Cię znają, myślę, że nie mieli wątpliwości, że to ukończysz. Z tym, że były problemy, tak jak wspomniałeś, był trening swoją drogą, a już start swoją drogą. No i powiedz mi, którego dnia zorientowałeś się, że nie będzie tak lekko? Którego dnia? Pierwszego dnia? Mógłbyś mnie zapytać, którego kwadransu? Pierwszego. To już wiedziałem. Kiedy planowałem tę trasę, planowałem ją sobie przez cały rok, to właściwie to jest najprzyjemniejsze, naniosłem sobie na mapę Polski ponad 200. . . Zresztą zróbmy to, jak dostąpimy mapę planowanego przejazdu i w ogóle taką rozpiskę, gdzie napisałem sobie taki skrypt, oczywiście w arkuszach google'owych, gdzie wprowadziłem wszystkie miejsca, które chcę zobaczyć, odległość mierzoną w kilometrach i w czasie przejazdu. Bardzo mi to pomogło, bo kiedy wiedziałem, że muszę modyfikować trasę, to po prostu na bieżąco miałem przeliczane, gdzie muszę kiedy być. Ale dobra, zamierzałem odwiedzić ponad. . .
200 miejsc z zamiarem turystycznym. To w ogóle miał być przejazd przede wszystkim turystyczny, a nie sportowy. Ja jestem krajoznawcą, lubię turystykę i w każdej z tych miejscowości było coś, co chciałem zobaczyć. Właśnie dlatego jak wystartowałem, Ty byłeś jedną z niewielu osób, każdego dnia rozsyłałem plan swojej trasy i bieżącą lokalizację dla rodziny do przyjaciół, żeby było wiadomo co się ze mną dzieje i gdzie jestem. Chciałem to upubliczniać, ale pomyślałem sobie, że. . . to być może by było zbyt niebezpieczne, gdybym się rozsyłał do zamkniętej grupy ludzi. No i pamiętam, że napisałeś do mnie i zapytałeś się, czemu jadę do Malborka, skoro tak naprawdę powinienem od razu na Air Blanc i tak dalej.
No właśnie dlatego, że ja przygotowałem sobie taką trasę, która miała być ciekawa pod kątem kraju znawczym turystycznym. Akurat Malbork jest nam to opuszczalne, bo tutaj mieszkam, ale chodziło mi o to, żeby ten przejazd miał, miał ten aspekt turystyczny, żeby był bardzo silny. To jest pierwsza rzecz, a druga rzecz jest taka, że ja zamierzałem przejechać go drogą turystyczną, a nie szosową. Teraz od razu wytłumaczę, o co chodzi. Po prostu, jeżeli chcemy doświadczyć bardziej turystyki, to wjeżdżamy w las, jeździmy starymi nasypami kolejowymi, jeździmy polami, szutrem. W Bieszczadach miałem taką sytuację, że ja naprawdę rowberem wjechałem gdzieś na jakąś taką bieszczadzką górę. gdzie już nic nie było wkoło, nie było zasięgu, niczego nie było itd. No i taki miałem zamiar.
Taki miałem zamiar, bo tego ja w ogóle myślałem, że ja, jak będę wracał na nocleg, gdzieś tam dojeżdżam, to ja jeszcze będę miał czas na czytanie, wziąłem ze sobą komputer, dwa razy go otworzyłem, ale tylko dlatego, że robię dobrze wszystko, co na nim zrobiłem, wtedy to mogłem zrobić na telefonie. No wiadomo, jestem czasoptymistą, to też jest cecha. albo wada. No i ja już właściwie pierwszego dnia, gdy miałem dojechać do Kaden, a skończyłem w Malborku, chociaż ja w pierwszy dzień, to też jest rzecz, która się za mną ciągnęła przez połowę tej wyprawy. Ja miałem wyjechać rano, wyjechałem o 12. I to jedno przesunięcie wpłynęło na naprawdę ponad połowę mojej wyprawy, bo to sprawiało, że ja bardzo późno dojeżdżałem do mety i późno startowałem następnego dnia. Nie mógłbym tego fatą zatrzymać.
Też chętnie zaraz o tym powiem, po prostu tak się rano czułem. Ale ja już pierwszego dnia, drugiego jak miałem właśnie Elbląg, dojeżdżałem do Kadyn. W ogóle pierwszego dnia miałem dojechać do Kadyn, ale no nie udało się. Ja już miałem świadomość, że ja nie wyrobię tego, choćby nie wiadomo co. W sensie nawet gdybym zdecydował się bardzo mało spać, to czasu mi nie starcza. I odkrycie, zrozumienie tego, dlaczego mi tego czasu nie starcza, to były kolejne dni. I jedyna myśl, kiedy wątpliwości miałem dużo, ale nigdy nie pojawiła się wątpliwości taka taktyczna, a nie ekstremalna. To znaczy nigdy nie pojawiła się taka myśl, nie robię tego dalej, przerywam.
Natomiast przez pierwsze trzy dni, zanim się dojechałem do Suwałk, Gdzie że spotkaliśmy się i trochę mi pomogliście wtedy, możemy zaraz o tym powiedzieć, to ja zastanawiałem się czy nie zmienić trasy i nie jechać na Helsinki, do Tallinna właściwie i tam skończyć. Pomyślałem sobie, ten przejazd będzie prostszy, krótszy, nie ma gór po drodze i nadal jest to jakiś wyczyn. Raczej nie będę miał poczucia porażki, bo to jest ta rzecz, której chciałem uniknąć. Ale pożyciłem ten plan. W sensie powiedziałem sobie, że chciałem zrobić kółko dookoła Polski, to zrobię je. No i w pewnym momencie na bieżąco zaczynałem wprowadzać zmiany. I taką pierwszą zmianę, którą wprowadziłem było to, że ja każdego dnia sprawdzałem, gdzie powinienem mieć metę. I rano jak startowałem, to ustawiałem nawigację, bardzo fajną nawigację rowerową, na metę.
z pominięciem tych kilku albo kilkunastu punktów, które chciałem zobaczyć. Bardzo często przez te miejsca przejeżdżałem tak czy inaczej, ale sumarycznie to oznaczało, że jednak ta kreca mi się skraca. Też muszę powiedzieć, że bardzo mnie to bolało, jak przejeżdżałem przez miejscowości, gdzie tam stoją jakieś cerkwie, muzea, parki narodowe, to akurat nie miejscowości, gdzie ja po prostu chciałem robić dokumentację fotograficzną, zwiedzać, poznawać, notować. Ja w ogóle prowadzę dzienniki z podróży, ale wtedy, kiedy mam czas. No właśnie. Tutaj tego czasu za bardzo nie miałem, ale jak jadę na jakąś taką zwykłą wyprawę, rodzinną, kamperem, samochodem czy coś, to prowadzę dzienniki z podróży, uważam, że to jest bardzo fajne, do których wracam. Tutaj nie było tego. Jedyne dzienniki to były po prostu moje relacje na Facebooku, gdzie dawałem znać, że żyję i jakie są tam moje doświadczenia.
No ale właśnie, to była pierwsza modyfikacja, że po kilku dniach ja zdecydowałem się jechać na. . . na finał, po prostu każdego dnia. Do tego finału rzadko kiedy dojeżdżałem, bo cały czas miałem ten ciężar niedojeżdżania. To też powiedzmy sobie, o której godzinie ja najczęściej dojeżdżałem do mety. To było prawie zawsze pomiędzy 22 a 2 w noc. I no. . . I pamiętam na przykład taką noc, jak dojeżdżałem do Zamościa, tam też chyba byłem o drugiej albo o północy, muszę wam spojrzeć w notatki, bo akurat takie rzeczy notowałem. I ponieważ jeszcze wtedy podejmowałem decyzję, że przejeżdżam całą drogę turystycznie, no to pamiętam, że ostatnie parę godzin ja po prostu jeździłem jakimiś polami. I to było fajne, gdzieś tam dziki wybiegały, jelenie. . .
dzika zwierzyna, ale ostatnią godzinę jechałem jakąś taką drogą polną, która nawet nie była szutrem, po ciemku, z tym ciężkim rowerem, gdzie jechałem w gruncie rzeczy śladami jakiegoś ciągnika. No to wyobraź sobie, co było po prostu. Jeszcze nic nie widziałem, nie mogłem równowagi złapać, ten rower był po prostu ekstremalnie ciężki. No, ale dojechałem do Zamościa i. . . Kolejną modyfikację, którą wprowadziłem, ja ją wprowadziłem na wysokości mniej więcej Bieszczad. Kiedy miałem tę konstrukcję, że w Bieszczadach jadąc trasą turystyczną jechałem jakimś szutrem. Po pierwsze złapałem gumę w miejscu, gdzie nie było żadnego zasięgu i tam różnych innych rzeczy. Jak łapałem gumę, to musiałem cały ten rower rozbierać, ściągać sakwy, wszystko. Dla istności nigdy w życiu wcześniej nie wymieniałem dętki. W ostatnim tygodniu przed wyjazdem poprosiłem kolegę, żeby mi pokazał, jak to się robi.
