TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Cześć, witam was serdecznie. Bardzo cieszy mnie wasza obecność. Zaczynamy, a więc proszę o wyrozumiałość, gdyż są to tak naprawdę nasze początki i wraz ze stroną zaginieni przed laty postanowiliśmy również w takiej formie przedstawiać zaginięcia. Te aktualne, jak i również te z archiwum, do których bardzo często wracamy. A dzisiaj zajmiemy się sprawą Ani Jałowiczor. Moi drodzy, zaczynamy. Zaginięcie dziecka to dla każdego rodzica ogromny ból i bezsilność. Cierpią również najbliżsi, w tym także rodzeństwo. Co wydarzyło się z dziećmi, które na przestrzeni czasu nigdy nie wróciły już do domu? Gdzie teraz są? Czy żyją? Czy mają jakąkolwiek świadomość tego, co się wydarzyło? Tych pytań jest naprawdę mnóstwo. A odpowiedzi? Dominik Jałowiczor od lat z determinacją próbuje dowiedzieć się, co się stało z jego siostrą.
Dziewczynka zaginała w bardzo ważnym dniu dla niego. I dlatego już urodziny zawsze będą kojarzyć się z pustką, którą nie można zapełnić. Jego siostrzyczka, którą tak bardzo kochał, znika bez śladu. Czy ktoś z was zwraca uwagę na szczegóły? To w jaki sposób kończymy rozmowę z bliskimi nam ludźmi? Po co, jeśli ta rozmowa jest właśnie ostatnią? Ania Jałowiczor we wspomnieniach swoich bliskich jest słodką, filigranową dziewczynką z dużymi kokardkami, które nosiła we włosach. Ze zdjęć usmiecha się do nas brązowo oka blondynka, niewinna i niezwykle ciepła. Brat Ani, Dominik, nie pamięta, aby kiedykolwiek się kłócili. Często razem się bawili, mieli wspólny pokój. Najwięcej dają mi zdjęcia, mówi w rozmowie z panią Anną Strzelczyk, która ostatnie lata swojego życia poświęciła sprawie Ani.
Na zdjęciach rodzeństwo jest beztroskie i szczęśliwe. I to szczęście ktoś im zabrał, dokładnie w dzień urodzin Dominika. Koleżanki z podwórka oraz szkolnej ławki mówią o Ani jak o małym aniołku. Nigdy się nie złościła, nie obrażała. Była wspaniałym kompanem na placu zabaw przed domem. Razem w tajemnicy chodziły nad rzekę, choć Ania niechętnie podchodziła do zabaw, które wiązały się z jakimkolwiek ryzykiem. Była bardzo ostrożna. Dziewczynki były mistrzyniami zabawy wchowanego. Miła, wesoła, uczynna, koleżeńska. Nigdy nie chorowała, pomimo tego, że była najmniejsza w klasie. Rodzice Ani wyjechali za chlebem do Francji. Chcieli kupić nowe mieszkanie, ponieważ do tej pory wynajmowali, a koszt był wysoki. Uznali, że zamiast płacić komuś za wynajem, postarają się o własne cztery kąty.
Z tego powodu też dzieci musiały przeprowadzić się z Andrychowa do dziadków, do Simoradza. Simoradz to malownicza miejscowość w województwie śląskim w powiecie cieszyńskim. To właśnie w tej spokojnej wsi wydarzyła się tragedia, która do dzisiaj nie daje spokojnie zasnąć rodzinie czy osobom od lat zaangażowanym w poszukiwaniu dziewczynki. Obecnie 37-letniej kobiety. Dla Ani ta przeprowadzka była strasznie trudna. Traciła swoje przyjaciółki, do tego rozłąka z rodzicami. Jednak w nowej szkole szybko nawiązuje nowe znajomości, a poczucie bezpieczeństwa daje jej fakt, że jej babcia pracuje tam jako woźna. Uczęszcza tam też jej kuzynostwo. Dzieci tęsknią za rodzicami, ale w święta Bożego Narodzenia odwiedza ich tata. Mama miała przyjechać wiosną. Niestety, jak się później okazało, nie zobaczyła już nigdy więcej swojej córki.
