TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Ludzkość. Powstanie człowieka jako gatunku należało do najbardziej przełomowych wydarzeń w historii Ziemi. O ile wiek Ziemi datuje się na ponad 4,5 miliarda lat, to człowiek pojawił się na Ziemi zaledwie około 250 tysięcy lat temu. A zatem okres jego istnienia to jedynie 0,05 promila historii planety. W tym krótkim okresie człowiek stworzył jednak niezwykłą cywilizację. Nauczył się wykorzystywać szereg bogac naturalnych oraz dostosowywać się, by przeżyć w obliczu wielu trudności klimatycznych i naturalnych katastrof. Jednak procesy demograficzne ostatnich dekad, szczególnie związane z niską dzietnością w krajach rozwiniętych, każą nam zadać pytanie, czy człowiek nie potrafi dostosować się do jednego wyzwania, skutków rozwoju własnej cywilizacji.
Czy jesteśmy świadkami momentu przełomowego w historii ludzkości i właśnie obserwujemy początek okresu wymierania człowieka? Czy człowiek będzie jedynie chwilową efemerydą w historii kosmosu? A może to nowe wyzwanie i człowiek jest w stanie sobie z nim poradzić? Zapraszam na raport lat 20. Koniec roku to czas podsumowań. Jest to jednak również dobry moment na podjęcie decyzji, które mogą zdecydować o naszej przyszłości. Chcąc o nią zadbać pod kątem finansowym, warto rozważyć indywidualne konto emerytalne, które od niedawna dostępne jest w ofercie xtb, partnera tego odcinka. Inwestując na zwyczajnym koncie maklerskim co roku twój zysk pomniejszony zostanie o podatek odzysków kapitałowych, tzw. podatek belki. Korzystając z Ike pod warunkiem spełnienia prostych warunków uzyskujesz całkowite zwolnienie z konieczności zapłaty podatku.
Prag podatku oznacza więcej środków, które pracują na twoją emeryturę. A jeśli zdecydujesz się na wcześniejszą wypłatę zgromadzonych środków podatek zapłacisz tylko raz, nie tracąc korzyści płynących z efektu procentu składanego. Tegoroczny limit wpłat na konto Ike można wykorzystać tylko do końca grudnia. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś warto zacząć dbać o swoją finansową przyszłość już teraz. Wykorzystaj potencjał konta Ike i inwestuj w tysiące akcji i ETF-ów bez prowizji w xtb. Odcinek powstał przy współpracy z demografem Mateuszem Łakomym. Autorem książki Demografia jest przyszłością. Czy Polska ma szansę odwrócić negatywne trendy? Ludzkość narodziła się w Afryce. W wyniku migracji zasiedlała kolejne obszary Azji i Europy.
Szacunki prehistorycznej liczby ludności wskazują, że 50 tysięcy lat przed naszą erą światowa populacja Homo Sapiens wynosiła zaledwie 2 miliony. Populacja ta stopniowo i bardzo powoli rosła i 8 tysięcy lat przed Chrystusem wynosiła już 5 milionów. Ale okresy wzrostów liczby ludności przeplatały się z okresami lokalnych spadków. Przyczyną było to, że przez większą część historii ludzkości Homo Sapiens funkcjonowali jako łowcy-zbieracze, a liczba ludzi na danym terenie była określana przez podobne czynniki jak liczba zwierząt, czyli dostępność pożywienia i występowanie chorób. Jeśli liczba ludności na danym terenie urosła powyżej możliwości danego obszaru do wyżywienia takiej populacji, następowało zjawisko katastrofy umiralności w wyniku głodu i chorób powiązanych z osłabieniem organizmu oraz zgonami osób mogących utrzymywać tkankę społeczną.
Z czasem pewnego znaczenia zaczęły nabierać wojny pomiędzy poszczególnymi populacjami ludzkimi, które w wyniku zgonów spowodowanych działaniami wojennymi, zniszczeniami oraz następujących po wojnach częstych okresach głodu i epidemii ograniczały możliwości wzrostu liczby ludności. Z czasem jednak ludzie uczyli się coraz lepiej zabezpieczać dostępność pożywienia oraz zabezpieczać się przed głodem. Środkiem ku temu było upowszechnienie hodowli zwierząt oraz rolnictwa w formie m. in. uprawy figi, grochu czy roślin zbożowych na Bliskim Wschodzie, ryżu i prosa w Chinach czy kukurydzy w Ameryce Środkowej, co stanowiło podwaliny pod wzrost liczby ludności. Szacuje się, że 5 tysięcy lat przed naszą erą liczba ludności Europy wynosiła 3 miliony i zamieszkiwała głównie obszary sprzyjającego klimatycznie basenu Morza Śródziemnego.
W tym samym czasie głównymi skupiskami ludności w Azji były tereny okolic Morza Wschodniochińskiego i półwyspu Indyjskiego, wliczając dolinę rzeki Ganges. Liczba ludności Azji wynosiła około 9 milionów. Na Bliskim Wschodzie najgęściej zaludnione były obszary Anatolii i Żyznego Półksiężyca wzdłuż Eufratu i Tygrysu, przez Syrię do doliny rzeki Jordan. W Afryce ludność zamieszkiwała głównie w Delcie Nilu. W Amerykach ludność koncentrowała się w Ameryce Środkowej. Powolne upowszechnienie się zdolności panowania nad przyrodą powodowało, że liczba ludności świata przyrastała, co prawda coraz szybciej, ale wciąż powoli. 1000 lat przed narodzeniem Chrystusa wynosiła 125 milionów. W pierwszym roku naszej ery 240 milionów. 1000 lat później 335 milionów. Dopiero w drugim tysiącleciu wzrost liczby ludności zaczął powoli przyspieszać.
W roku 1300 liczba ludności świata wynosiła 435 milionów. W 1500 480 milionów. A w 1700 645 milionów. Przez cały ten okres ludzkość wciąż jednak miała problemy z epidemiami. Największe spośród nich prowadziły do olbrzymich ofiar, nie oszczędzając również elit. Dość powiedzieć, że ofiarą zarazy ateńskiej, która wybuchła w czasie wojny peloponeskiej i oblężenia Aten przez Spartę i która jednocześnie była największą epidemią starożytnej Hellady, był Sam Pericles. Ofiarą zarazy Antoninów, największej z kolei epidemii starożytnego Rzymu, padnie tylko blisko co trzeci mieszkaniec cesarstwa, ale też dwóch cesarzy, w tym cesarz filozof Marek Aureliusz. Jeszcze większe żniwo ofiar zebrała dżuma Justyniana, która rozpoczęła się w połowie VI wieku w Bizancjum.