A miałeś ile razy gumę? Pięć razy. Pięć, ale sześciokrotnie zmieniałem. Też możesz mnie później o to zapytać, jak to jest, że pięć razy ten, a sześciokrotnie musiałem zmieniać. No i faktycznie wyjechałem w tych wystrzelach gdzieś w takie miejsce, gdzie ludzie na piechotę nie idą nawet. I mam nagrania, bo nagrywałem oczywiście w Jan Kamerę, gdzie po prostu jadę taką, chcę powiedzieć, zieloną polaną, ale na zboczu góry. Po prostu najpierw próbuję na nią wjechać. To był jeden z niewielu momentów, kiedy musiałem zejść z roweru i go prowadzić.
Były takie momenty w Achim Góra, bo tak zawsze na tej najlepszej przerzutce próbowałem wjechać, ale wtedy to już myślałem sobie po prostu nie dam rady, umrę, no nie? I mało tego, wtedy też nawigacja w tych Bieszczadach zaczęła mnie prowadzić stromykami wody, że wchodziłem gdzieś tam w wodę i szedłem z tym rowerem, pchałem go idąc taką małą rzeką, no nie? Znów fajne, ale nie wtedy, kiedy po prostu tracisz czas i musisz to jakoś przeżyć i. . . Jak pamiętam, doszedłem do takiego momentu, że gdzieś tam ktoś miał swój prywatny teren. Droga prowadziła przez ten prywatny teren. To było ogrodzone i zamknięte. To był jakiś wybieg dla koni. Nie było żadnego konia, ale znalazłem taką przyczepę, którą się wozi koni, która tam stała.
Ja sobie myślę, Boże, jak ja to teraz przejdę? Próbowałem to obejść do kołaski swoim rowerem, ale tam jakieś drzewa, krzaki, wszystko w nogi mi się zabijały. I pamiętam, że przez to. . . Przerzucałem mój rower przez ogrodzenie i tak sobie pomyślałem, żebym tylko nie stracił entuzjazmu. I o godzinie 17 tego dnia wylądowałem w Komańczy, tam jest takie schronisko, i patrzę na licznik, ile zrobiłem. To był ten dzień, kiedy była guma, właśnie to wszystko, tak mówię. Ja nie mogę, dopiero mam 30 km na liczniku. No i wtedy wprowadziłem kolejną zmianę. Po pierwsze zawarłem pakt od deseusza i powiedziałem sobie, muszę zrobić przynajmniej stówkę jeszcze dzisiaj, żeby mieć te 30. I tak zrobiłem, dojechałem. I to akurat miałem noc gdzieś po stronie wtedy słowackiej.
Ale wprowadziłem kolejną zmianę, że już od drugiej połowy dnia zmieniałem nawigację z trasy turystycznej na szosową. czyli że jadę szosą i to faktycznie pozwalało mi nadrabiać. Mniej więcej gdzieś jak już byłem w Tatrach i dalej, ale właśnie w Tatrach, czyli to już była połowa mojej drogi, czyli tam 12-13 dzień, ja złapałem kolejną gumę. I wtedy zrozumiałem, że muszę resztę trasy, jeżeli chcę w ogóle dojechać do Gdańska w oznaczonym czasie, robić już w całości szosą. Muszę zrezygnować z przejazdów turystycznych, z szutru przede wszystkim. I to sprawiało, że się po prostu jechało szybciej. Mniej się zwierząt spotykało, ale jechało się szybciej. Od tamtej pory nie złapałem ani jednej gumy. I to była taka. . .
To był jakby cykl tych zmian, które ja odkrywałem, że muszę wdrażać, żeby realizować ten plan. Dzisiaj, gdybym tę drogę chciał przejechać, to bym zostawił sobie te 200 parę punktów, ale zaliczyłbym to wszystko szosą. W sensie myślę, że byłoby to nawet możliwe. Zrezygnowałbym z przejazdów nasypami kolejowymi, które są bardzo fajne, gdzieś tam jakimiś górskimi, polnymi drogami. To jest naprawdę fajne. No ale nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. I dla tych, którzy nie mają dużych doświadczeń rowerowych, jazda szosą okazuje się bardzo ciekawa. Bo mamy już tak rozwijane nawigacje rowerowe, że on Ci nie puszcza drogami wojewódzkimi czy krajowymi. Masz po prostu dużo asfaltowych dróg, gorzej Ci się trafi droga z płyt. Ojej, to jest po prostu. . . Bez amortyzacji. Tak, bo jechałem gravelem, celowo gravelem, bez amortyzacji.
Znaczy ta amortyzacja jest na poziomie widelca, ale to chodzi tylko o to, że tam jest włókno węglowe i to trochę nad tym panuje. No, pozwólcie mi zrobić jedną dygresję. Ja nie jeździłem ścieżkami rowerowymi, unikałem ścieżek rowerowych. W ogóle uważam, że ścieżka rowerowa jest bardzo często zaniedbana. Korzenie drzew wystają, albo ktoś wpada na pomysł, że zrobi ścieżkę rowerową z kostki brukowej. No po prostu, wiesz, jak jesteś faktycznie niedzielny rowerzystem, takim jakim ja byłem, jedziesz sobie tam 5 km w jedną stronę, to tego nie czujesz. Jak jedziesz obciążonym rowerem, to. . . to to jest coś, co Ci po prostu rozwala nie wiem, Twój tyłek, Twój kręgosłup zaczyna się boleć, w ogóle nie możesz się rozpędzić, albo jest ścieżka rowerowa i są bez przerwy co chwilę wyjazdy z jakichś domostw. To ten taki niby.
. . Zjazd. Zjazd i podjazd, to jest jeżeli masz ze sobą, nie wiem, dwa tysiące kilometrów już, to to jest coś, co Ci w ogóle rozwala całą podróż. My cały dzień idziemy drogami, taki, znaczy po prostu idziemy ulicami. To też obserwacja. Ściana wschodnia, bardzo otwarta, ludzie podchodzą, proponują ci pomoc. Nawet jak pamiętam w Chełmie wjechałem, tam w Chełmie jest w ogóle na górze, więc wjechałem sobie, pomimo tego, że miałem takie poczucie, że muszę jechać dalej, stracę tutaj, ale powiedziałem sobie, że muszę wjechać i zobaczyć, no nie mogę po prostu drobować cały czas, robiłem parę zdjęć i podszedł do mnie taki starszy mężczyzna i w ogóle zaoferował nocleg, powiedział, że kteszki, dzisiaj jeździłem na rowerze. I takich sytuacji aż do Zakopanego miałem bardzo wiele.
Mniej więcej jak zacząłem się zbliżać do ściany zachodniej, zacząłem rozpoznawać, że w ogóle zmienił się nastrój społeczny, bo tam już nikt ci nie proponuje pomocy, a ludzie trąbią bardzo intensywnie na to, że idziesz na rowerze. Na ścianie wschodniej mi się to ani razu nie zdarzyło, bo ktokolwiek na mnie zatrąbił. Nieważne czy jechałem tam, to było dla mnie bardzo ciekawe. Ja w ogóle żyłem w takim przekonaniu, że jak jest droga rowerowa, ale nie ma. . . zakazu wjazdu na ulicę, to mogę jechać ulicą, mogę po prostu wybrać pomiędzy jedną a drugą. Właśnie się okazało, że przepisy mówią, że jak jest droga rowerowa, to powinieneś jechać drogą rowerową. Jeżeli jest przy ulicy. Tak, chyba że. I starałem się z tego przepisu korzystać.
Jazda drogą rowerową jest ciężka, bo zagraża twojemu zdrowiu życie, jakiś taki jest przepis. No ale ludzie trąbili na mnie i jechali dalej, więc ja nie miałem szansy wytłumaczyć im, że hej, jak chcesz, to się zamień, weź sobie jeźdź samochodem po tej drodze rowerowej. No i tyle. No ale już kończcie ten wątek i oddajcie. . . przepraszam, bo ciągle gadałem, ale. . . Bardzo ciekawą obserwacją dla mnie było to, jak ja się zmieniałem, jak zmieniałem rodzaj trasy, ale też co się działo w mojej głowie przez tę całą podróż. Myślę, że to jest największe odkrycie. Gdybym kiedyś miał napisać artykuł, pewnie na książkę, bo nie ma tutaj materiału, ale jakiś artykuł, czy podzielić się tym wszystkim, to myślę, że to jest największe odkrycie. To, jak w ciągu 25 dni zmienia się w różnych perspektywach czy obszarach.