24 stycznia 1995 roku Dominik obchodził swoje dziewiąte urodziny, a Ania szykowała się na dyskotekę szkolną. Mężczyzna ma tylko dwa wspomnienia z tego dnia. Pamięta, że Ania prosiła ciocie o pomoc w wyborze stroju na zabawę i że Ania poprosiła ciocie o zacerowanie dziurki w getrach. Nie pamięta, czy ciocia to zrobiła. Kolejnym wspomnieniem są niebieskie światła policji i straży pożarnej. Jako dziecko nie był świadomy całej sytuacji. Brat Ani nie pamięta, jak wtedy obchodził swoje urodziny. Do dzisiaj właściwie nie świętuje tego dnia. Nie potrafi. Ania na imprezę szkolną ubiera się w bordowe getry oraz czarny pół golf w czerwono-czarno-żółtą kratkę. W uszach miała złote kolczyki w kształcie kwiatka z cyrkonią w środku. Na zabawie karnawałowej miała bawić się dobrze.
Inni mówili, że była znudzona i niespokojna. Pytała kilka razy o godzinę. Podchodziła do okna. Teraz trudno już zweryfikować, która wersja jest prawdziwa. Być może obydwie. O godzinie 19. 50 Ania wyszła z budynku szkoły razem ze swoim kolegą. Pieszo mieli udać się do swoich domów. Po około 100 metrach dzieci rozeszły się. Kolega Ani Jacek trafił do swojego domu. Ani nie ma do dziś, choć przed sobą miała tylko kilkaset metrów. Do wyboru miała dwie drogi. Którą z nich wybrała? Mogła okrążyć dwa stawy bądź przejść dróżką pomiędzy nimi. Kiedy Ania długo nie wracała do domu, dziadkowie zaczęli szukać jej na własną rękę u szkolnych koleżanek. A kiedy tam jej nie znaleziono, babcia Ani o godzinie 22.
00 zgłosiła zaginięcie na policję. Porozmawiajmy teraz o tropach. Dziesięciolatki szukano wszędzie, również u dziadków koło Andrychowa. W terenie szukało jej prawie 300 osób. Sprawdzano ponad 12 kilometrów w terenie. Policja, straż pożarna. Pomagały nawet osoby starsze, jednak nie natrafiono na żaden ślad. Początkowo uznano to za dobry znak, bo przypuszczano, że Ania nadal żyje. Jednak z biegiem czasu rodzina i osoby poszukujące Ani modliły się o jakikolwiek znak, choćby mały skrawek ubrania, który dałby jakikolwiek punkt zaczepienia. Punkt zaczepienia pojawił się dopiero po przesłuchaniu świadków, którzy zeznali, że tego dnia widzieli biały, beżowy bądź szary fiad 125 lub ładeł. Samochód odjeżdżał spiskiem właściwie z miejsca porwania dziewczynki.
Jeden ze świadków dodatkowo słyszał krzyk dziecka, a drugi z całą pewnością zeznał, że samochód porywaczy był widziany na skrzyżowaniu ulicy Krętej z Główną. Wyjeżdżał z Krętej i skręcił w prawo w kierunku dębowca. Do dzisiaj niestety nie udało ustalić się, do kogo należało auto oraz kim byli porywacze. Policji udało się sporządzić portrety pamięciowe, ale również nie zgłosił się nikt, kto znałby te osoby. Warto jeszcze podkreślić jedną rzecz. W trakcie poszukiwań Ani Jałowiczo grupa poszukiwawcza znalazła dokumenty zaginionej 23 stycznia, czyli dzień przed zaginięciem Ani, Helena N. Helena N. przyjechała w odwiedziny do swojego brata, który był nauczycielem miejscowej szkoły. Ostatni raz zaginiona kobieta widziana była w urzędzie gminy w Dębowcu, w sąsiedniej miejscowości.
Tydzień po odnalezieniu dokumentów Helena N. w stawie niedaleko od miejsca uprowadzenia Ani wyłowiono zwłoki kobiety. Sekcja ujawniła, że śmierć kobiety nie nosiła z namiąt przestępstwa. Helena N. miała być pod wpływem alkoholu. Policja nigdy nie powiązała dwóch spraw. Czy to możliwe, że w tak spokojnym miejscu w przeciągu dwóch dni dochodzi do dwóch niepowiązanych ze sobą tragedii? Podobno tak. Teorie W ciągu 27 lat powstało kilka teorii na temat uprowadzenia małej Ani, ale jedną z najbardziej prawdopodobnych możemy posłuchać w podcaście Tropiciele Zbrodni. Samochód, którym poruszali się domniemani sprawcy widziany był już wcześniej w okolicy. Mężczyźni zaczepili również inne dziewczynki, kręcili się koło szkoły.