Niektóre szacunki wskazują, że w wyniku kilku fal mogło zginąć do 100 milionów osób. Największa epidemia średniowiecza, czyli epidemia dżumy znanej jako czarna śmierć, pociągnęła za sobą między 25 a 50 milionów ofiar, a śmierć w jej wyniku dosięgła nawet połowę mieszkańców kontynentu. Jeszcze większe ofiary przyniosły kolejne fale epidemii w Meksyku, w którym nieznane wcześniej choroby, przywiezione z Europy, doprowadziły w XVI wieku do prawdziwej hekatomby, zabijając większość rdzennej ludności. Na przełomie XVIII i XIX wieku w Europie jednak rozpoczęła się prawdziwa rewolucja. Rozpoczęła się eksplozja demograficzna, która była skutkiem najbardziej fundamentalnej zmiany demograficznej w historii ludzkości, tzw. przejścia demograficznego.
Na czym ono polegało? Pierwszy etap przejścia demograficznego obejmuje niemal całą historię ludzkości aż do rewolucji przemysłowej. Otóż przez większą jej część o tym ile kobieta będzie miała dzieci, decydował przede wszystkim długość okresu pozostawania w związku z mężczyzną. Trudne warunki życia powodowały jednak, że albo matka, albo ojciec często umierali zanim kobieta osiągnęła wiek biologicznej niezdolności do posiadania dzieci. Tym niemniej przez większość historii ludzkości szacuje się, że kobieta rodziła średnio około 6 dzieci. Tak liczne urodzenia nie przyczyniały się jednak istotnie do wzrostu liczby ludności ze względu na wysoką umieralność, zwłaszcza niemowląt i małych dzieci. Szacuje się, że około 40 do 50% urodzonych dziewczynek nie dożywało wieku pierwszej miesiączki, czyli wieku nabycia zdolności do posiadania własnych dzieci.
Średni wiek rodzenia pierwszego dziecka wynosił blisko 25 lat, a tego wieku rzadko kiedy dożywała więcej niż średnio jedna córka. Zatem wysoka dzietność była równoważona przez stosunkowo niewielką długość życia, co powodowało, że liczba ludności nie zmieniała się znacząco. To pierwszy etap przejścia demograficznego. W XVIII wieku pierwsze kraje Europy weszły w drugi etap. Etap wydłużania się, trwania życia. Przyczyną były odkrycia w zakresie medycyny, takie jak przełomowe odkrycie w 1796 roku, szczepionki przeciw ospie, poprawa higieny czy zwiększenie dostępności czystej wody. Nie bez znaczenia pozostawała także dalsza poprawa produktywności rolnictwa, wynikającej m. in. sprowadzenia czteropolówki, rozwoju rynku rolnego, transportu, systemu irygacyjnego, rozwoju krzyżowania roślin i zwierząt.
Rozwoju narzędzi rolniczych czy wreszcie wprowadzenia nowych upraw, szczególnie sprowadzonego z Ameryki Południowej ziemniaka, częściowo także kukurydzy. Wskutek tego znacznie zmniejszyła się umieralność, w szczególności niemowląt i małych dzieci, umożliwiając coraz większemu odsetkowi dzieci dorosnąć i posiadać własne dzieci. Co istotne, dzietność w tym czasie wciąż pozostawała wysoka. Wskutek norm sprzyjających posiadaniu dzieci, w tym wysokiej religijności oraz braku potrzeb indywidualnych ograniczania liczby urodzeń, powodowało to, że liczba ludności zaczęła szybko rosnąć. Trzeci etap to etap, w którym dzięki dalszym odkryciom z okresu medycyny oraz poprawie higieny, takimi jak m. in. upowszechnienie wodociągów, kanalizacji czy latryn, spadała umieralność. Ale na tym etapie spadać zaczyna również dzietność, skutek m. in.
rozwoju gospodarczego sprzyjającego urbanizacji czy upowszechnienia się norm sprzyjających ograniczaniu liczby urodzeń. Tym niemniej spadek umieralności jest wciąż szybszy niż spadek dzietności i liczba ludności wciąż szybko rośnie. Etap czwarty to etap, w którym postępy medycyny i w zakresie ochrony zdrowia wciąż przyczyniają się do spadku umieralności. Ale dzietność spada również szybko, co powoduje, że liczba ludności rośnie coraz wolniej i zaczyna się stabilizować. Tym niemniej na tym etapie liczba ludności jest już znacząco wyższa niż na etapie pierwszym. Etap piąty to etap obecny, etap największej niewiadomej, ponieważ nie wiadomo czy jest to etap ostatni przejścia demograficznego czy kolejna faza przejściowa.
Na tym etapie dzietność spada tak mocno, że jest niewystarczająca by utrzymać stabilność liczby ludności, która zaczyna spadać. Higiena i medycyna są już na bardzo wysokim poziomie, więc ludzie żyją długo i rzadko umierają w młodym wieku. Ale to wciąż niewystarczające by liczba ludności nie spadała. Od tego czy etap piąty będzie ostatnim etapem przejścia demograficznego, czy też znajdziemy sposób na to by dzietność wzrosła. Zależy przyszłość ludzkości. Wejście krajów w kolejne etapy przejścia demograficznego jest ściśle związane z rozwojem społeczno-gospodarczym. Piąty etap dotyczy krajów najbardziej rozwiniętych, do których grona zalicza się także Polska.
Czynniki sprzyjające posiadaniu dzieci w krajach najbardziej rozwiniętych oraz możliwe kierunki działania w Polsce, które przyczynią się do znaczącego wzrostu dzietności, opisuje książka Mateusza Łakomego Demografia jest przyszłością. Czy Polska ma szansę odwrócić negatywne trendy? Autor identyfikuje 10 kluczowych barier do posiadania dzieci w naszym kraju. W obszarach związanych m. in. z edukacją, rynkiem pracy, finansami rodzin, mieszkalnictwem, zdrowiem, mediami czy kulturą. Link do zakupu książki znajduje się w opisie pod filmem. Tyle w zakresie teorii. Jednak jak to wyglądało w praktyce? Poszczególne kraje świata w różnym momencie wchodziły w kolejne etapy przejścia demograficznego. Różne były długości poszczególnych etapów i obecnie znajdują się na różnych etapach. Jako pierwsza w drugi etap wydłużania się życia weszła Francja.
We Francji również jako pierwszej rozpoczął się spadek dzietności. Zapoczątkowany przez zmianę systemu wartości w XVIII wieku, związany z sekularyzacją i zintensyfikował się proces kontroli urodzeń. Następnie spadek dzietności upowszechnił się w kolejnych krajach Europy z zachodu na wschód. Obejmując tereny Niemiec, Polski, Czech, a także Anglii, a później na południe w kierunku Włoch i Hiszpanii. Konsekwencją wystąpienia drugiego i trzeciego etapu przejścia demograficznego był olbrzymi wzrost udności Europy. Z niecałych 225 milionów w roku 1820 do blisko 500 milionów w 1913. I to pomimo wyjazdu w tym czasie z Europy blisko 60 milionów emigrantów do krajów nowego świata, głównie do Ameryki Północnej.