Pod wpływem ekstremalnego wysiłku. Tak, tak. I wyznaczonego celu. Tak. Dodam inny przykład, bo to, co mówiłem o tych trasach, to było po prostu optymalizacja trasy, ale takim czymś, co nawet mnie zaskoczyło, chociaż jest to zgodne z moją intuicją. to jak próbowałem każdego dnia odnaleźć pozycję, która sprawiała, że mniej bolało. No bo generalnie boli tyłek. Jeśli chciałem o to zapytać, o ten aspekt fizyczny, jak Ty to znosiłeś? Bo jeżdżę bez treningu, 100 km na rowerze, każdy kto jeździł po 4h to wie, jak tyłek boli, jak się zrobi 50 km. Po pierwsze powiedzmy, że o jedną rzecz zadbałem, znaczy myślę, że o więcej, ale jedną rzecz, o której zadbałem to. . . Zrobiłem research, jak uniknąć odparzenia. To znaczy wiedziałem, że jak mi się zdarza odparzenie na trasie, to w gruncie rzeczy może pogrzebać cały plan.
No bo jechać z odparzeniem to był ocierek. Więc korzystałem z kremu, ale nie byle jakiego, nie pamiętam jego nazwy, ale dla rowerzystów jest taki bardzo fajny krem, którym smarujesz tyłek, pakwiny itd. i on chłodzi. Chłodzi i naprawdę nieźle dba o to, żeby się nie obcierać. No i sprzedawca, który mi sprzedawał ten krem w sklepie rowerowym, powiedział, że jedno pakowanie mi wystarczy na taką trasę. Okazało się, że powinienem mieć dwa i nie mogą mnie nigdy na trasie znaleźć. Kupiłem jakiś substytut i czułem, że jadę na substytucie. W drugiej połowie wyprawy, czy tam w trzeciej części wyprawy, w ostatniej, jednej trzeciej, czułem dyskomfort z tym związany, ale nie doszło do obtarcia. Co więcej, ja musiałem w pewnym momencie, właściwie drugiego albo trzeciego dnia, ja odkryłem, że muszę smarować dłonie. tym kremem, w sensie miałem rękawiczki.
Uwaga, jak będzie wielka orkiestra świątecznej pomocy, chciałbym wystawić te rękawiczki na licytację. Nawet jak pojedą za złotówkę dla kogoś. Ale to są rękawiczki. Myślę, że pójdą za więcej. Tak. Celowo, każdego dnia jeździłem w nich. Bez rękawiczek jazda była zupełnie bez sensu. Ale też smarowałem te dłonie, bo ja już szybko zobaczyłem, że one po prostu się obcierają. No i udało mi się uniknąć obtarć, również ponieważ obejrzałem pięć filmów na YouTube i stałem się ekspertem od przejazdów ekstremalnych, to dowiedziałem się na chwilę, tego dnia jak wyjeżdżałem, rano jeszcze obejrzałem taki film, ja tego nie wiedziałem, że jak wkładasz ciuchy rowerowe, to jest z pieluchą, to nie wkładasz bielizny. Każdy rowerzysta o tym wie. Taki, który jeździ na trasę, ja tego nie widziałem. No okej.
Wkładasz spodnie rowerowe, wkładasz na gołe ciało, żeby uniknąć w ogóle dodatkowych optarz, no bo kiedy masz bieliznę, to masz. . . Szwy. Szwy to jest jedno, ale masz jak gdyby warstwę pośredniczącą, która jest potrzebna, no po prostu. I mało tego, ty nie smarujesz tylko swojego ciała, tylko smarujesz tą poduszkę też. To też nie było zgodne z moją intuicją i ten moment, jak to wkładasz, to. . . W pierwszych momentach mam wrażenie, że się sikał. Nie musisz to rozejść. Ale dbałem o to. Zapytaj mnie później, jak sikałem. Bo to jest. . . Ale wracając do bólu. Ból, który najbardziej mi doskwierał, to ból oczywiście tyłka i powiedzmy pleców, grzbietu. Na samym początku. To, co jak gdyby zobaczyłem, to to, że ja z dnia na dzień odkrywam pozycję na tym rowerze, co sprawia, że boli mniej.
To była głównie pozycja leżąca. Taka, ona znowu, jak jeździsz krótko na rowerze, to ona jest nieintuicyjna. Jazda taka, że ty jedziesz w takiej pozycji leżącej, myślisz sobie, dlaczego tak rowerzyści jadą? No pewnie niektórzy jadą tak, bo to jest pozycja aerodynamiczna, ale turystycznie nie ma to sensu. No ma to sens, bardzo duży. Dlatego, że wtedy nie boli. To opierasz się wtedy na ramionach. Ja niestety tak się opierałem, bo miałem baranka i tutaj zapłaciłem za to, że mi palce wysiadły, musiałem to później jakoś naprawić, ale teraz wiem, że jakbym jechał na taką trasę, to dorobiłbym sobie do kierownicy takie na łokcie, że ty się opierasz. I to jest pozycja, która sprawia, że. . . że po pierwsze jedziesz szybko. Odciążasz kręgosłup też. Oczywiście tylko wtedy, kiedy masz płaski teren.
W rozumieniu nie, że pod górkę na dół, tylko że ten asfalt jest dobry jako idź. Bo jakiś dziurawy to musisz jechać wyprostowany, bo to nie da rady. Ale właśnie, chodzi mi o to, że ja każdego dnia odkrywałem takie rzeczy, coś co mnie najbardziej doskwierało, to szukałem poprawy podświadomie. I tak sobie pomyślałem, było dużo rzeczy, które mnie wkurzało na tym rowerze, ale one nie były dolegliwe. Na takim znaczeniu, że one były dolegliwe, ale nie w sposób taki, który sprawiał, że chciałem to poprawiać. I tak sobie pomyślałem, to była jedna z moich takich refleksji filozoficzno-ekonomicznych. Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy i Ty przechodzisz i udzielasz mu tej pomocy na takiej zasadzie, że załatwiasz za niego wszystko. to on nigdy nie doceni, bo to jest inny aspekt. To nie jest pomoc systemowa.
Ale jeżeli ktoś doświadcza dolegliwości, po prostu coś mu przeszkadza, nie ma pieniędzy na życie, co do garnka włożyć, dzieci chorują, a ty tylko jak gdyby stymulujesz, ale on musi sam szukać rozwiązań, to nie to, że ma satysfakcję z tego, To wchodzi w pewien nawyk, to się staje systemowe, petryfikuje się, jeżeli chodzi o pewne rozwiązania życiowe. Ja to widziałem u siebie na rowerze. To, co mi przykazało, bolało, sprawiało, że ja naprawdę znajdowałem rozwiązanie. A to, co mnie po prostu wkurzało, ale sobie myślałem, a, daję radę, to nie znajdowało rozwiązania. Mniej więcej w połowie trasy znalazłem, starałem się serwisować rower tak co trzeci, czwarty dzień, czyli wynosmarować łańcuch, dopompować koła. Staram się robić to samodzielnie, ale czasami znajdowałem jakiś serwis. Prawie zawsze jak ludzie dowiadywali się, właściwie zawsze serwisanci jak dowiadywali się co robię, to nie brali ode mnie kasy.
Raz gościu nie widziałem w sobałkach, bo mu ją tu nie powiedziałem, to skasowały mnie cztery dychy. Ze względu na smarowanie olejem, wyczyszczenie łańcucha itd. A może to po prostu sobałki, nie wiem. A tak to zawsze była taka pomoc. Raz w Bielsku Podlaskim. Przyjechałem właśnie do serwisu i facet daje mi do ręki jeszcze olej do smarowania łańcucha. Ja nie chciałem mówić, że ja mam swój, ale on daje i mówi, nic pan nie płaci. I on mówi, masz żebym zrobił coś takiego jak pan. Mówi, czekam, masz przyjemną emeryturę i chcę to zrobić. No ale właśnie, w połowie trasy znalazłem taki sklep po stronie słowackiej. Dwóch zapalańców go prowadziło, wymieniłem pedały. na takie inne i wymieniłem, właściwie dużo rzeczy powymieniałem wtedy, ale przede wszystkim wymieniłem siodło.
I od tamtej pory nie było już ani razu problemu z kręgosłupem. Miałem dobre siodło i ja oczywiście każdego dnia, od pewnego momentu smarowałem się Voltarenem, żeby może on też dużo dawał, bo on znieczula i. . . Łodzi też. Tak. znieczulach, chłodzi i jakby działa przeciwzapalnie. To jest w ogóle bardzo ważne. Miałem wypadek jeden, możesz mnie o to zapytać, albo nagram to kiedyś w innym odcinku, i bardzo szybko jechałem z rozwalonym barkiem w oltarę. Nie płacą nam za reklamę, rozwiąza je ten problem. No to Sławku, to teraz powiedz mi, bo ta część pierwsza, to była chyba najtrudniejsza, bo wjeżdżałeś pod górę. Przez Bieszczady, później aż w Tatry. Środkowa czy inna? Środkowa. Podejrzewam gdzieś na wysokości między Białorusią a Ukrainą, już zaczęło się górzyście.