Pojawia się więc motyw seksualny, a analizując wszystkie fakty można wysnuć przypuszczenie, że porowanie zostało zaplanowane. Czy porywaczami były osoby z okolic Simoradza? Czy obserwowali Anię? Czy znali jej zwyczaje? Czy pojawili się tam przypadkiem, akurat wtedy, kiedy w szkole była karnawałowa dyskoteka? Czy osoby te były w jakiś sposób związane ze szkołą czy środowiskiem Ani? Po trzech miesiącach śledztwo o sprawie uprowadzenia Ani Jałowiczor zostało umorzone. Sprawców nie wykryto do dzisiaj, a w styczniu 2023 roku minie 28 lat, od kiedy Ania wyszła z domu babci po raz ostatni. I właściwie tutaj moglibyśmy zakończyć naszą historię, gdyby nie ludzie, dzięki którym pamięć o Ani i jej tragicznej historii jest ciągle żywa. Brat Ani, pan Dominik ciągle wraca do sprawy zaginięcia swojej siostry.
Niedawno powstał dokument o Ani, a pani Anna Strzelczyk, która prowadzi podcast Tropiciere Zbrodni, nagrała odcinek, w którym usłyszeć możemy najrzędniejszą wersję historii uprowadzenia Ani. Powstała również grupa poszukiwawcza na Facebooku, gdzie udostępniane są materiały z gazet, zdjęcia dziewczynki, ale także wspomnienia znajomych Ani z dawnych lat. Sprawą zajęło się Śląski archiwum X. Być może niedługo dowiemy się, co tak naprawdę stało się z dziesięciolatką. Jedno jest pewne, Ania jest wśród nas, w naszych sercach i to z pewnością nie jest jeszcze koniec. My drodzy, rysopis Ani. Wsrost około 135 cm. Budowa ciała krępa proporcjonalna. Włosy długie do połowy pleców, lekko kręcone blond. Oczy bardzo ciemny brąz. Znaki szczególne. Brak zębów mlecznych.
Czwarty i piąty w szczęce dolnej oraz górnej. Jaśniejsze znamie barwnikowe pod prawej stronie pod klatką piersiową. Rysopis prawdopodobnych sprawców. Pierwszy około 30 lat. Średni wzrost, sylwetka średnia. Włosy dłuższe, możliwe że związane z tyłu. Drugi około 40 lat. 180 cm wzrostu, sylwetka tęga. Jeśli ktoś z Państwa wie, co się stało, 24 stycznia 1995 roku może przerwać milczenie i anonimowo przekazać informacje naszej redakcji, jak i administracji grupy na Facebooku o zaginięciu Ani, bądź też zadzwonić na numer alarmowy policji i zgłosić się na najbliższy postarunek policji.
Dodam jeszcze, że w połowie stycznia tego roku, dzięki rozpowszechnionej akcji informacyjnej, pojawiło się kilka wątków, które mogą doprowadzić do prawdy w sprawie zaginięcia siostry pana Dominika Jałwiczora. Mężczyzna rozwinął wątek w rozmowie z TVN24. Dodał, że nowe informacje pojawiły się przed Bożym Narodzeniem. Zaznaczył również, że nie może jednak zdradzić szczegółów, ale poprzez ostatnie lata nie było tak silnego i spójnego sygnału. Źródłem informacji jest osoba, która sama znalazła kontakt do najbliższych zaginionej. Informator powiedział, że prawie 30 lat bił się z myślami i poczuciem winy. Zdaniem interii świadek miał przekazać, że ciało dziewczynki zostało ukryte niedaleko miejsca jej zaginięcia. Informator miał też wskazać osobę, która była odpowiedzialna za zbrodnie.
Na razie nie wiadomo, kiedy śledczy rozpoczną przeszukania terenu. Ja wszystkim serdecznie dziękuję, jak i również dziękuję redaktorom strony prowadzonej na Facebooku zaginieni przed laty. Mam nadzieję, że historia Ani w końcu zostanie rozwiązana, a bliscy poznają prawdę oraz zaznają spokoju, którego tak długo już potrzebują. Jednocześnie zapraszam wszystkich na nasze media społecznościowe, na Facebooka, na stronę zaginieni przed laty, jak i również na TikToka. Etyka zbrodni. Jeszcze raz wszystkim serdecznie dziękuję i pozdrawiam. .
Informujemy, że odwiedzając lub korzystając z naszego serwisu, wyrażasz zgodę aby nasz serwis lub serwisy naszych partnerów używały plików cookies do przechowywania informacji w celu dostarczenie lepszych, szybszych i bezpieczniejszych usług oraz w celach marketingowych.