Straty wojenne z okresu I wojny światowej, sięgające w Europie 13 milionów zgonów i następującej po niej grypy Hiszpanki, która w Europie zebrała śmiertelne żniwo wielkości 2,6 miliona, zostały szybko skompensowane. Już w roku 1924 liczba ludności Europy przekraczyła liczbę ludności z 1913 roku, by 15 lat później, 1939, przededniu II wojny światowej, osiągnąć niemal 580 milionów. Nierównomierny początek poszczególnych etapów przejścia demograficznego w różnych krajach i regionach, miał też istotne znaczenie dla proporcji liczby ludności między państwami. Francja czasów Napoleona i z populacją rzędu 30 milionów była najludniejszym krajem Europy, nie licząc Rosji. Populacja Francji na początku XIX wieku była dwukrotnie większa niż populacja Niemiec, a także większa niż populacja Austrii czy państw włoskich.
Dało to Napoleonowi demograficzną przewagę, który sprawnie ją wykorzystując dla formowania i uzupełniania armii, opanował w przeciągu dekady znaczną część Europy. Ale przez cały XIX wiek dzietność w Niemczech była wyraźnie wyższa niż we Francji i wzrost liczby ludności znacznie szybszy niż nad Sekwaną. Co spowodowało, że w drugiej połowie XIX wieku liczba ludności obu krajów zrównała się. W momencie rozpoczęcia I wojny światowej populacja Niemiec wynosiła już ponad 66 milionów i była o blisko 60% większa od francuskiej. A w przededniu II wojny światowej Niemcy, mając niemal 70 milionów mieszkańców, były ludniejsze od Francji już o 2 trzecie. Tymczasem na początku obu wojen populacja Francji właściwie była identyczna, bliska 41,5 miliona mieszkańców.
Jak wspomniano, skutkiem sekularyzacji i ograniczenia urodzeń we Francji od połowy XVIII wieku była wyraźnie niższa dzietność niż w innych krajach, a następnie znacznie wolniejszy wzrost liczby ludności. Ale władze zaczęły temu przeciwdziałać. Już w 1791 roku, w okresie rewolucji francuskiej, prowadzono ulgi podatkowe dla rodzin posiadających co najmniej trójkę dzieci. Prawdziwym szokiem była jednak utrata w 1870 roku Alzazzie i Lotaryngi na rzecz Niemiec, która uświadomiła Francuzom ich pogarszającą się sytuacją demograficzną. Wówczas to, jak zauważa francuski demograf i historyk Erf Le Bra, cytat przyrost naturalny stał się wartością republikańską, ocenioną tak samo jak wolność, równość i braterstwo. W latach 30.
XX wieku wprowadzono pierwsze regulacje prawne z okresu świadczeń na rzecz rodzin, a w 1939 roku uchwalono Kodeks Rodzinny, który wyrażał wprost pronatalistyczne cele polityki rodzinnej. Po 1945 roku znaczącą rolę w kreowaniu polityki demograficznej odegrał Charles de Gaulle. Zasadniczym celem jego polityki było przewrócenie świetności Francji poprzez promowanie i stymulowanie dzietności. Rząd de Gaulle zdefiniował politykę ludnościową jako priorytet państwa francuskiego. Po II wojnie światowej Europa była już zaawansowana w spadku dzietności. W roku 1975 dzietność w Europie spadła poniżej 2,1 dzieci na kobietę, czyli wskaźnika gwarantującego prostą zastępowalność pokoleń. Od 1990 roku, czyli już od blisko 35 lat dzietność w Europie wynosi około 1,5. Europa zatem jest pierwszym kontynentem, który wszedł w piąty etap przejścia demograficznego.
W podobnym kierunku podąża Ameryka Północna, w której dzietność co prawda spadła poniżej zastępowalności pokoleń wcześniej, bo już w roku 1972 natomiast w ostatniej dekadzie XX wieku i pierwszej dekadzie XXI wieku ponownie zbliżyła się do zastępowalności pokoleń. Inaczej wygląda sytuacja w Azji. Jeszcze na koniec lat 60 dzietność była zbliżona do 6 dzieci na kobietę. Jednak od lat 70 pojawiły się bardzo silne spadki. Dzietność w Azji spadła poniżej zastępowalności pokoleń w roku 2020. Dzietność w Afryce stosunkowo najdłużej utrzymywała się na wysokim poziomie około 6,5 dziecka na kobietę. Było tak do początku lat 80. Od tego czasu jednak również dostrzegamy wyraźną tendencję spadkową, a dzietność w roku 2023 przekraczała niewiele ponad 4 dzieci na kobietę.
Jednak na każdym kontynencie przejście demograficzne w różnych państwach są na różnym etapie. Najbardziej skrajną sytuację dostrzegamy w Afryce i Azji. W Afryce najbardziej rozwinięte kraje jak LPA, Tunezja czy Maroko doświadczają spadku dzietności już od drugiej połowy lat 60, a obecnie są na poziomie zbliżonym do zastępowalności pokoleń. Po drugiej stronie widzimy kraje najuboższe, jak Chad, Mali, Niger czy demokratyczna Republika Kongo. Ale również w tych krajach na przestrzeni ostatnich lat widać wyraźne zapoczątkowanie trendu spadkowego, najpóźniej 15 lat temu. W kolei Azja jest kontynentem, gdzie w wielu krajach przejście od wysokiej do bardzo niskiej dzietności zadziało się wyjątkowo szybko. Korea Południowa potrzebowała 24 lat, by z dzietności rzędu 6 dzieci na kobietę paść poniżej zastępowalności pokoleń.
W Chinach, gdzie taka zmiana rozpoczęła się 10 lat później, na tak znaczący spadek dzietności potrzebne było już tylko 22 lata. Pośród krajów dalekiego wschodu pewnym wyjątkiem jest Japonia, gdzie dzietność była stosunkowo niska już w latach 50. , a spadła poniżej zastępowalności pokoleń już pod koniec tej dekady i od tego czasu trzymuje się na niskim poziomie. Do zdecydowanych rekordistów tempa spadku dzietności należy jednak Iran. W kraju rządzonym przez ajatollahów do spadku dzietności z 6 dzieci do poniżej zastępowalności pokoleń wystarczyło zaledwie ostatnich 15 lat XX wieku. Przypadek Iranu jest spektakularny, ale niewyjątkowy. Indie, najludniejszy kraj świata, nieco dłużej, ale również zaliczył tę ścieżkę.