Coraz wyżej, coraz wyżej Tatry, no i później zjazd w dół. Która z tych części najtrudniejsza była dla Ciebie do przejechania? Jeżeli chodzi o obszary górskie, to najpierw był etap karpacki, czyli Bieszczady i Tatry. Tam oczywiście po drodze są Beskidy, ale powiedzmy Bieszczady i Tatry dało się najbardziej zauważyć, bo mi w ogóle zależało na tym, żeby nawet jak mnie nawigacja próbowała prowadzić jakby obok, bo tak można było to zrobić, to że jednak wyznaczyłem sobie tak tę trasę, żeby zaliczyć najważniejsze punkty. Tak na przykład dojechałem do Zakopanego, no nie? No właśnie, Zakopane. Byłem w Zakopanem, mam zdjęcie, w nocy już stoję pod tablicą Zakopanej i się śmiecham, a później po wyjechaniu z tej części Karpackiej, no to w Polsce mamy tam. . . krótką przerwę i zaczynają się Sudety.
No więc Karpaty, Sudety, przy czym z Karpat wyróżniam oczywiście, tak jak powiedziałem, Bieszczady i Tatry, te takie najwyraźniejsze obszary. No i Bieszczady były najciętsze z kilku powodów. Po pierwsze, to był mój pierwszy wjazd w góry tam. Po drugie, wtedy jeszcze jeździłem czasami turystycznymi. Przez Tatrę przejeżdżałem. . . Także jeszcze jeździłem trasą turystyczną, ale w pewnym momencie zjeżdżałem już na szosę. A tę decyzję, żeby to zmienić, podjąłem dopiero po kilku przejazdach bieszczadzkich. Tam oczywiście są największe przewyższenia. I nawet pamiętam, w Zakopanem miałem problem z dopompowaniem koła. Przez to, że obciążałem mocno rękę, straciłem siłę w rękach, żeby. . . pompką taką zwykłą do pompowiedzi do pewnego ciśnienia znalazłem kogoś, kto zdecydował się mi pomóc dopompować, zrobić szybki serwis i jeszcze nakarmić.
I pamiętam, że ten człowiek, którego pozdrawiam, on wie o kim mówię, jakby pokazałem mu, jak jadę dalej, bo było przede mną jeszcze tam przynajmniej z 50 km, już było ciemno. Mówi, zostaw mnie na noc, ja powiedziałem, jadę dalej, muszę jechać dalej, nie ma możliwości, żebym nie jechał dalej. I pokazałem ją trasę, mówi, nie jedź tędy. Nie jedź tędy, bo nie przejedziesz. To jest po prostu taki podjazd, że zwariujesz. I ja mówię, Adam jadę, jadę, bo tak sobie zaplanowałem i tyle. I faktycznie to była kwestia godziny, gdzie po prostu pchałem ten swój rower pod górę i ja miałem problem, żeby go wetknąć, chociaż to był asfalt, bo boki były wiesz, hotele, schroniska itd. , ale później. . . Przez dwie godziny praktycznie zjeżdżałem bez pedałowania. To jest fajne, przez chwilę musisz. . . Potem trzeba podjechać pod górę następnie.
No, ale to już było tak. Ale ja naprawdę zjadłem frukta kilkudniowych podjazdów i na końcu tego, wiesz, podjazdu ekstremalnego. No i jak już byłem w tej części sudeckiej, to było prościej, bo to są niższe góry. Już tam wszystko robiłem na szosie i było po prostu prościej. Natomiast to też jest taka ciekawostka, że ja przez te góry miałem takie przekonanie, które mi się spetryfikowało, że zrobienie 120 km to jest dla mnie po prostu wielki wysiłek. I myślałem, że więcej nie dam rady zrobić. Jak zrobiłem 120-130 km, to ja byłem bardzo zadowolony. I nawet pamiętam, że zadzwonił do mnie. . . inny Adam, który śledził moją trasę na bieżąco i mówił tak, Sławek, skończysz wypad w Szczecinie, nie dojdziesz do Gdańska.
I tak sobie pomyślałem, kurde, jak możesz takie rzeczy mówić? Znaczy tak sobie pomyślałem, trochę mi zagrał, ale tak niedużo, ale troszkę tam w jak mi strunę uderzył. I tak sobie pomyślałem, no tak, ale ja jestem daleko, niby zgodnie z planem. No bo tak jak powiedziałem, ja sobie prowadziłem czas przejazdów, ale zostało mi tydzień, a ja jestem gdzieś tutaj na ścianie południowo-zachodniej. No ale to, jak już zjechałem z tych gór, to okazało się, że ja dziennie potrafię naprawdę walić dłuższe odległości, po 160 kilometrów i przejeżdżać po prostu szybciej, dlatego że to już był płaski teren, szosa. To całe obciążenie, które ja zrzuciłem, czyli już nie przejazd trasą turystyczną i w ogóle brak gór, to sprawiało, że ja to po prostu. . . Także byłem zaskoczony. Co więcej, kolejny nawyk, który mi się zmienił.
Ja, ponieważ zrobiłem ten przejazd w całości na diecie carnivore. Właśnie, chciałem do tego nawiązać, bo to jest ciekawe. Nie wszyscy z Was wiedzą, co to jest dieta carnivore. Dieta carnivore to jest dieta oparta na samym mięsie i jajkach. Mięso, ryby, jajka. Produkty pochodzenia z władzy. No i tutaj Ty też tę dietę zacząłeś miesiąc przed wyjazdem praktycznie. W maju, na początku maja. No to trochę więcej, dwa miesiące wtedy. No i powiedz mi, jak odczucia związane z tą dietą? Bo ciężko jest zrozumieć ludziom, że można przejechać taką trasę bez dostarczania żadnych węglowodanów dla organizmu, bo dodajmy, tu nie ma żadnych węglowodanów w tej trasy. To są same tłuszcze i same białka.
Jak to znosiłeś i jak teraz się czujesz w ogóle po tym przejeździe? Jak twój organizm? Bo to też jest bardzo ciekawe według mnie. Wysiłek taki duży. Dajmy na rzecz, że to jest moja pierwsza życiowa dieta. Nigdy wcześniej nie byłem na żadnej diecie i raczej nie należałem do kręlicy odżywiania. O tak jest to powiedziane, że mówię z delikatem. Tak, nie wchodzę w szczegóły. No bo te twoje właśnie śniadania, gdzie pisałeś, że zjadłeś 14 jajek na śniadanie. Tak, tak. Po prostu niewiarygodne. No więc na początku maja podjąłem decyzję o tym, że głównie z powodów zdrowotnych, podejmuję ten eksperyment, żeby przyjść na dietę mięsożerców. Niektórym się ta dieta kojarzy z keto, bo to jest rodzaj diety ketogenicznej, ale bez warzyw, zupełnie bez warzyw, bez owoców itd. I to jest ważne.
Ja jednego dnia odstawiłem cukier, który był bardzo istotnym elementem mojego życia. Bardzo szybko odstawiłem alkohol. Nie. . . na początku maja, ale później, odstawiłem, co jest szczęścią, wszystkie produkty mączne. Chodzi mi o to, że to jest bardzo duży szok dla organizmu. Natomiast na tą wyprawę wzięłem taki emergency pack, czyli 4 batoniki miałem w sakwie i jeden napój energetyczny. Tak na wszelki wypadek powiedziałem sobie, że będę gdzieś umierał, coś tam, no, trzeba mieć świadomość, że się coś takiego ma. Przywiozłem te wszystkie rzeczy. Przywiozłem i naprawdę byłem z tego powodu bardzo dumny. Po pierwsze, wracając do diety, do tego przyjazdu, jak twój organizm korzysta z tłuszczu, to to jest chyba najlepsze paliwo, zdecydowanie lepsze niż te węglowodane. Po drugie, jeszcze zanim powiem o swojej wydolności, ja Chcę powiedzieć, że przez całą tę trasę bardzo dużo słuchałem.
I to nie muzyki. Podcastów. A podcastów i książek. Bardzo dużo. Bardzo dużo. I mówię o tym dlatego, że najczęściej jak słuchamy podcastów, czy właśnie jakichś audiobooków, to po paru godzinach jakby nasz mózg się męczy i już nie chce przyjmować tych informacji. Ani razu tego nie miałem. Nie wiem, czy to jest efekt tego wysiłku, czy efekt diety. Ja mogłem. . . Chciałbym teraz jeszcze pogadać o motywacji, jak czekałem u siebie motywacji, ale ja mogę cały czas słuchać i ja myślę, że to jest właśnie efekt diety. Natomiast fakt jest taki, że ja rano jak wstawałem, to miałem dołek energetyczny. Nie potrafiłem tego jakoś pokonać. Może dlatego, że ja przejeżdżałem po prostu tutaj po nocy albo drugi w nocy.