Zaś Bangladeszowi, krajowi o powierzchni mniejszej niż półpolski, ale populacji wielkości połowy Stanów Zjednoczonych do zajścia poniżej zastępowalności pokoleń już niewiele brakuje. Również w Azji ostatnie kraje o wysokiej dzietności rozpoczęły trend spadkowy. W Pakistanie rozpoczął się on w latach 90 XX wieku, a w Afganistanie dekadę później. Dzietność zmierza zatem do najniższych wymiarów na wszystkich kontynentach, choć obecnie znajduje się na różnych poziomach i spadki są odmiennie rozciągnięte w czasie. Z perspektywy całej planety prognozy demograficzne ONZ do końca wieku pokazują, że w połowie XXI wieku, a zatem już za 25 lat dzietność ludzkości spadnie poniżej zastępowalności pokoleń. Do końca XXI wieku dzietność poniżej przeciętnie 2,1 dzieci na kobietę będzie występowała na wszystkich kontynentach, liczając Afrykę.
Nawet jeśli dzietność globalnie będzie spadała wolniej niż w przewidywania projekcji, głównie prawdopodobnie z powodu wolniejszego spadku w Afryce, należy się spodziewać, że i tak się dokona. Ze względu na biologiczne ograniczenia człowieka możliwość wzrostu długości życia jest ograniczona, stąd dzietność znacząco poniżej zastępowalności pokoleń prędzej czy później doprowadzi do rozpoczęcia procesu spadku liczby ludności. Spójrzmy na historię świata. Począwszy od XIX wieku faktycznie zauważamy prawdziwą eksplozję demograficzną. Pierwszy miliard mieszkańców w swej historii świat osiągnął w roku 1818. Na drugi trzeba było czekać 105 lat, na trzeci już tylko 36 lat, a czwarty zaledwie 15 lat. Barierze kolejnych miliardów ludzkość łamała regularnie co 12 lat, a po raz ostatni w roku 2022 osiągając wówczas 8 miliardów.
Ale projekcje ENZ wskazują, że na kolejne miliardy przyjdzie nam czekać już dłużej. Dla osiągnięcia dziewiątego miliarda ludzkość potrzebować będzie już 15 lat, a dziesiątego kolejne 23. I tu już wzrost liczby ludności zacznie się kurczyć. Począż od lat 80. XXI wieku, kiedy spodziewany jest szczyt wysokości 10,3 miliarda, liczba ludności świata zacznie spadać. Na ten spadek składać się będzie spadek liczby ludności Europy, który począż od roku 2021 już się rozpoczął. Azji, której szczyt liczby ludności spodziewany jest na lata 50. XXI wieku oraz Ameryki Południowej.
Liczba ludności Afryki będzie jeszcze rosła, ale od drugiej połowy XXI wieku coraz wolniej, nie kompensując spadku ludności na pozostałych kontynentach i samej zbliżając się do punktu szczytowego, który prawdopodobnie osiągnie w następnym stuleciu, rozpoczynając także dla Afryki okres spadku liczby ludności. Jak widzimy, planecie nie grozi przeludnienie. Ludzkości grozi coś dokładnie odwrotnego, czyli postępujący, niekończący się spadek liczby ludności, jeśli okazałoby się, że piąty etap przejścia demograficznego nie jest kolejnym etapem przejściowym, lecz ostatnim etapem historii ludzkości. Skąd zatem wzięła się popularna teza o światowym przeludnieniu? Cofnąć musimy się do końcówki XVIII wieku. W roku 1798 angielski ekonomista Thomas Malthus opublikował książkę An Essay on the Principle of Population.
Zgodnie z tezami Malthusa, liczba ludności ziemi rośnie wykładniczo, zaś produkcja podstawowych dóbr, przede wszystkim żywności, rośnie liniowo. W związku z tym w pewnym momencie pojawi się zjawisko, które zostało określone mianem Płapki Malthusiańskiej, zgodnie z którą przyrost liczby ludności przekroczy przyrost zdolności ludzkości do jej wyżywienia, skutkiem czego nieunikniony jest głód, ubóstwo, upowszechnienie chorób i wojna od osoby. W związku z powyższym Malthus postulował ograniczenie wzrostu liczby ludności. W wieku XIX natomiast w związku z rewolucją przemysłową, której skutkiem był m. in. omawiany wcześniej znaczący wzrost produktywności rolnictwa, zjawisko to nie wystąpiło, ponieważ mimo iż populacja szybko rosła, ludzkość nadążała z jej wyżywieniem. Myśl Malthasa miała swój renesans w latach 60. i 70.
XX wieku, kiedy w trakcie znaczącego wzrostu liczby ludności świata pojawił się ruch neo-malthusiański. Głównymi jej pozycjami były książka Paula Erlisia – Bomba Ludnościowa z 1968 roku oraz wydany w 1972 roku przez Klub Rzymski – Raport Bariery Wzrostu. Autorzy twierdzili, że wzrost liczby ludności jest wolniejszy od wzrostu wydajności rolnictwa oraz prowadzi do zużycia zasobów ziemi, postulując ograniczenie dzietności przez upowszechnienie antykoncepcji i aborcji. A jeśli istnieje taka konieczność, ograniczenie dzietności także metodami przymusowymi. Tymczasem już w czasie pisania tych pozycji następowała w światowym rolnictwie kolejna rewolucja w produktywności, która została określona zieloną rewolucją, wynikającą z upowszechnienia mechanizacji, nawozów sztucznych, środków ochrony roślin czy wprowadzenia nowych odmian.
Jednocześnie między innymi Julian Simon wskazywał, że ludzkość z czasem potrafi odkryć zastosowanie wielu zasobów, które dotychczas były traktowane jako bezużyteczne i dzięki temu osiągać zdolność do przeżycia. Na potwierdzenie słów Simona przypomnijmy sobie chociaż stosunkowo krótką, ale znaczącą karierę ropy naftowej, gazu ziemnego i uranu jako źródeł energii, dla których ludzkość stosunkowo niedawno znalazła zastosowanie, a także metali ziem rzadkich. Mimo, że liczba ludności świata od czasu publikacji tych pozycji się więcej niż podwoiła, to historia tego czasu pokazuje, że wzrost liczby ludności nie wiązał się ze wzrostem ubóstwa. W ostatnich dekadach mamy wręcz do czynienia ze spektakularnym spadkiem ubóstwa, a jeśli mamy gdzieś do czynienia ze znaczącą plagą głodu, to jest ona wynikiem wojen, korupcji czy słabości państwa.
Jak widać straszenie przeludnieniem, wciąż obecne w wielu książkach czy filmach science fiction, nie odnosi się do najbardziej prawdopodobnej przyszłości. Powstaje jednak pytanie jak bardzo niska dzietność jest problemem. Tutaj trzeba podzielić wyzwania na dwie grupy, dotykające całego świata i dotykające poszczególnych krajów. W pierwszej grupie, mimo spodziewanego spadku liczby ludności, ludzkość będzie istniała jeszcze długo ponad granice naszego życia. Ale z perspektywy historii istnienia ludzkości na Ziemi, jeśli nic się nie zmieni, zanik ludzkiej populacji będzie odbywał się błyskawicznie. Inaczej jest z perspektywy poszczególnych państw, które już weszły w piąty etap przejścia demograficznego.
W tym przypadku, jeśli nic się nie zmieni już do końca XXI wieku, a zatem zaledwie 75 lat, czego część osób obecnie żyjących już może doświadczyć, kraje o najniższej dzietności doświadczą znaczącego spadku liczby ludności. Najbardziej dotknięte będą kraje Azji Wschodniej, jeśli obecne wskaźniki demograficzne pozostaną bez zmian. Tylko do końca wieku liczba ludności Chin zmniejszy się o niewyobrażalną liczbę ponad miliarda ludzi, co będzie oznaczało spadek o 72% w stosunku do obecnej liczby ludności. Porównywalny, a nawet nieco większy spadek czeka Koreę Południową, której liczba ludności może spaść o 73%, z obecnych niecałych 52 milionów do 14 milionów mieszkańców.
Japonia natomiast utraci ponad połowę obywateli, z obecnych 122 milionów do niecałych 60 milionów, a należy pamiętać, że na roku 2100 historia się nie skończy i spadki będą kontynuowane w kolejnych latach. W Europie największe spadki czekają kraje Europy Wschodniej. Jeśli nic się nie zmieni, do liderów spadków należeć będzie Polska, której liczba ludności spadnie o 62%, z obecnych blisko 38 milionów do 14 milionów. Niewiele lepiej będzie w Rumunii, której liczba ludności spadnie o ponad połowę, zaś liczba ludności Czech spadnie o blisko 40%. Podobna sytuacja może spotkać kraje Europy Południowej, w której spadki liczby ludności będą napędzane przez Włochy, Grecję i Hiszpanię, które stracą około połowy swoich mieszkańców.
Jeśli dalej nic się nie zmieni, to liczba ludności poszczególnych krajów dalej będzie spadać do drastycznych poziomów. Weźmy przykład Polski. Utrzymanie obecnych trendów spowodowałoby, że liczba ludności nad Wisłą do roku 2200 spadnie do 4 milionów, a w 2307 spadłaby poniżej miliona, kurcząc się dalej. Ale czy kraj jest w stanie w ogóle przetrwać taki zanik populacji? Nie znamy na to jednoznacznej odpowiedzi, a zjawiska towarzyszące de populacji sugerują, że może być to poważne wyzwanie. Spadkowi liczby ludności będzie towarzyszyło jeszcze inne zjawisko, mianowicie starzenie się demograficzne.
Polega ono na tym, że wzrasta odsetek osób w wieku poprodukcyjnym, a zmniejsza się ten w wieku produkcyjnym, czyli nieco upraszczając, coraz mniej osób będzie zdolnych do pracy w przeliczeniu na jednego emeryta. Zjawisko to nie jest nowe, ponieważ starzenie się populacji postępuje już od dłuższego czasu. Dla przykładu jeszcze w 1980 roku połowa Europejczyków miała mniej niż 32 lata. W roku 2023 Europejczyk już jest przeciętnie starszy o 10 lat. Zjawisko starzenia się demograficznego będzie postępować, szczególnie w krajach o najniższej dzietności. Rejekcje ONZ wskazują, że jeśli nic się nie zmieni, na koniec XXI wieku w Chinach nie tylko będzie o ponad miliard mieszkańców mniej, to jeszcze połowa z nich będzie miała więcej niż 58 lat.
W Korei Południowej populacja będzie wówczas jeszcze starsza, a połowa Koreańczyków będzie miała więcej niż 61 lat. Powoduje to panikę z perspektywy możliwości rozwoju gospodarczego oraz zapewnienia emerytur i odpowiedniej opieki zdrowotnej na starość. Pod koniec września 2024 roku wiceminister zdrowia i dobrobytu Korei Południowej Lee Ki-il ogłosił, że jeśli nie zostaną przeprowadzone reformy, to Południowo-koreański Państwowy Fundusz Emerytalny, będący jednym z największych funduszy tego typu na świecie, zostanie opróżniony ze środków do 2056 roku. Jak podkreśla Bloomberg, ryzyko wyczerpania środków funduszu uwypukla przyszłą fatalną sytuację emerytów szybkostarzającej się Korei Południowej. W związku z tym rząd zaproponował podwyższenie składek ubezpieczeniowych z 9% do 13%, co byłoby pierwszą zmianą od 1998 roku.
Nie są to jedyne ruchy wykonywane przez rząd w Seulu. W maju 2024 roku pojawiła się informacja, że rząd analizuje możliwość przyznawania becikowego w astronomicznej wysokości będącej ekwiwalentem 300 tys. zł. W czerstu natomiast rząd ogłosił plan powołania specjalnego ministerstwa strategii ludnościowej pod kierunkiem ministra Wrędze wicepremiera, którego celem ma być m. in. tworzenie polityk przeciwdziałających niskiej dzietności i koordynowanie w tym zakresie prac różnych ministerstw. Do gospodarczych skutków zmian demograficznych zaliczyć też należy szybki spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym. Ponieważ przy spadającej liczbie ludności wzrośnie odsetek osób starszych, spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym będzie jeszcze szybszy niż spadek liczby ludności ogółem.
To jest istotne, ponieważ ludność w wieku produkcyjnym jest demograficznym fundamentem dla gospodarki i potencjału wzrostu gospodarczego. Tymczasem najnowsze analizy opublikowane przez Center for Economic Policy Research pokazują, że zmiana struktury wieku w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch już od połowy lat 90. negatywnie oddziaływała na wzrost gospodarczy, a model wskazuje, że to negatywne oddziaływanie jeszcze się pogłębi. Przypomnijmy, że pierwsza trójka z tych krajów to nie są kraje o największych problemach demograficznych w Europie.
W przypadku krajów z dużymi problemami takimi jak Polska, raport McKinsey z 2023 roku o tytule Jak unieś ambicje Polski u progu nowej ery wskazuje, że trendy demograficzne i społeczne będą czynnikiem hamującym na drodze do utrzymania wzrostu gospodarczego do 2050 roku, w takim tempie, jak średnio miał miejsce od lat 90. Jedną z barier do wzrostu gospodarczego będzie spadek popytu wewnętrznego. Jak pokazują badania POL NTA z powodu zmian demograficznych w roku 2080 zagregowany dochód z pracy w Polsce będzie o 40% niższy niż w roku 2012. I to przy założeniu istotnie wyższej dzietności w tym okresie niż była ona w ostatnich latach, co przełoży się na znacznie zmniejszany popyt na rynku.