Rano jak wstawałem, szedłem na śniadanie, no bo no właśnie, nie spałem pod namiotem, tylko spałem w hotelach. Zawsze, zawsze tak dobierałem te noclegi. Oto. . . To było dla mnie ważne, żeby po prostu zjeść śniadanie i spać, żeby nie rozkładać namiotu. I pierwsze kilka godzin zawsze było dla mnie ciężkie, żeby się rozpędzić. Nawet jak zjadłem śniadanie z 10 jajek, to wczytywało się to później. W pewnym momencie odkryłem kuloodporną kawę. No bo ja nie zrezygnowałem z tego. Kawa z masłem. Kawa z masłem, tak. I to bardzo szkodowało mi kalorie na początek dnia. Ja odczuwałem tą energię. Ale znowuż przez pierwszą połowę trasy to było tak, że ja przejeżdżałem 20 km w bólach, z takim o tym pieniem, było mi ciężko, robiłem pierwszą przerwę, gdzie dojadałem. Bardzo dużo rzeczy dojadałem, brałem jakichś stek, rybę, mięso.
Tam gdzie jadam, to ludzie w ogóle zastanawiali się skąd przeleciałem. Bo zawsze musi się tłumaczyć, że bez surówki, bez frytek, bez panierki. Że samo mięso, tak naprawdę samo mięso mi wystarczy i sól. do tego poproszę, bo wcale musisz bardzo dużo przyjmować na tej diecie. Ale uwaga, w pewnym momencie przyjąłem takie założenie, że nie zatrzymuję się po 20 km, bo to sprawiało, że jakby ten dzień był taki rozbity, że jadę 3 godziny, choć mi nie wiadomo co, że muszę przetrwać 3 godziny. I okazywało się, że jak ja przyjąłem ten plan, jakby takie rozwiązanie, to To i tak widziałem, że po tych 3 godzinach jest nagroda w postaci przerwy. Właśnie, bo tak się motywowałeś, ustawiałeś sobie celi, liczyłeś, zaraz będę mógł odpocząć. Tak, w pewnym momencie to zaraz rozwinę, bo myślę, że to też było dla mnie odkrycie.
I jak wprowadziłem ten plan, że pierwszą przerwę robię, no w ogóle, że przerwę robię co 3 godziny, to okazywało się, że ja w te dni, od tego momentu, miałem większą gondolność kilometrową. Bo mniej więcej po tych 3 godzinach, To oczywiście zależało od tego, czy jeszcze byłem w terenie górskim, czy już na płaskim, ale robiłem ponad 50 kilometrów. Rozumiesz, czyli masz początek dnia, cały czas jeszcze względny i myślisz sobie, wow. Pół trasy zrobiony. Tak. Drugą przerwę robiłem po kolejnych trzech godzinach. No i to już był taki mniej więcej popołudnie wieczór i najczęściej już miałem ponad stówkę. I w pierwszej połowie wyprawy ponad stówkę to już dla mnie było coś takiego, co myślałem sobie, okej. właściwie to mogę myśleć o przerwie.
A to była kolacja i od samego początku miałem takie zwyczaje, że na kolację wyciągałem telefon i ustalałem sobie, gdzie mogę dojechać. Jeszcze tak liczyłem. Najczęściej próbowałem sobie dobrać tak, żeby dojechać dalej niż myślę, że dojadę. Dalej to znaczy 15 kilometrów sobie dorzucałem, coś takiego. To się nazywa pakt od Zaseusza. Zawsze działało. Zawsze byłem wkurzony później, że tak sobie zrobiłem, ale generalnie. . . Trwałeś przecież. Tak, trwałem. No i zwracam uwagę, że po tej pierwszej przerwie w ciągu dnia, to mój status energetyczny był bardzo wysoki. Ja mi się dobrze jechało. Dobrze pod względem i fizycznym, i pod względem intelektualnym, mentalnym. Ale poranki były powiedzmy ciężkie. Dowiedziałem się ostatnio, że dieta karniwory, czy ketogeniczna w ogóle, czyli odstawienie moglowodanów, właśnie nadają się dla sportowców. długodystansowych.
Jeżeli chcesz być sportowcem takim, co tam sprintem robi 300 metrów i to tutaj węglowodany są potrzebne albo. . . One szybko dostarczają energii. Tak. Grasz, nie wiem, w piłkę nożną, to być może tam potrzebujesz. No ja nie gram w piłkę, ani w squasha, ani w tenisa. Kiedyś próbowałem zagrać w squasha, myślałem, że umrę. I to chyba tak jest, że takie bardzo intensywne, krótkie wysiłki mnie. . . rozbijają, ale długi wysiłek rozłożony w czasie, gdzie to ja decyduję o obciążeniu, nie rozbijają. No tak, ale to jeszcze nie bądźmy tutaj, powiedzmy sobie wprost, miałeś doświadczenia z długimi przeprawami, bo też wycieczki w góry czyń straszne po kilkadziesiąt kilometrów. Tak, bo ja jestem właśnie turystą, długodystansowym, nie pichurem. Tak, faktycznie, jak jeździmy w góry, uwaga, co dwa, trzy miesiące ja montuję ekipę.
z różnych środowisk i jedziemy za każdym razem w trochę inne góry i dwa dni po prostu łazimy, po 12-13 godzin dziennie, ale zawsze tak dobieramy trasę, żeby ci, którzy mają mniej sił, żeby mogli się odłączyć i tam poczekać dzień i dzień. Więc jeżeli chciałbyś dołączyć do takiej wyprawy, po prostu napisz to w komentarzu, jakoś dam Ci znać, jak dołączyć do naszej grupy. Tutaj doświadczenia mi brakowało, więc korzystałem z tamtych doświadczeń. Może powiem o motywacji. Tak, to jest bardzo ciekawe. Nie ma co ukrywać. To jest tak, że miałeś na pewno górki i dołki. Tych dołków podejrzewam przez ten brak treningu i wysoko postawioną poprzeczkę celu. Było trochę tych dołków, podejrzewam.
Jak sobie radziłeś z tymi momentami, kiedy podejrzewam, że dużo osób by się poddało, albo po prostu skróciło trasę o połowę, wzięło sobie dzień odpoczynku, bo dodajmy nie miałeś ani jednego dnia odpoczynku całego. To jest ślawe. Myślał o dnie odpoczynku. Pamiętam, że raz zadzwoniłem do Agnieszki, do mojej żony, która kibicowała i tam nadzerwała całą trasę. I mówię, Aga, wiesz co, myślę o tym odpoczynku. Myślę, żeby sobie dzień zrobić, przerwy. Ja też miałem ubawę w środku taką, że jak już to zrobię, no to bardzo szybko będę myślał o kolejnym dniu odpoczynku albo, że to się jakoś skończy. No właśnie skończy się nie wiadomo czym. Ja pamiętam, że Aga powiedziała musisz jechać. Zgadzam się z Tobą, muszę jechać, ale daję sobie prawo do tego dnia odpoczynku, natomiast wprowadzam pewien zabieg.
Jak chcę odpocząć, to przynajmniej muszę wyjechać na rowerze i zrobić 30 km. I daję sobie prawo do tego, żeby po tych 30 km powiedzieć, że już nie robię dalej. I zawsze to było tak, że jak wyjdziesz, to już chcesz jechać. Chcesz już. Więc to słyszałem, że ktoś nie może się wziąć za jakąś robotę. Nie wiem, za odpisanie komuś na maila, albo napisanie raportu, czy ten, ten. To dajesz do tego, czego nie robić, ale zacznij. Tak. Zacznij i to wystarcza bardzo często. Natomiast jeżeli chodzi o. . . Kiedyś czytałem wywiad z Karasiem, z naszym chyba najbardziej znanym Iron. . . Ironmanem. Ironmanem. Wiem, że wzbudza kontrowersje różne, ale wiadomo, że to jest człowiek, którego w jakiś sposób podziwiam. Chciałbym kiedyś w ogóle wystąpić w Ironmanie.
I to nie takim pojedynczym, tylko od razu myślę o trzykrotnym. To moje marzenie. Ok. Marzenie jak będzie. Wszystko przed tobą. On jak udzielał odpowiedzi na wywiad, znaczy na pytanie w wywiadzie jak się motywuje wtedy, kiedy wie, że tam ma do przebiegnięcia jeszcze z 500 km, no bo ten wali tam jak się rumerów pod rząd, no to on mówi nie myślę o mecie. To parafrazuję, bo już nie będę dokładnie jak on to powiedział, ale on mówi nie myślę o tym, że na metę dobiegnę tam za kilkanaście godzin. Myślę o tym co tu i teraz. i o najbliższej nagrodzie. A dla niego najbliższa nagroda to było to, że on na przykład mógł 15 minut pospać.