Natomiast głośny raport Draghiego dotyczący Unii Europejskiej wskazuje, że do roku 2050 z powodu spadku liczby ludności w wieku produkcyjnym i przy założeniu utrzymania dotychczasowego wzrostu produktywności wystarczy to jedynie na utrzymanie stałego PKB wspólnoty. Raport nie wskazuje co jeśli spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym będzie w tym okresie szybszy lub produktywność będzie rosła wolniej, ani co będzie się działo po 2050 roku. Nioskować jednak należy, że w takim przypadku grozi Europie spadek PKB. Czy zatem wyższa produktywność może skompensować ubytek liczby pracujących dla utrzymania wzrostu gospodarczego? Wśród rozwiązań mających przyczynić się do skokowego wzrostu produktywności wiele nadziei pokłada się w rewolucji w stosowaniu sztucznej inteligencji.
Tymczasem pamiętać należy, że jesteśmy dopiero na samym początku znaczących działań w tym obszarze i nie możemy określić co faktycznie ona przyniesie. Co prawda inwestycje w jej rozwój dynamicznie rosną, ale lista barier do pokonania jest bardzo długa i należą do nich m. in. ograniczenia w możliwościach obliczeniowych komputerów, jakość modeli, kwestie prawne, ochrony danych czy nawet stronniczość AI w zakresie kwestii politycznych. I mimo iż najnowszy raport Uniwersytetu Stanforda wskazuje, że już teraz dzięki AI usprawnia się praca w niektórych obszarach związanych z grafiką czy pracą z tekstami, to jednak dzisiaj jak podsumowuje artykuł w The Economist nie widać jeszcze znaczącego wpływu AI na gospodarkę.
Natomiast profesor MIT i świeżo upieczony laureat Nagrody Nobla, Daron Acemoglu, przytaczany w raporcie banku Goldman Sachs z czerwca 2024 roku przewiduje cytat Biorąc pod uwagę przedmiot oddziaływania i architekturę dzisiejszej generatywnej sztucznej inteligencji, prawdziwie przełomowe zmiany nie pojawią się szybko. AI zatem może przynieść znaczący wzrost produktywności, jednak nie należy pokładać w niej całej nadziei jako potencjalnej odpowiedzi na wyzwania demograficzne. Pozostaje wreszcie odpowiedzieć czy remedium na problemy demograficzne są migracje. Z perspektywy ludzkiej populacji całego świata oczywiście nie, ponieważ przemieszczenia nie zmieniają łącznej liczby mieszkańców planety. Odpowiedź natomiast na pytanie czy migracje mogą być remedium dla poszczególnych krajów mających niską dzietność została rozstrzygnięta już na początku XXI wieku.
Kiedy demografowie ONZ sporządzili model, jakich migracji mogłyby potrzebować kraje europejskie i wybrane kraje świata by być w stanie odtworzyć liczbę ludności, która spada z powodu niskiej dzietności. Zgodnie z tymi wyliczeniami, żeby Europa w przeciągu 50 lat utrzymywała stałą liczbę ludności, musiałaby w tym czasie pozyskać ponad 95 milionów migrantów, a dla utrzymania stałej liczby ludności w wieku produkcyjnym liczba migrantów musiałaby w tym czasie przekroczyć 160 milionów. Trudno spodziewać się by było możliwe pozyskanie takiej liczby migrantów o odpowiednich zdolnościach adaptacyjnych. Wnioskować zatem należy, że migracja nie jest rozwiązaniem problemów demograficznych.
Selektywna migracja i drenaż mózgów osób o wysokich kompetencjach może przyczynić się do zapełnienia wakatów w obszarach o wysokiej specjalizacji, ale wciąż to za mało by zasypać demograficzną lukę we wszystkich obszarach. Jak zatem należy zauważyć, odpowiedzią na wyzwanie demograficzne jest jedynie wzrost dzietności. Nie tylko z perspektywy długofalowego istnienia człowieka na Ziemi, ale też rozwoju, a nawet przetrwania poszczególnych państw i narodów. Dla możliwości zwiększenia dzietności trzeba skoncentrować się na krajach najbardziej rozwiniętych, ponieważ to właśnie w nich dzietność spada do poziomu głęboko poniżej zastępowalności pokoleń.
Czynniki ograniczające dzietność w krajach najbardziej rozwiniętych są dość uniwersalne, choć każdy z nich ma inną skalę w poszczególnych krajach, a zatem w jednym kraju wpływa silniej, a w innym słabiej na łączną dzietność danego kraju. Przedstawiając poszczególne bariery potrzebujemy kraju ochotnika, który może posłużyć za przykład. Idealnym kandydatem jest Polska. Kraj, którego współczynnik dzietności szoruje po dnie. Z jednej strony Polska po upadku systemu komunistycznego w latach 90. jest niekwestionowanym europejskim liderem w zakresie wzrostu gospodarczego. Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej Polska przyjęła miliony uchodźców wojennych, którym obywatele Polski w bezpercedensowy sposób udzielili schronienia w swoich własnych domach, a część z nich została na dłużej.
Z drugiej strony Polska jest krajem o jednej z najniższych dzietności na świecie i według szacunków dotyczących 2024 roku, drugiej najniższej w Europie. Oczywiście z wyjątkiem pogrążonej w wojnie Ukrainy. Jakie są zatem najważniejsze aspekty wpływające na dzietność? Oczywiście dla każdego z nas decyzja o założeniu rodziny będzie uwarunkowana innymi czynnikami. Jednak nie ulega wątpliwości, że zwykle najpierw potrzebny jest związek, który daje poczucie bezpieczeństwa, zaangażowania partnera i pewną chociaż ręko imię trwałości. Cechy takiego związku zwykle najlepiej spełnia małżeństwo. W Polsce szczególnie młodzi myślący o dzieciach chcą poprzedzić staranie się o potomstwo ślubem. Brak związku o takich cechach w znacznej większości przypadków w praktyce eliminuje z możliwości posiadania dzieci.