W ogóle na Euromanii jest tak, że nie możesz spać dłużej niż 15 minut, bo dochodzi do jakiegoś tam, wiesz, kwas mlekowy się upalnia i to i tak. Więc to jest tak, że jak masz krótką przerwę, zamykasz oczy, to już Cię budzą, no nie od razu. Albo myślał o tym, że zje. Oczywiście, co on tam jadł, no na Euromanii jest w lele, no bo nie możesz nic nie tego. . . Ale to była taka dla mnie nagroda i tylko na to się skupiałem. Więc ja w sytuacjach takiego dużego kryzysu, zwłaszcza w nocy, rano myślałem o tej przerwie z jedzeniem, ale nauczyłem się w ogóle cieszyć tą chwilą, która trwa. I wyrobiłem to sobie bardzo mocno. Cały czas słuchałem podcastów i książek bez przerwy.
Ja nauczyłem się cieszyć tego, czego w tej chwili słucham. Tutaj też chcę powiedzieć, że przesłuchałem prawie wszystkie książki o Wiedźminie. To była moja zaległość. Andrzeja Sapkowskiego, w ogóle teraz niezwykle, bo Sapkowski wydaje właśnie po wielu latach przerwy kolejną książkę o Wiedźminie, jestem ciekaw co tam będzie. Więc ja w ogóle, mi się ta historia podobała, kilka razy miałem w ogóle taką sytuację, że, i to było straszne, jadę pod górę, jadę pod górę, słucham i tam się zdarzyło coś naprawdę ekstremalnie śmiesznego i zaczynam się śmiać, nie mogę wjechać po prostu. Tak, były takie sytuacje, ale skupiałem się na tym co ty i teraz i ja przypominałem sobie. . . Jak miałem tę chwilę refleksji, takie biznesowe momenty w życiu, kiedy szło bardzo źle. to pamiętam co mnie wtedy podtrzymywało na duchu.
Wiele rzeczy różnych, bo to oczywiście jest złożony temat, ale myślałem sobie skup się na tym zadaniu, które robisz. Nie skupiaj się na tym, że masz długi, nie skupiaj się na tym, że nie wiesz jak będzie tam za tydzień to się wydarzy. Skupiaj się na tej robocie, którą robisz w tej sekundzie i po prostu rób ją jak najlepiej. Choćby dla sportu. Choćby dla sportu to nabierzesz doświadczenia i to działało również na rowerze. Ostatniego dnia, jak wiesz, zepsułem tak. to chciałem jeszcze o tym powiedzieć, bo ostatniego dnia planowaliśmy przywitanie Sławka, ale Sławek zrobił wszystkim niespodziankę i przyjechał bezpośrednio z koło brzegu. Tak. Bez przystanków. Tak, tak.
To znaczy ja naprawdę zamierzałem zrobić nocleg gdzieś tam w okolicach Słupska, ale ja już czułem, że jak widziałem po tej mapie, mówię, on już jest tak blisko, że on sobie nie odpuści, on na pewno już. . . I mówię. . . Jak gdybym jechał, to już bym się nie zatrzymał, bo to już jesteś tak blisko domu, rzut baretem. Ostatnie, tak, ostatnie. . . Ile to było kilometrów? 240. 240 kilometrów ostatniego dnia, po całej trasie bez przystanku ani jednego dnia. Ostatnie, no tak, ostatnie doby właściwie trzeba powiedzieć, bo ja z Kołobrzegu wyjechałem koło godziny chyba 10, 11, a. . . 630 chyba było. Koło 7, koło 7, tak, 7. To było tak, że właśnie dojechałem do Słupska. Tam miałem kolację i wyciągnąłem sobie telefon, żeby zaplanować, dokąd dojadę dalej. I wtedy ja już wiedziałem.
To jest też niezwykła rzecz, że czasami jak gdzieś tam w głowie mojej kiełkują jakieś pomysły czegokolwiek, to ja już nawet się nie przyjmuję, że one są na bardzo wczesnym etapie wyobrażeń. Bo ja mówię, to niech one dojrzewają. To za dwa lata albo za trzy zrobię coś, co mi się teraz tutaj pojawiło, bo już ta myśl się pojawiła. Pamiętam, że ja byłem przed Słupskiem jeszcze jakieś tam 15 kilometrów i już się cieszyłem tym, że będę miał jedzenie, ale już się cieszyłem, że jestem w województwie pomorskim, bo minąłem takie miejsce, na co ja zrobiłem zdjęcie, że jestem w swoim województwie. I zadzwoniła Agnieszka, moja żona i ja mówię, Aga, wiesz co, pojawiła się myśl i boję się, że ja z niej skorzystam, żeby wracać dzisiaj do Gdańska.
I później się okazało, że Aga zorganizowała przyjęcie niespodziankę i w ogóle ludzie dzwonili, co ja robię, takiego i tego, ja w ogóle tego nie skojarzyłem, już byłem chyba taki zmęczony. I faktycznie siedzę na tej kolacji i mówię, dobra, wracam. Wracam do Gdańska, przyjadę przez Kaszubę nocą i faktycznie 240, strasznie jestem z tego powodu dumny. Dla mnie to jest ważne, że ostatni odcinek po prostu tak z grubej rury powoliłem. Jechałem nocą, pamiętam, w pewnym momencie po prostu marzyłem o tym. Marzyłem, żeby napić się kawy, bo już mi się oczy zamykały i myślałem, gdzie tutaj jest stacja benzynowa. No i dojechałem do pierwszej miejscowości, to były chyba Sierakowice, zamknięta stacja. Znalazłem drugą stację, też zamknięta i pamiętam, to była chyba druga w nocy, tak oparłem się o ten rower i tak stoję.
I jakby wiem, że muszę dojechać, ale jest takie. . . No czułem się jak taki. . . Nie chcę. . . To jest jedyne słowo, które mi przychodzi teraz do głowy, cygan. Ale to nie jest chyba dobre określenie. I tak tempo patrzyłem się w punkt na tej stacji benzynowej i myślałem, co ja teraz mam zrobić. I myślałem sobie, no zaraz muszę wziąć się i jechać dalej. Tam jeszcze było wyzwanie, też może mam to powiedzieć sikaniem, mówiąc wprost. musiałem się cały rozebrać, żeby pójść się załatwić, to była wielka logistyka. Ja już straciłem wtedy władność w palcach, totalnie. Miałem ścisk na kierownicę, ale w palcach nie miałem, więc rozpięcie kurtki, zdjęcie szelek, tego wszystkiego, to zawsze był dla mnie duży problem, ale wiedziałem, że muszę się załatwić.
Miałem zawsze konserwy przy sobie, więc myślałem, że muszę coś zjeść. Absolutnie nie miałem ochoty na jedzenie, ale wiedziałem, że muszę, żeby mieć energię. I nagle się okazało, że na zapleczu siedział facet. Po prostu była zaniknięta stacja benzynowa, ale wpuścił mnie, zrobiłem sobie kawę, pół godziny usiadłem na krawężniku, zjadłem konserwę. Ja pamiętam, bo pisałem jeszcze do Ciebie, bo wyjechałeś, i mówię Ci, że trzeba ujechać, odpuścił. To było ile kilometrów przy Tudańskim? 40? 45. I co? Jakoś mi. . . No to były sierakowice. Jeszcze po drodze miałem kartuzy, wiedziałem, że kartuzy to będzie wjazd pod górkę. Kartos jest na górach, na takiej górze wysokiej. To pamiętam z lat młodzieńczych, że kiedyś, jako nastolatek zrobiłem sobie taką wyprawę powyższych kilometrów, pojechałem do Kartos. I sobie myślałem, że w życiu tam nie wjadę, jak już tam. . .
to po prostu idzie cały czas pod górę w pewnym momencie, ale wjechałem i zapamiętałem, że to jest miasto na górze. No ale minęło to pół godziny, czterdzieści minut, zrobiłem wszystko, co miałem zrobić, wsiadłem i zacząłem jechać i. . . w pewnym momencie zaczęło się przejaśniać i to już wystarczyło. Jak już zobaczysz ten brzask, no właśnie, trochę jaśniejsze niebo. To już jak gdyby ta senność odchodzi i ja już miałem świadomość, że się zbliżam. Że się zbliżam, pamiętam, przejechałem przez tę kartę 02, z karty, że już później idziesz na dół, dojechałem do Żukowa i to są już moje takie tereny, w sensie, ale to są tereny podwórku już. No i nagrałem, jeżeli ktoś tam mnie śledzi na Facebooku, to jest ten moment, ale koło właśnie 6 rano, 6. 20, Mijam to Wicegdańsk.