W Polsce 40% osób w wieku 20-39 lat, czyli takim w którym rodzi się znacznie powyżej 90% dzieci, nie jest w żadnym związku, a zatem w praktyce nie ma możliwości posiadania własnego potomstwa. Pary jednak nie powstają w sposób przypadkowy, tylko wówczas gdy kobieta i mężczyzna są pod wieloma względami do siebie podobni. Najważniejsze z punktu widzenia decyzji o posiadaniu dzieci jest podobieństwo pod względem statusu społeczno-ekonomicznego. Na jego poziom wpływa wiele rzeczy, np. rodzaj wykonywanego zawodu, dochody, szacunek społeczny czy wykształcenie. Badania, w tym m. in.
zebrane w słynnej książce Dawida Busa Ewolucja Pożądania pokazują, że ile ważne jest by kobieta i mężczyzna mieli status podobny, co nazywane jest homogamią, to idealnie gdyby mężczyzna miał odrobinę wyższy, co z kolei nazywane jest hipergamią. To być może niepoprawne polityczne spostrzeżenie, jednak takie są fakty. Na najbardziej ogólnym poziomie długofalowo na status społeczny najbardziej wpływa wykształcenie, określając np. przyszłe zarobki i będące fundamentem do otwierania z czasem kolejnych drzwi na drodze awansu społecznego. W krajach rozwiniętych tymczasem powszechna jest luka edukacyjna, tzn. większy odsetek młodych kobiet ma wyższe wykształcenie niż mężczyzn. Ta luka jest szczególnie duża w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
W Polsce wykształcenie wyższe ma ponad połowa młodych kobiet i jedynie co trzeci mężczyzna. Luka zatem wynosi blisko 20 punktów procentowych, choć w niektórych krajach regionów ta luka jest jeszcze większa. Wskutek tego znaczna część kobiet z wyższym wykształceniem nigdy nie znajdzie partnera i nie będzie miała dzieci, podobnie jak część mężczyzn z wykształceniem średnim i zawodowym. Kiedy jednak założymy, że para tworzy udany związek, to napotykamy na kolejną przeszkodę – niestabilność zatrudnienia. Brak poczucia przewidywalności dochodów w przyszłości powoduje, że para nie tylko powstrzymuje się od starania się o dziecko, ale też często nie może zdecydować się na małżeństwo. Przyczyną jest wielokrotne zatrudnianie jednej osoby na umowy na czas określony.
To ważna bariera do posiadania dzieci szczególnie w krajach Europy Zachodniej, ale również w Polsce, gdzie odsetek zatrudnienia młodych na czas określony jest szczególnie wysoki. To nie jedyne wyzwanie związane z pracą. Dla decyzji o urodzeniu pierwszego dziecka ważne jest, by rodzice pracowali na pełen etat, który na początku aktywności na rynku pracy daje stosunkowo najwyższe możliwe zarobki. A dodatkowo w przypadku matek od wysokości wynagrodzenia obliczany jest zasiłek macierzyński, a zatem cały etat gwarantuje wyższe świadczenie. Natomiast dla starania się o dziecko drugie czy trzecie ważne jest możliwość pracy na części tatu, co ułatwia łączenie pracy z opieką.
O ile dostępność pracy na części tatu nie jest znaczącym problemem w krajach Europy Zachodniej czy Północnej, a w Szwajcarii, Austrii czy Holandii więcej kobiet pracuje na części tatu niż na cały etat, to w Europie Centralno-Wschodniej, w tym w Polsce bardzo niewiele osób ma tę możliwość. Zauważyć należy, że w związku z dynamicznym wzrostem dochodów w tym regionie niskie zarobki coraz słabiej tłumaczą niewielki odsetek pracujących na części tatu, a większym wyzwaniem jest nieelastyczność rynku pracy. Elastyczność pracy z perspektywy rodziców ma szczególne znaczenie w pierwszych latach po urodzeniu dziecka, kiedy rodzice zastanawiają się jak się nim zajmować, kiedy będzie jeszcze bardzo małe i jak łączyć opiekę z pozyskiwaniem dochodów dla rodziny.
Wbrew obiegowym opiniom żłobki co do zasady nie sprzyjają lub bardzo słabo sprzyjają posiadaniu dzieci. Dużo większy efekt mają stosunkowo długie i dobrze płatne urlopy po urodzeniu dziecka, pozwalające rodzicom, głównie matce, skoncentrować się na dziecku przy zachowaniu bezpieczeństwa finansowego rodziny i unikaniu stresu związanego z koniecznością łączenia, pójścia do pracy i dbaniem o dziecko. Pod tym kątem lepszą ofertę rodzicom dają kraje Europy Środkowo-Wschodniej, takie jak Czechy, Litwa, Łotwa, Polska czy Rumunia, często oferując znaczne zasiłki przez dłużej niż rok, podczas gdy kraje zachodu i północy kontynentu koncentrują się na oferowaniu opieki żłobkowej. Ponadto możliwość posiadania dzieci jest też silnie związana z warunkami mieszkaniowymi.
Wysokie ceny w stosunku do mediany wynagrodzeń zmniejszają ich dostępność, powodując odkładanie w czasie i często rezygnację posiadania dzieci. Dodatkowo wysokie ceny zwiększają skłonność do kupowania coraz mniejszych mieszkań, co ogranicza możliwość posiadania więcej niż jednego dziecka. Obecnie najdroższym miejscem na świecie z perspektywy dostępności mieszkań jest Hongkong, gdzie dla zakupu przeciętnego mieszkania trzeba wydać 19-krotność mediany rocznych dochodów rodzin. Szacuje się, że rosnące ceny mieszkań w Hongkongu w latach 1971-2005, w aż 65% odpowiadają za spadek dzietności w tym czasie, która spadła z poziomu 3,46 do zaledwie 0,96, w tym czasie. W Polsce dodatkowo ważne dla starania się już o pierwsze dziecko jest to, by mieszkanie było własnościowe.
Istotne znaczenie dla dzietności ma też rodzina pochodzenia potencjalnych rodziców. Osoby pochodzące z rodzin, które się rozpadły, czy to rodzice będący w małżeństwie się rozwiedli, czy też będący w związku nieformalnym się rozeszli, mają większe ryzyko rozpadu własnego związku. Osłabia to postrzeganie małżeństwa jako związku w istocie trwałego i przez to bezpiecznego oraz zmniejsza zdolności do posiadania potomstwa przez już dorosłe dzieci. W Europie rozwody upowszechniły się od lat 60. z 10 rozwodów na 100 małżeństw w roku 1965 do 45 rozwodów na 100 małżeństw 50 lat później, co oznacza wzrost znaczenia na małżeństwie. Zatem dzisiaj dorosłe są już kolejne pokolenia wychowywane w okresie powszechności rozpadu związków.
Niestety nie wiemy jaki odsetek doświadczył rozpadu związku nieformalnego, który w zamyśle pary miał być trwałym zamiennikiem małżeństwa. W Polsce rozpada się co dziesiąte małżeństwo, a w Polsce rozwija się co dwie, a w Polsce rozwija się co trzy. To jedynie kilka powodów, z długiej listy dla których dzietność w krajach najbardziej rozwiniętych jest niska. Obok pojawienia się dużej listy barier zmieniła się również motywacja. Motywacja do posiadania potomstwa przez już dorosłe dzieci, które znalazły się w roku 1970 do 45. W tym roku w Polsce rozwija się jeszcze 1,7 miliona dzieci.