Teraz jestem wzruszony, jak o tym mówię. Ja po prostu myślę sobie, że udało się. Ja nie mogę, udało się. Po prostu się udało. Wracam do domu, do rodziny, tutaj do swoich przyjaciół, ale mam za sobą 25 dni takiego samotnego przejazdu. Ja spotykałem ludzi, rozmawiałem z kilkoma ludźmi, ale na rowerze jechałem sam. No i jestem tutaj. Kurde, no jestem po prostu. Nagrałem krótką relację. No i akurat Ty, Elżbieta, Aga, czekaliście na mnie pod domem, no a później się dowiedziałem, że to wszyscy liczyli, że przyjadę w niedzielę wieczorem i zepsuję imprezę, ale naprawdę się nie domyślałem. Naprawdę to już. . . Ale zmęczony byłeś, to już widać było, jak przyjechałeś, to widać było naprawdę już te zmęczenie po Tobie. No dobra, Sławku, powiedz mi jeszcze tak, podsumowując to wszystko. . .
Co zostało takiego najbardziej w Tobie po tym całym wyjeździe? Co takiego wewnętrznie, jakie przemyślenie takie główne po tym całym tripie, po tym całym wysiłku, po tym całym tonie motywacji, który musiałeś w siebie wlać, żeby to dokończyć? Co takiego wyniosłeś najbardziej z takiej podróży? To chyba najbardziej intensywna myśl, znaczy ich jest kilka. Ale ta najbardziej intensywna myśl dotyczy tego systemu motywacji, który wiedziałem, ale który odkryłem, który mogłem stosować. To znaczy wtedy, kiedy jest źle, albo wtedy, kiedy ta meta jest bardzo oddalona od ciebie. W Karpatach, pamiętam, była taka sytuacja, że ja. . . Bardzo szybko wprowadziłem taką zasadę, że na nawigacji nie mam napisane jak daleko mam do celu. Bo to jest po prostu bez sensu, cały czas sobie odświeżasz, patrzysz i tak dalej. Ja po prostu jechałem licząc, że to już jest za rogiem.
No to ciekawe, bo ja właśnie myślę, że patrzyłbym na tę metę, ile mam do mety i odliczałbym te kilometry. Ale to jest złote. Każdy kilometr robi się po prostu długi, coraz dłuższy, coraz dłuższy. Generalnie kilka razy miałem taką sytuację, że w końcu sprawdzałem i byłem zaskoczony, że to już tak blisko. Ale wtedy pamiętam, to była taka sytuacja, że po pierwsze było zimno, było ciemno, przekroczyłem granicę Polską, wjechałem na teren Słowacji i to jakoś tak jest, że tam ta ulica, bo ona była fajna pod względem nawierzchni, ale była zupełnie nieoświetlona i ona była dość ruchliwa. Tire mi mijały i trwały jakieś takie dyskomforty, ale też byłem zmęczony. Byłem zmęczony i myślę sobie. . . Panie Boże, spraw, żeby to było pół godzinki.
I odpala on właśnie metrykę i pokazuje, że dzieli mi od mety dwie godziny. No, więc tak. I jakby tak sobie pomyślałem, no kurde, no nie mogę się teraz na to zastanawiać, nie mogę o tym myśleć, nie mogę w ogóle wlewać żalu, tylko muszę jechać, muszę jechać dalej, słuchać Wiedźmina czy podcastów, jadę dalej. No i coś zazdzięłało po prostu. Ale tak sobie teraz myślę. w jakimkolwiek etapie życia jesteś, jakiekolwiek zadania są przed Tobą, skup się, w ogóle nie myśl o tym, że to jest daleko, skup się na tym, co teraz robisz, na pedałowaniu po prostu. I to było chyba takie dla mnie najsilniejsze odkrycie, odkrycie w cudzysłowie, no bo jesteśmy tego świadomi, ale jednak, kiedy tego doświadczasz, to ta lekcja jakby, no uczyć czegoś nowego. Po drugie, Po drugie mam apetyt na więcej. Mam apetyt na więcej.
Chciałbym na rowerze przejechać z Półlątku. . . z Półlątku. Z przylądka północnego, czyli z Nordkapu. To jest najbardziej wysokie miejsce. Z Norwegii. Z Norwegii byłeś chyba. Na Nordkap nie byłem. Byłem na LFOTH. Niedaleko. Chciałbym przejechać z Nordkapu do przylądku południowego Europy, czyli na Gibraltar. Taki europejski przejazd. Chciałbym to zrobić. Chciałbym też zrobić taki objazd z Gdańska do Gdańska, ale z zanieczyszczeniem Nordkapu, czyli zrobić wielkie koło wokół całej Skandynawii. To są takie turystyczne plany, natomiast ja teraz myślę, że rower, znaczy na rowerze w ogóle zamierzam jeździć, albo przygotowując Dajer Menel, zamierzam też jeździć turystycznie. Chcę objechać Polskę jeszcze raz dookoła w drugą stronę, ale już na ratę. Ja mam kilka takich życiowych projektów, że na przykład właśnie zaliczam główne szlaki górskie w Polsce.
Robię to już przez wiele lat, odcinek po odcinku. Skończę to przed emeryturem, tak myślę. Ja też chciałbym Polskę objechać w drugą stronę, ale dokładnie tą trasą, którą sobie zaplanowałem, robić to etap po etapie, w jakąś sobotę, niedzielę, od czasu do czasu. To są takie rzeczy. No ale może powiem, jaki mam plan na przyszły rok. Właśnie też chciałem Cię o to zapytać. No co teraz? Muszę powiedzieć, że już najgorszą część przygotowań mam za sobą. Najgorszą. Marzy mi się, żeby zdobyć koronę Europy w bardzo krótkim czasie. Czyli najwyższy szczyt każdego europejskiego państwa. Chciałbym pobić rekord. Wydaje mi się, że jestem w stanie to zrobić w ciągu dwóch miesięcy, dwóch i pół. Tutaj większym wyzwaniem jest logistyka, żeby przejeżdżać od szczytu do szczytu.
A to najcięższe przygotowanie jest takie, żeby powiedziałem już o swojej żonie i mi nie zabiła. I planujesz to za rok? Chciałbym to zrobić za rok, chociaż tutaj musiałoby się ułożyć kilka rzeczy. Jedna z najważniejszych rzeczy to okoliczności w Kandze, muszę na to pozwalać. Sam fakt, że ja wyjeżdżam na miesiąc, skoro wyjeżdżam w czasie sydonogorkowego, taki mam tutaj układ ze wszystkimi wspólnikami i współpracownikami, że mogę to zrobić, ale tam muszą się więcej rzeczy wydarzyć, muszę mieć zgodę rodziny. Teraz tutaj dostałem błogosławieństwo na ten rower, bo fakt jest taki, że moja rodzina, starsze dzieci są takie, że. . . to tam czy jadą ze starymi czy nie na urlop, to już im tak nie bardzo przeszkadza. No ale Agnieszka faktycznie zrezygnowała z jakiejś naszej rodzinnej podróży.
Nasz najmłodszy syn, no to on chyba się też za bardzo tym nie przejął, w sensie, że te nasze podróże rodzinne zawsze trochę dawały im w kość. No ale jednak, no to było tak, że myśmy z takiej podróży rodzinnej zrezygnowali na rzecz tego roweru. Więc tutaj też muszę uwzględnić interes rodziny, ale gdybyś, ja bym chciał, żeby oni jeździli ze mną z szczytu do szczytu, chciałbym zrobić coś takiego, Koronę Europy. Jeżeli nie za rok, to w ogóle gdzieś w jakimś takim sezonie, a jeżeli zdecyduję się nie robić z tego ekstremum, czyli wyczynu, to chciałbym Koronę Europy i tak zaliczyć w ramach życiowego projektu, czyli po prostu raz na kilka miesięcy zdobywać kolejny szczyt. Powiedzmy sobie szczerze, że zdobycie Koronę Europy nie jest aż tak wielkim wyzwaniem.
No bo najwyższe szczyty Litwy, Łotwy, Estonii, Watykanu, San Marino, Białorusi to są takie, że nawet nie czujesz, że wchodzisz. Ale wejść na Mont Blanc to już jest jakieś tam wyzwanie. Ciekawostka jest taka, że w Polsce mamy dwa. Szczyty Korony Europy. Wiesz jak to możliwe? Skoro bierzemy tylko po jednym szczycie z każdego państwa? Nie. Bo najwyższy szczyt Polski to oczywiście Rysy, ale najwyższy szczyt Czech to Śnieżka. bo to jest polsko-czeski szczyt. O, proszę. Także tutaj widzisz można coś zahachmecić. Tak, wiesz, na tą górę musisz wejść i na tą. Obie mam zaliczone, obie zimą w ogóle, oba szczyty zdobyte. Ale chciałbym to zrobić właśnie w jakimś takim krótkim czasie. Tam wiesz, w Rosji też się zastanawiam. I też się pojawiają wątpliwości związane z nomenklaturą i z geografią, no bo są dwie korony.
Pytanie jest takie, czy zdobywasz najwyższy szczyt każdego państwa, które ma choćby jeden metr kwadratowy na terenie Europy? Czy zdobywasz najwyższy szczyt tego państwa, ale na terenie Europy? No bo są szczyty czasami wyższe na terenie Azji. Ja bym najchętniej zaliczył i ten szczyt i tamten, żeby po prostu zapłacić wszystkim usta. No, to był ok. Czyli dwa miesiące. Tak, nie przymierzyłem się do tej kalkulacji, ale tak bym zamierzał. To są chyba 44 szczyty. No tak, ja wiem, ja wiem. Ja wiem. No ale poprzeczkę stajesz sobie wysoko. Taka podróż dookoła Polski myślę, że część osób nie zakładała w ogóle, że dasz radę. No ja myślałem od początku, że nie odpuścisz po prostu, że na pewno to zrobisz. No i wyczyn jest, jak nie patrzeć. Ja jestem strasznie z niego dumny, naprawdę jestem dumny.
Ostatnią rzecz, o której chcę powiedzieć, bo ponieważ, no wiesz o tym Kamil i myślę, że część ludzi, którzy akurat śledzi mojej podróże. Ja dużo w życiu podróżowałem na różne sposoby. Kiedyś przyjechałem w Europę i Azję właśnie pociągiem. Jeszcze wcześniej udało się świat oblecieć. Kamperem dużo jeździłeś. Bardzo dużo kamperem. Na hektary. I to jest tak, że jak wracasz nawet z trzytygodniowego albo dwutygodniowego urlopu, czy takiej podróży, ale takiej, która była bardzo intensywna, każdego dnia gdzieś indziej dużo, to masz takie wrażenie. . . To trwało rok. To jest naprawdę takie, że my zawsze jak podróżujemy z rodziną, to nie odpuszczamy. Po prostu nie odpuszczamy, zwiedzamy do upadłego, ale. . . Może powiedzieć, że z rowerem było inaczej. Ja nie pamiętam, jak te trzy tygodnie minęły, te 25 dni. O.
Może dlatego, że ja każdego dnia walczyłem o przeżycie. I każdego dnia mówiłem sobie, jadę, jadę, jadę dalej. Miałem dużo propozycji, naprawdę dużo, żeby gdzieś się zatrzymać, z kimś pogadać. Miałem ofertę noclegów wielokrotnie. I za każdym razem rozmawiałem, mówiłem, słuchaj, nie spotkamy się, jadę dalej. Jadę dalej. To jest w ogóle coś, na czym musi się skupić. I dlatego w ogóle ten przejazd mi minął tak, że go. . . Dzięki Nie pamiętam jeszcze raz, jak mi te prawie cztery tygodnie minęły. Prawie cztery tygodnie, tak. Jeszcze jedno ciekawe wosko, o którym powiedziałeś przed programem, na temat Białorusi. Wjechałeś przy samej granicy z Białorusią i coś ciekawego tam zauważyłeś. Tak, po pierwsze widziałem bardzo dużo służb policyjnych i straży granicznej. Faktycznie było ich dużo. Ale przy granicy z Białorusią, widziałem, że stoi taka cerkiew.
Może nawet wyświetla się w tej chwili. Akurat zwiedzanie cerkwi widziałem, że zajmuje mi niewiele czasu. Piękna architektura, super kolory. I widziałem, że będzie stanował błękitna cerkiew. Chciałem tam znaleźć i Kesha, i zrobić zdjęcie. I okazuje się, że obok było przejście graniczne. Stał szlaban, droga taka betonowa, którą można przejechać. I nie było tam nikogo. Płotu też nie było. Żadnego płotu, niczego. Zdjęcie sobie zrobiłem, na czym mnie nawet podkusiło, ale rzeczywiście nie zrobiłem tego, żeby po prostu przyjechać na tę stronę białoruską, tam znaleźć Kesha z kredkami, z zaliczaną, w Białorusi jeszcze nie byłem. Ale tak sobie pomyślałem, no nie będę ryzykował, bo jeszcze ktoś mnie tam odstrzeli i to się jakoś źle skończy. A nie mam czasu na to, żeby. . . Żeby teraz być odstrzelony. Dokładnie, bo muszę jechać dalej.
No to zrobiłem sobie przy tym przejściu zdjęcie, którego nie ma. Tyle. To było ciekawe. To było ciekawe, no. Ciekawa historia. No dobra, Sławku, porozmawialiśmy sobie, no i teraz chyba najbardziej kaloryczna część naszego spotkania. A, właśnie, fakty. Musimy tutaj powiedzieć jakiś fakt, nie mit, fakty autentyczne. Okej, ja mam właściwie informację, nawet nie wiem, czy to jest ciekawostka, związana z naszym tematem. Właściwie dwie, związane z tą całą podróżą. Po pierwsze Shimano, czyli taki producent. . . Najbardziej chyba znany na świecie producent osprzętu rowerowego. Tak. W trakcie mojego przejazdu ujawnił zgłoszenie patentu mówiącego o tym, że buty SPD i podały to są wpinane. Bardzo ważna rzecz, że mają teraz taki patent, że na bieżąco będzie tam wbudowany taki mechanizm, który będzie Ci regulował to zapięcie.
To jest wielkie wyzwanie, żeby sobie dobrze wyregulować, żeby Ci noga nie eksplodowała jak zrobisz 150 km. Jeżeli źle wyregulujesz, to ta noga się trzyma, co optymalizuje Ci wysiłek, ale możesz sobie wszystko porozwalać. Oni stworzyli taki mechanizm, który na bieżąco reguluje, widząc czy jesteś zmęczony, czy nie zmęczony, czy jeździsz pod górkę, czy nie. Więc na razie jest zgłoszony patet, ale wszyscy czekają już na produkcję. I to jest pierwsza informacja, ciekawostka. Chciałbym to przetestować. A druga rzecz okazało się w trakcie mojego przyjazdu, że Andrzej Sapkowski właśnie zaraz szykuje się do wydania kolejnej części o Wiedźminie. Też nie mogę się tego doczekać. Czyli teraz wystarczy czekać na pytała o Cimano i następną książkę Sapkowskiego i Sławek Rusza w dalszą trasę. Tak jest. Bardzo mi się podobał jeden z testów.
A może nie będę o tym mówił. Dobra, powiem połowę tego toastu. Jak Wiedźmin wznosił z krosnoludami za pomyślność sprawy słusznej. Taki toast wznoszę, a jaka jest odpowiedź na ten toast, to sobie sprawdźcie sami w książce. A z mojej strony fakt na dzisiaj jest taki, że mrówki nie śpią. O! Nie wiem, czy wiecie o tym, że nie potrzebują snu, no i też nie mają płuc, co jest ciekawe, i nie oddychają. Bardzo ciekawe newsy. Tak. To jest bardzo ciekawe, no bo pracowity jak mróweczka i jak widać nie zawsze jest potrzebny sen, niestety dla człowieka jest potrzebny. Sławek potrzebował się wyspać, potrzebował się dotlenić, a mrówki nie potrzebują snu i nie mają płuc. Jedna ciekawostka na koniec. Jest jakiś taki naukowiec. . .
Sprawdźcie to sobie już proszę w materiałach, ale na pewno jest, który zajmował się tematem bólu. On był naprawdę takim naukowcem z krwi i kości, bo on stworzył swoją skalę bólu, swoją jakąś tą prywatną, a w jaki sposób to zrobił? On sobie zadawał ból na różne sposoby i notował, jakie były jego odczucia. Największym bólem było ukąszenie czerwonej jaksi afrykańskiej mrówki. To był jeden z tych bóli, który sprawił, że. . . Wiem, o czym mówisz. Nie pamiętam, jak się nazywał ten naukowiec, ale jest taki kanał na YouTubie Brave Wilderness i gość daje się ugryźć wszystkim najgorszym zwierzętom, właśnie najgorszym insektom. Może to jest on. Tak, wiem, że czasami ból jest tak wielki, że traciłem przytomność, no to on właśnie stracił przytomność. Nie wiem, czy to nie jest Bullet Ant.
że ukąszenie jest jak postrzał z pistoletu. No nie, nie, że mam takie mrówki spotkać u siebie w domu. No na szczęście w Polsce takich rzeczy nie mamy. No ale kto wie, jak sobie da się następną podróż, czy to nie będzie Australia. To akurat była Afryka, no nie? Afryka czy Australia, lepiej tam na jadrowezie lepiej nie jeździć, bo jak się usiądzie gołym tyłkiem na trawkę, to może się zdarzyć coś nieciekawego i będzie postrzał. Dzięki. Słuchajcie, dziękujemy Wam bardzo. Mamy nadzieję, że podobało się. Dajcie nam znać w komentarzach, co myślicie o tym odcinku. Dajcie znać, co myślicie o podróży Sławka. Podzielcie się swoimi doświadczeniami, jeżeli mieliście takie długie podróże. Zasubskrybujcie nasz kanał, dajcie lajka. No i co? Widzimy się we wtorek na Kwadransie i za tydzień o 19 w sobotę na Low Comment.
Dzięki Sławku. Dzięki Kamil. Wszystkiego dobrego. Hej. Na razie. .