O ile kiedyś człowiek posiadał klarowny interes w posiadaniu potomstwa, mogło być to wzmocnienie liczebności danego plemienia w prehistorii, czy dodatkowa pomoc na gospodarstwie jeszcze do niedawna, tak dzisiaj motywacja wynika niemal wyłącznie z miłości i szerszych wartości emocji, a także z pomocy na złożone władzy, z pomocy na złożone władzy, z pomocy na złożone władzy, z pomocy na złożone władzy. Tymczasem motywacja wynika niemal wyłącznie z miłości i szerszych wartości emocjonalnych, jakie wnoszą dzieci oraz kwestii nazwijmy to metafizycznych. Człowiek podejmuje się tej próby nie dlatego, by na niej coś mierzalnego zyskać, lecz by ofiarować siebie, swój czas, pieniądze, zaangażowanie, bez oczekiwań otrzymania czegoś w zamian.
Złożoność czynników jednocześnie wpływających na to, że dzietność jest niska powoduje, że tak trudno jest dziś w świecie znaleźć choćby jeden przykład realizowanej kompleksowej polityki, która odwróciłaby negatywne trendy. Wiele krajów rozwiniętych, szczególnie Europy Zachodniej, łoży ogromne pieniądze na pobudzenie dzietności, jednak w żadnym z tych krajów trudno szukać trwałego odwrócenia trendu i powrotu na ścieżkę ponad wskaźnika 2,1 dziecka na kobietę. Śród przyczyn wskazać można to, że pieniądze te są przeznaczane niemal wyłącznie na politykę rodzinną, czyli różnego typu ulgi podatkowe, transfery, zasiłki, budowę żłobków czy zróżnicowane urlopy dla matek i ojców.
Można nawet powiedzieć, że kraje najbardziej rozwinięte tkwią w pułapce polityk rodzinnych, stawiając mniej czy bardziej świadomie znak równości między nimi, a działaniami mającymi wspomóc wzrost dzietności, a ignorując w tym zakresie np. kwestie, które już zostały spełniane we wcześniejszej części filmu, jak wyrównanie wyników edukacyjnych kobiet i mężczyzn, poprawa warunków rynku pracy, dostępności mieszkań dla najmłodszych dorosłych czy wsparcia psychologicznego i umiejętności budowania relacji. Jednak nie jest to powód, by zaprzestać polityki rodzinnej. Robiona umiejętnie jest warunkiem koniecznym, ale wciąż niewystarczającym dla wzrostu dzietności. Jednocześnie jest o co walczyć.
Wskaźnik dzietności rzędu 1,9 w przypadku Polski, o której mówiliśmy wcześniej, oznacza w 2100 roku dwa razy więcej obywateli, ponad 28 milionów, niż w przypadku wskaźnika rzędu 1,3 – około 14 milionów. A ewentualne dalsze zbliżenie się dzietności do zastępowalności pokoleń oznacza długofalowo stabilizację liczby ludności i uniknięcie ryzyka kończącego się spadku jej liczby. Zatem każdy ułamek promila jest, z narodowego punktu widzenia, na wagę złota. Będąc szczerym trzeba jednak zauważyć, że istnieje jeden wyjątek w skali świata – Izrael. Jest to jedyny kraj rozwinięty, który ludnościowo dalej rośnie i znacząco przebija próg zastępowalności pokoleń, notując współczynnik dzietności na poziomie 3. 0.
O ile na dzietność Izraelczyków ma wpływ pozytywna polityka prorodzinna, tak też nie da się ukryć, że z uwagi na swoje położenie międzynarodowe i ciągłe poczucie zagrożenia oraz biorącej się z niej wewnętrznej potrzeby mobilizacji, Izrael dysponuje znaczącymi zasobami energii społecznej sprzyjającej posiadaniu dzieci. Duże znaczenie ma także postawa Żydów ortodoksyjnych. Dlatego Izrael stanowi dość unikalny przykład, który ciężko powtórzyć, ale zauważyć należy, że religijność w chrześcijaństwie, która jest główną religią w Europie, również znacząco sprzyja dzietności. Jak zatem to wszystko możemy podsumować? Spadek dzietności jest problemem egzystencjalnym, z którym ludzkość jako całość musi się zmierzyć. Polityka rodzinna jest dobrym punktem startowym i warto zdejmować obciążenia finansowe z osób, które podejmują się w wysiłku wychowania dzieci.
Niemniej drugim, być może niemniej ważnym czynnikiem jest wyjście poza jej ograniczenia i realizacja działań całościowych także w innych obszarach. Nie bez znaczenia jest także budowanie pozytywnego przekazu posiadania rodziny. Coś, co często stoi w sprzeczności z ideami współczesnego świata, w którym dominującą rolę często zajmuje konsumpcja, kariera, wygoda czy własny wizerunek kreowany przez media społecznościowe. Jak wnioskował w swojej książce Studium Historii Arnold Toynbee, określany najwybitniejszym historiosofem wszechczasów, śledząc wzrost i upadek wszystkich cywilizacji w historii świata dostrzegł prawidłowość, że cywilizacje wzrastają, jeśli są w stanie dać twórczą odpowiedź na wyzwania otaczającego je świata. Cywilizacje natomiast upadają, kiedy tę zdolność tracą. Czy ludzkość zatem podejmie działania, które ochronią ją przed własną, powolną zagładą? Nie wiadomo.
Jednak wiadomo, że ludzkość na drodze ewolucji pokonywała przeróżne problemy, więc istnieje szansa, że i tym razem znajdziemy w sobie niezbędną energię. Ten film nie wyczerpuje obszernego tematu demografii oraz znaczących czynników ograniczających dzietność w krajach najbardziej rozwiniętych. Więcej informacji na ich temat ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji w Polsce i możliwych działań na rzecz zwiększenia dzietności przeczytasz w książce Demografia jest przyszłością. Z tego miejsca zachęcam do zakupu książki. Link poniżej. Partnerami kanału są Kasa Playa, zapewniająca kompleksową obsługę w zakupie nieruchomości w Hiszpanii, aplikacja inwestycyjna xtb, Greencel, dostawca nowoczesnych rozwiązań w branży elektromobilności, a także KFD, polski producent suplementów diety i żywności funkcjonalnej. Dziękujemy także naszym patronom, których wsparcie umożliwia nam tłumaczenie treści na wiele języków.
Niezmiennie również zachęcam do wspierania akcji Paczki dla Ukrainy. Dzięki za uwagę. .